Aparaty robiły zdjęcia. Nie zwracaliśmy na to uwagi. – Dobrze, że znów jesteś z nami, Meredith.
– Ciebie również miło widzieć, Barinthusie. Mam nadzieję, że dwór będzie dla mnie na tyle bezpieczny, żebym mogła zostać na dłużej.
Zamrugał drugą powieką. Kiedy nie pływał, była to oznaka zdenerwowania. – To już temat do rozmowy z twoją ciotką.
Nie spodobało mi się to.
Jeden z reporterów przysunął mi do twarzy mały magnetofon. – Kim jesteś? – zapytał. To, że zadał takie pytanie, oznaczało, że musiał być bardzo zajęty przez ostatnie trzy lata.
Galen podszedł do niego z czarującym uśmiechem na twarzy. Otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo inny głos wypełnił ciszę. – Księżniczka Meredith NicEssus, Dziecko Pokoju.
Człowiek, który wypowiedział te słowa, stał pod oknem.
– Jenkins, jak niemiło cię widzieć – powiedziałam.
Jenkins był wysokim szczupłym mężczyzną, jednak przy Barinthusie wyglądał na niskiego. Nosił permanentny dwudniowy zarost, tak gęsty, że zapytałam go kiedyś, dlaczego po prostu nie zapuści brody. Odpowiedział, że jego żona nie lubi owłosienia na twarzy. A ja na to, że nie wierzę, żeby jakakolwiek kobieta zgodziła się za niego wyjść. Jenkins sprzedał zdjęcia poćwiartowanych zwłok mojego ojca. Nie w Stanach Zjednoczonych, rzecz jasna, na to jesteśmy zbyt cywilizowani. Są jednak jeszcze inne kraje, inne dzienniki, inne czasopisma. Ktoś kupił te zdjęcia i opublikował je. Był również tym, który zaskoczył mnie na pogrzebie i zrobił mi zdjęcie, na którym widać, jak łzy ciekną mi po twarzy. To zdjęcie było nominowane do jakiejś nagrody. Przegrało, ale moja twarz i martwe ciało mojego ojca dzięki Jenkinsowi stały się znane na całym świecie. Nigdy mu tego nie wybaczyłam.
– Słyszałem, że wracasz. Zostaniesz cały miesiąc do Halloween? – zapytał.
– Nie wierzę, że ktokolwiek ryzykowałby gniew mojej ciotki, rozmawiając z tobą – powiedziałam, ignorując jego pytanie. Miałam wprawę w ignorowaniu pytań dziennikarzy.
Uśmiechnął się. – Byłabyś zaskoczona, gdybyś dowiedziała się, kto i o czym ze mną rozmawia.
Nie spodobało mi się to. Zabrzmiało to jak groźba. Nie spodobało mi się to ani trochę.
– Witaj w domu, Meredith – powiedział i ukłonił mi się nieznacznie, ale zaskakująco wytwornie.
To, co chciałam mu powiedzieć, nie nadawało się do użytku publicznego, a wokół nas było zbyt wiele magnetofonów. Jeśli Jenkins tutaj był, to niedaleko musieli być również ludzie z telewizji. Skoro nie mógł mieć wywiadu na wyłączność, zapewne sprowadził całe tłumy koleżków po fachu.
Ugryzłam się więc w język. Miałam w tym wprawę. Szczuł mnie, odkąd byłam dzieckiem. Był tylko jakieś dziesięć lat starszy ode mnie, ale wyglądał na starszego o dwadzieścia, ponieważ nadal miałam wygląd dwudziestolatki. Skoro nie mogłam żyć wiecznie, to przynajmniej starałam się wyglądać tak, jakbym miała zamiar. Myślę, że Jenkins nie czuł się za dobrze ze świadomością, że pisze o ludziach, którzy albo nie starzeli się w ogóle, albo starzeli się dużo wolniej od niego. Kiedy byłam młodsza, pamiętam takie chwile, że cieszyłam się, że prawdopodobnie umrze przede mną.
– Nadal pachniesz jak popielniczka, Jenkins. Nie wiesz, że palenie skraca życie?
Jego twarz stała się blada ze złości. Zniżył głos i wyszeptał: – Wciąż jesteś tą małą suką z zachodu, Merry.
– Nie zapominaj, że sąd zabronił ci zbliżania się do mnie na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt stóp. Spadaj stąd albo wezwę gliniarzy.
Barinthus podszedł do nas i zaoferował mi swoje ramię. Nie musiał nic mówić. Nie ma nic gorszego niż wdać się w potyczkę słowną z reporterem w obecności innych reporterów. Sąd zabronił Jenkinsowi zbliżania się do mnie po tym, jak sprzedał moje zdjęcie do gazet. Sędziowie orzekli, że Jenkins wykorzystał mnie i naruszył moją prywatność. Zakazano mu rozmawiać ze mną i zbliżać się na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt stóp.
Myślę, że Barinthus nie zabił wtedy Jenkinsa tylko dlatego, że inne sidhe mogłyby uznać to za przejaw mojej słabości. Byłam nie tylko członkinią rodziny królewskiej, ale i trzecią osobą w kolejce do tronu. Gdybym sama nie potrafiła się obronić przed nadgorliwymi reporterami, okazałabym się niegodna swojej pozycji. Musiałam więc mieć go na głowie. Królowa zakazała nam krzywdzić dziennikarzy po wypadku żeglarskim pismaka, który obsmarował Barinthusa. Niestety, jedyną rzeczą, która mogła uwolnić mnie od Barry’ego Jenkinsa, była jego śmierć. Nawet poważnie ranny przypełzłby za mną.
Posłałam Jenkinsowi całusa i przeszłam obok niego, trzymając Barinthusa pod rękę. Galen podążył za nami, odpowiadając na pytania dziennikarzy. Dochodziły do mnie strzępki jego wypowiedzi. Zjazd rodzinny… zbliżające się święta… bla bla bla. Ponieważ Galen wziął na siebie dziennikarzy, mogłam spokojnie porozmawiać z Barinthusem. – Dlaczego królowa nagle wybaczyła mi ucieczkę z domu? – spytałam.
– A dlaczego zwykle wzywa się do domu dziecko marnotrawne?
– Daruj sobie zagadki, nie możesz mi po prostu powiedzieć?
– Nikomu nie wyjawiła, co planuje, ale bardzo nalegała, żebyś wróciła do domu ze wszystkimi honorami. Czegoś od ciebie chce, czegoś, co tylko ty możesz jej dać albo dla niej zrobić.
– W jaki sposób miałabym zrobić coś, czego wy nie potraficie?
– Powiedziałbym ci, gdybym wiedział.
Oparłam się o Barinthusa, zsuwając rękę w dół jego ramienia i wymawiając zaklęcie. To było małe zaklęcie, dzięki któremu żaden z dziennikarzy nie mógł usłyszeć, o czym rozmawiamy. Nie chciałam zostać podsłuchana, a jeśli byliśmy śledzeni przez sidhe, rzeczą normalną dla nich będzie, że musieliśmy odgrodzić się od dziennikarzy zaklęciem, żeby móc spokojnie rozmawiać.
– Co z Celem? Czy zamierza mnie zabić?
– Królowa wielokrotnie podkreślała przy wszystkich – położył nacisk na słowo „wszystkich” – że podczas pobytu na dworze nie może ci się stać nic złego. Chce, żebyś do nas wróciła i wydaje się gotowa użyć siły, byleby jej życzeniu stało się zadość.
– Nawet przeciwko swojemu synowi? – zapytałam.
– Nie wiem. Ale coś się popsuło między nią a jej synem. Nie jest z niego zadowolona i nikt nie wie do końca dlaczego. Przykro mi, że nie mam dla ciebie bardziej konkretnych informacji, ale już prawie ze sobą nie rozmawiamy, z obawy że możemy rozgniewać albo królową, albo księcia. – Dotknął mojego ramienia. – Prawie na pewno jesteśmy śledzeni. Zaczną w końcu coś podejrzewać, jeśli dalej będziemy utrzymywać zaklęcie.
Skinęłam głową i usunęłam zaklęcie, wyrzucając je w powietrze jedną myślą. Wokół usłyszeliśmy nagle dziesiątki głosów i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy otoczeni przez tłum ludzi i mieliśmy szczęście, że nie wpadliśmy na kogoś, kto mógłby to zaklęcie rozbić. Oczywiście szłam z błękitoowłosym półbogiem, przed którym tłum się rozstępował. Niektóre sidhe miały fanów, ale nie Barinthus, wystarczało jedno jego spojrzenie, żeby niemal każdy cofnął się o krok.
Kontynuował głosem, który był odrobinę zbyt pogodny jak na niego: – Zawieziemy cię stąd do domu twojej babki. – Zniżył głos. – Nie wiem, jak ci się to udało, że królowa zgodziła się, żebyś odwiedziła babkę przed wizytą u niej.
– Powołałam się na prawo dziewicy. Dzięki niemu również zamieszkam w hotelu, a nie na Dworze.
Byliśmy w tej chwili przy przenośniku bagaży, patrząc, jak sunie pusty. – Od stuleci nikt nie powoływał się na prawo dziewicy.
Читать дальше