– Od kiedy to jesteś pesymistą?
– Od kiedy opuściłaś dwór – odparł.
Na jego twarzy zagościł smutek. Dotknęłam jego policzka.
– Tęskniłam za tobą.
– Ale bardziej za dworem. – Przycisnął moją dłoń do swojej twarzy. – Widzę to w twoich oczach, Merry. Stara ambicja nie rdzewieje.
Zabrałam rękę.
– Nie jestem ambitna w taki sposób, jak na przykład Cel. Po prostu chcę czuć się w miarę bezpieczna, a to, niestety, wiąże się z pewnymi politycznymi posunięciami.
Położyłam aksamitny woreczek na kolanach i wciągnęłam golf. Włożyłam spodnie, przypięłam pistolet i noże. Na wszystko nałożyłam żakiet.
– Starła ci się szminka – powiedział Galen.
– Jest na tobie – odparłam.
Wyjęłam z torebki lusterko, a następnie ponownie nałożyłam szminkę i starłam ją z jego ust chusteczką. Przeczesałam szczotką włosy. Byłam ubrana. Nie mogłam tego dłużej odkładać.
Podniosłam pierścień w półmroku. Był za duży na mój środkowy palec, więc włożyłam go na wskazujący. Na prawą rękę, nawet się nad tym nie zastanawiając. Pierścień był ciepły, jak czyjś dotyk, przypomnienie, że czeka, aż zorientuję się, co mam z nim robić. Albo on zorientuje się, co ma robić ze mną. Ufałam jednak mojemu zmysłowi magii. Pierścień nie emanował złą mocą, choć to nie znaczyło, że nie należy uważać. Magia jest jak każde narzędzie: jeśli nie traktujesz jej z szacunkiem, może się zwrócić przeciwko tobie. W większości wypadków jest mniej niebezpieczna niż piła elektryczna. Jeśli jednak niewłaściwie użyjesz piły albo magii, możesz stracić życie.
Próbowałam zdjąć pierścień, ale nie chciał zejść. Serce zaczęło mi bić nieco szybciej; oddech uwiązł w gardle. Zaczęłam ciągnąć go gwałtownie, czując rosnącą panikę, potem przestałam. Zrobiłam kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić. Pierścień był prezentem od królowej – już sam jego widok na moim palcu sprawi, że inni będą podchodzili do mnie z większym respektem. Pierścień, tak jak samochód, miał własne plany. Chciał zostać na moim palcu i pozostanie tam, dopóki nie będzie chciał zejść albo dopóki nie dowiem się, jak go zdjąć. Nie robił mi krzywdy. Nie było powodów do paniki.
Wyciągnęłam rękę do Galena.
– Nie chce zejść.
– Tak samo było kiedyś z królową – powiedział i wiedziałam, że te słowa miały mnie pocieszyć. Przyciągnął moją dłoń do swoich ust i pocałował ją delikatnie. Kiedy jego palce musnęły pierścień, nastąpiło coś w rodzaju wyładowania elektrycznego, ale to nie była elektryczność. To była magia.
Galen puścił moją rękę i odsunął się.
– Ciekawe, czy dotyk Barinthusa też by to sprawił.
– Ja też jestem tego ciekawa – powiedziałam.
Głos Barinthusa dobył się z interkomu.
– Będziemy u twojej babci za jakieś pięć minut.
– Dzięki – odparłam.
Zastanawiałam się, co powie, kiedy zobaczy pierścień. Barinthus był najbliższym doradcą mojego ojca, jego przyjacielem. Po jego śmierci stał się moim doradcą i przyjacielem. Był jednym z niewielu, którzy mogliby pokonać moich niedoszłych zamachowców magią. Ale gdyby się włączył i zniszczył moich wrogów, straciłabym tę resztkę szacunku, jaką cieszyłam się wśród sidhe. Barinthus mógł tylko patrzeć, jak się broniłam, chociaż radził mi być bezwzględną. Czasem nieważne jest, ile masz siły, tylko co chcesz z nią zrobić. „Spraw, żeby twoi wrogowie się ciebie bali, Meredith” – poradził mi kiedyś. Robiłam, co mogłam. Ale nigdy nie będę tak przerażająca jak on. Mógł zniszczyć całe armie jedną myślą. Nic dziwnego, że jego wrogowie woleli trzymać się od niego z dala.
Cóż, jeśli ma się zamiar pływać z rekinami, mający sześć tysięcy lat były bóg jest dobrym partnerem pływackim. Kochałam Galena, ale martwiłam się o niego. Martwiłam się, że może przeze mnie zginąć. O Barinthusa nie musiałam się martwić. Jeśli ktoś tu miałby kogoś pochować, to raczej on mnie, a nie ja jego.
Babcia zajmowała pokoje na samej górze. W dawnych czasach, kiedy to wiktoriańskie monstrum nie sypało się jeszcze ze starości, mieściły się tam pokoje dla służby. Były zimne zimą i gorące latem. Ale klimatyzacja i centralne ogrzewanie czynią cuda. Babcia usunęła kilka ścian, tak że powstał przytulny salonik z łazienką po jednej stronie, małym pokoikiem za nią i dużą sypialnią po drugiej stronie salonu.
Salon był urządzony w kolorach białym, kremowym i różowym. Siedziałyśmy na kanapie z nadrukiem w różyczki zarzuconą ogromną ilością obszytych koronką poduszek. Zrobiłam sobie z nich po jednej stronie mały kopczyk.
Piłyśmy herbatę z serwisu w kwiatki. Filiżanka z filigranowym spodeczkiem uniosła się ze stolika i poszybowała w kierunku mojej ręki. Naczelna zasada postępowania z lewitującymi przedmiotami brzmi: jeśli chcesz coś złapać, nie możesz się ruszać. Nie próbuj złapać, bo wylejesz. Czekaj cierpliwie, a jeżeli osoba, która sprawia, że filiżanka lewituje, jest w tym naprawdę dobra, filiżanka czy cokolwiek to jest, sama dotknie twojej dłoni. Wtedy dopiero ją złap. Czasami myślę, że czekanie na nadlatującą filiżankę było moją pierwszą lekcją cierpliwości.
Bardzo się koncentrowałam. Na tym, żeby nie wylać herbaty i żeby wziąć kostkę cukru z zawieszonej w powietrzu cukiernicy. Koncentrowałam się na tym, że widzę się z babcią po raz pierwszy od trzech lat. Ale z tyłu mojej głowy kłębiły się pytania. Kto próbował nas zabić w samochodzie? Czy był to Cel? Dlaczego królowej tak bardzo zależało na tym, żebym wróciła do domu? Czego ode mnie chciała? Wyścigi konne nazywa się czasami królewskim sportem. Prawdziwym sportem królów jest jednak sztuka przetrwania i ambicja.
Głos babci przywrócił mnie do teraźniejszości. Podskoczyłam nerwowo. Lewitująca filiżanka trochę się odsunęła, niczym statek kosmiczny gotujący się do lądowania.
– Przepraszam, babciu, nie słyszałam.
– Złotko, masz nerwy jak postronki.
– Nic na to nie poradzę.
– Nie sądzę, żeby królowa ściągała cię z powrotem po to tylko, żeby twoi wrogowie cię zabili.
– Jeśli kierowałaby się logiką… Ale obie wiemy, że się nie kieruje.
Babcia westchnęła. Była jeszcze niższa niż ja, kilku cali brakowało jej do pięciu stóp. Pamiętałam czasy, kiedy wydawała mi się ogromna i wierzyłam, że nie może mi się stać nic złego, kiedy jestem w jej ramionach. Długie kręcone brązowe włosy spadały na delikatne ciało jak jedwabna zasłona – ale nie zakrywały twarzy. Jej skóra była brązowa jak orzech i trochę pomarszczona, ale nie ze starości. Jej otoczone pięknymi rzęsami oczy były duże i brązowe jak włosy. Pozbawiona była nosa i miała bardzo małe usta. Jej twarz przypominała brązową czaszkę. Tam, gdzie powinien być nos, widniały tylko dwie dziurki, zupełnie jakby nos został odcięty. Z taką twarzą się urodziła. Jej matka, moja prababcia, uważała ją za prawdziwą piękność. Również jej ojciec, mój pradziadek, powtarzał jej, gdy była małą dziewczynką, że jest piękna. Było nie było, wyglądała dokładnie tak jak jej matka, kobieta, którą kochał.
Chciałabym poznać mojego pradziadka, ale był człowiekiem i żył w siedemnastym wieku. Kilkaset lat przede mną. Poznałabym moją prababcię, gdyby nie zginęła podczas jednej z tych wielkich wojen, które toczyły się pomiędzy nami a ludźmi w Europie. Zabita na wojnie, w której, będąc skrzatem, nie musiała uczestniczyć. Ale odmowa walki uważana była za zdradę. A zdradę karano śmiercią.
Читать дальше