– Potężnym księciem sidhe, obdarzonym równie dobrym słuchem, co królowa, jego matka – powiedział Doyle, a ton jego głosu był ostrzeżeniem, żeby lepiej dobierać słowa.
– On ma moc tylko w jednej dłoni, a inne jego dary nie są takie wspaniałe.
– On jest księciem Starej Krwi. Nie chciałbym, żeby użył tego daru na mnie. Mógłby w jednej chwili otworzyć wszystkie krwawe rany, jakie zadano mi przez ponad tysiąc lat bitew.
– Nie twierdzę, że nie jest to straszny dar. Ale są sidhe z potężniejszą magią, sidhe, które mogą zabić jednym dotknięciem. Widziałam, co potrafi zdziałać twój płomień.
– Ty też zabiłaś dwie ostatnie sidhe, które wyzwały cię na pojedynek, księżniczko Meredith.
– Oszukiwałam.
– Nie, nie oszukiwałaś. Użyłaś jedynie taktyki, na którą one nie były przygotowane. To cecha dobrego żołnierza.
Popatrzyliśmy na siebie. – Czy oprócz królowej ktoś wie, że mam moc ciała?
– Sholto i jego sluaghowie. Zapewniam cię, że do czasu gdy wylądujemy, nie będzie to żadna tajemnica.
– To może odstraszyć ewentualnych przeciwników – powiedziałam.
– Stać się na zawsze bezkształtną kulą mięsa, nigdy nie umrzeć, nigdy się nie zestarzeć, jedynie trwać; o tak, księżniczko, myślę, że będą się bali. Po tym jak Griffin… cię zostawił, wielu stało się twoimi wrogami, bo myśleli, że nie masz mocy. Wszyscy oni będą przypominali sobie teraz zniewagi, jakimi cię obrzucili. Będą się zastanawiać, czy wracasz po to, żeby się zemścić.
– Odwołuję się do prawa dziewicy, to znaczy, że nie mam nic na sumieniu, a więc i oni też. Jeśli zacznę się mścić, utracę status dziewicy i zostanę wessana z powrotem w sam środek całego tego gówna. – Potrząsnęłam głową. – Nie, zostawię ich w spokoju, jeśli tylko oni zostawią w spokoju mnie.
– Jesteś dojrzała ponad swój wiek, księżniczko.
– Mam trzydzieści trzy lata, jak na ludzkie standardy, nie jestem już dzieckiem.
Zachichotał, a ja przypomniałam sobie, jak wyglądał ostatniej nocy ubrany tylko do połowy. Starałam się, żeby moja mina nie zdradziła, o czym myślę, i chyba się udało, bo jego wyraz twarzy nie uległ zmianie. – Pamiętam czasy, gdy Rzym był zaledwie dużym placem przy drodze, księżniczko. Ktoś, kto ma trzydzieści trzy lata, dla mnie jest dzieckiem.
– Nie przypominam sobie, żebyś ostatniej nocy traktował mnie jak dziecko.
Odwrócił wzrok. – To była pomyłka.
– Skoro tak twierdzisz… – Spojrzałam na chmury za oknem. Doyle był zdecydowany udawać, że ostatnia noc nigdy się nie wydarzyła. Nie zamierzałam podejmować kolejnych prób porozmawiania o tym, skoro on w tak oczywisty sposób tego nie chciał.
Obok nas znów pojawiła się stewardesa. Tym razem uklękła, spódniczka ciasno opinała jej uda. Uśmiechnęła się do Doyle’a, w ręku trzymała czasopisma rozłożone w wachlarz. – Życzy pan sobie coś do czytania? – Wolną rękę położyła na jego nodze, przesunęła nią po wewnętrznej części jego uda.
Jej dłoń znajdowała się o cal od krocza, kiedy chwycił ją za nadgarstek i odsunął rękę. – Pani wybaczy.
Uklękła bliżej niego, z jedną ręką na jego kolanie, czasopisma zasłaniały to, co robiła. Nachyliła się tak, że jej piersi naciskały na jego nogi. – Proszę – wyszeptała. – Proszę, tak dużo czasu minęło, od kiedy byłam z jednym z was.
To zwróciło moją uwagę. – Jak dużo? – zapytałam.
Przymknęła oczy, jakby nie mogła się całkiem skoncentrować przy Doyle’u siedzącym tak blisko. – Sześć tygodni.
– Kto to był?
Potrząsnęła głową. – Umiem dochować tajemnicy, teraz też jej dochowam, tylko mi nie odmawiaj. – Popatrzyła na Doyle’a.
– Proszę.
Ta kobieta była porażona elfem. Jeśli sidhe uprawia seks z człowiekiem i nie stara się złagodzić magii, może uczynić z niego kogoś w rodzaju nałogowca. Ludzie porażeni elfem mogą dosłownie umrzeć z pragnienia dotyku sidhe.
Nachyliłam się do ucha Doyle’a, tak blisko, że moje wargi otarły się o krawędź jego kolczyków. Miałam straszną ochotę, żeby polizać jeden z nich, ale nie zrobiłam tego. Było to jedno z tych figlarnych pragnień, które odczuwasz od czasu do czasu. Wyszeptałam:
– Weź od niej nazwisko i numer telefonu. Będziemy musieli poinformować o niej Biuro do spraw Ludzi i Istot Magicznych.
Doyle zrobił to, o co go poprosiłam.
Stewardesa miała łzy wdzięczności w oczach, kiedy Doyle brał od niej imię, nazwisko i adres. Pocałowała go w rękę i z pewnością na tym by się nie skończyło, gdyby nie interwencja stewarda – mężczyzny.
– Uprawianie z ludźmi seksu bez osłaniania ich umysłów jest zabronione – powiedziałam.
– Tak, to jest zabronione – potwierdził Doyle.
– Ciekawe, kim był jej kochanek.
– Kochankowie, jak sądzę – sprostował Doyle.
– Ciekawe, czy ona zawsze lata na trasie Los Angeles-St. Louis?
Doyle popatrzył na mnie. – Myślisz, że będzie wiedziała, kto latał na tej trasie tak często, że mógł założyć swój kościół?
– Jedna sidhe to jeszcze nie kościół – powiedziałam.
– Opowiadałaś mi o kobiecie, która spotkała grupkę ludzi z implantowanymi chrząstkami uszu, a może i samych sidhe.
– To wciąż jeszcze nie kościół – to jedynie czarownik ze zwolennikami, w najlepszym razie grupka czcicieli sidhe.
– A w najgorszym kościół. Nie mamy pojęcia, ile osób było w to zamieszanych, księżniczko, a człowiek, który mógłby odpowiedzieć na to pytanie, nie żyje.
– Dziwne, że policja nie miała nic przeciwko temu, żebym opuściła stan, mimo toczącego się dochodzenia w sprawie morderstwa.
– Wcale bym nie był zaskoczony, gdyby okazało się, że to dzięki kilku telefonom twojej cioci, naszej królowej. Potrafi być naprawdę czarująca, kiedy tylko chce.
– A jeśli to zawodzi, staje się straszna jak wszyscy diabli – powiedziałam.
Skinął głową. – Co racja, to racja.
Już do końca lotu opiekował się nami steward. Stewardesa pojawiła się, dopiero gdy wysiadaliśmy z samolotu. Ujęła dłoń Doyle’a i powiedziała: – Zadzwonisz do mnie, prawda?
Doyle pocałował ją w rękę. – O tak, zadzwonię, a ty odpowiesz mi uczciwie na wszystkie pytania, jakie ci zadam, prawda?
Skinęła głową, łzy spływały jej po twarzy. – Co tylko zechcesz.
Musiałam odciągnąć od niej Doyle’a prawie siłą. – Pamiętaj tylko, żebyś zabrał ze sobą przyzwoitkę – powiedziałam.
– Nie miałem zamiaru iść do niej sam – odparł. Popatrzył na mnie, nachylił się do mojego ucha i wyszeptał: – Niedawno odkryłem, że nie jestem całkiem obojętny na seksualne awanse. – Jego spojrzenie było bardzo szczere, otwarte. – W przyszłości będę musiał bardziej uważać. – Wyprostował się i skierował wąskim korytarzem w stronę budynku portu lotniczego. Podążyłam za nim.
Pozostawiliśmy za sobą ryk silników i udaliśmy się tam, skąd dobiegały ludzkie głosy.
Ludzkie głosy przysuwały się i odsuwały jak morskie fale. Ludzie rozbiegali się na wszystkie strony niczym kawałki różnobarwnej układanki. Doyle szedł tuż przede mną, pełniąc obowiązki przedniej straży.
Nasza bramka znajdowała się na początku szerokiego korytarza, który prowadził w głąb portu lotniczego. Doyle przeszedł przez nią i poczekał na mnie. I wtedy zobaczyłam wysoką postać idącą dużymi krokami w naszym kierunku. Galen był ubrany na zielono-biało: jasnozielony sweter, jeszcze jaśniejsze spodnie i długi do kostek biały prochowiec unoszący się za nim jak peleryna. Sweter pasował do jego włosów, które opadały w krótkich lokach tuż poniżej ucha, poza jednym długim, cienkim warkoczem. Jego ojciec był pixie, któremu królowa wymierzyła karę śmierci za zuchwałą zbrodnię uwiedzenia jednej z panien dworu.
Читать дальше