– Zobaczyłem coś błyszczącego pomiędzy drzewami, jakby księżyc zszedł na ziemię. Spytałem Agnes, co to. Nie odpowiedziała, tylko wzięła mnie za rękę i poprowadziła bliżej do tej jasności. W pierwszej chwili myślałem, że to ludzie, chociaż ludzie nie świecą, jakby mieli ogień pod skórą. Potem kobieta zwróciła do nas twarz i jej oczy… – Zawiesił głos i była w nim taka mieszanka zdziwienia i bólu, że o mało mu nie przerwałam. Chciałam jednak wiedzieć, jeśli on zamierzał mi powiedzieć.
– Jej oczy… – zachęciłam go.
– Jej oczy żarzyły się, płonęły, na niebiesko, ciemnoniebiesko, a w końcu zielono. Miałem pięć lat, więc nie zwróciłem uwagi ani na to, że była naga, ani na ciało mężczyzny leżącego na niej, ale na cudowność białej skóry i wibrujące oczy. Były takie same jak moje, skóra też. – Patrzył obok mnie, jakby mnie w ogóle nie było. – Agnes zabrała mnie stamtąd, zanim nas zobaczyli. Miałem dziesiątki pytań. Powiedziała mi, żebym zadał je ojcu.
Zamrugał i wziął głęboki oddech, jakby wrócił z bardzo daleka.
– Ojciec opowiedział mi o sidhe i o tym, że jestem jednym z nich. Zasiał we mnie przekonanie, że jestem sidhe. Wyjaśnił, że nie mogę być tym, kim on. – Sholto parsknął śmiechem. – Rozpłakałem się, gdy zrozumiałem, że nigdy nie będę miał skrzydeł.
Popatrzył na mnie, zmarszczywszy brwi. – Nigdy nie opowiadałem o tym nikomu na dworze. Czy to twoja magia sprawiła, że tak się przed tobą otworzyłem? – Gdyby naprawdę wierzył, że to zaklęcie, byłby bardziej zdenerwowany albo nawet przestraszony.
– Kto jeszcze, oprócz mnie, mógłby cię zrozumieć? – spytałam.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, potem wolno skinął głową. – To prawda. Chociaż twoje ciało nie jest tak oszpecone jak moje, ty również tam nie przynależysz. Nie pozwolili ci na to.
– Myślę, że to ostatnie zdanie w równej mierze dotyczyło nas obojga.
Jego ręce leżały na stole tak mocno zaciśnięte, że pobielały. Dotknęłam ich, a on drgnął, jakby bał się, że mogę mu zrobić krzywdę. Odruchowo cofnął ręce, ale zatrzymał się w pół ruchu. Widziałam, ile wysiłku go kosztowało położenie ich z powrotem na miejsce. Zachowywał się jak ktoś, kto spodziewa się zranienia.
Przykryłam jego duże dłonie swoją ręką, na tyle, na ile mogłam. Uśmiechnął się i był to jego pierwszy prawdziwy uśmiech, jaki widziałam, ponieważ był niepewny tego, co go spotka. Nie wiedziałam, co zobaczył w mojej twarzy, ale cokolwiek to było, dodało mu otuchy, ponieważ otworzył dłonie i wziął w nie moją, unosząc ją powoli do swych ust. Nie tyle ją pocałował, co przyłożył do niej wargi. Zaskakująco czuły gest. Samotność może stanowić więź silniejszą od innych. Kto inny na obu dworach mógł zrozumieć nasze serca tak dobrze, jak my? Nie miłość czy przyjaźń, a mimo to więź.
Uniósł głowę i popatrzył mi prosto w oczy. Jego spojrzenie było takie, jakie rzadko spotykałam u sidhe, otwarte, szczere. W jego oczach widziałam pragnienie tak wielkie, że miałam wrażenie, że patrzę w nieskończoną pustkę, głęboko ziejący dół zagubienia. To czyniło jego spojrzenie dzikim, jak u jakiegoś potwora albo zdziczałego dziecka. Nieoswojonego, a poważnie rannego. Czy ja kiedykolwiek patrzyłam w ten sam sposób? Miałam nadzieję, że nie.
Wypuścił moje ręce wolno, niechętnie. – Nigdy nie byłem z inną sidhe, Meredith. Rozumiesz, co to znaczy?
Rozumiałam, może nawet lepiej niż on, ponieważ najgorsze to być z inną sidhe, a potem zostać odtrąconym. Ale utrzymałam obojętny ton głosu, gdyż zaczęłam się bać, dokąd nas to zaprowadzi, a niezależnie od tego, jak bardzo mu współczułam, nie zamierzałam zginąć w męczarniach. – Zastanawiasz się, jakby to było.
Potrząsnął głową. – Nie, ja się nie zastanawiam, ja pragnę białego ciała rozciągniętego pode mną. Pragnę, żeby mój blask dopasował się do innego. Chcę tego, Meredith, i ty możesz mi to dać.
Zmierzał tam, dokąd obawiałam się, że będzie zmierzał. – Mówiłam ci już, Sholto. Nie będę ryzykować śmierci dla żadnej przyjemności. Nic nigdy nie będzie tego warte.
– Królowa lubi, gdy jej strażnicy oglądają ją z kochankami. Niektórzy odmawiają patrzenia, ale większość z nas stoi tam bez szansy na to, że skinie na nas, byśmy się przyłączyli. „Jesteście moimi strażnikami – nie chcecie strzec mego ciała?” – Udatnie udał jej głos. – Nawet jeśli graniczy to z okrucieństwem, miłość dwóch sidhe wciąż jest cudowną rzeczą. Oddałbym za to swoją duszę.
Spojrzałam na niego bez wyrazu. – Nie miałabym żadnego pożytku z twojej duszy, Sholto. Co jeszcze możesz mi zaoferować w zamian za to, że będę ryzykować śmierć?
– Jeśli zostaniesz moją kochanką, Meredith, królowa dowie się, ile dla mnie znaczysz. Jestem pewien, że zrozumie, że jeśli nic ci się nie stanie, zyska wdzięczność sluaghów. Będzie musiała to wziąć pod uwagę.
– Dlaczego nie zawrzesz takiego układu z inną, potężniejszą sidhe?
– Kobiety ze straży księcia Cela muszą uprawiać z nim seks i, w odróżnieniu od królowej, Cel zapewnia im ciągłą pracę.
– Kiedy odchodziłam, niektóre kobiety odmawiały dzielenia łoża z Celem.
Sholto uśmiechnął się wesoło. – Takie zachowanie stało się popularne.
Uniosłam brwi. – Chcesz przez to powiedzieć, że harem Cela odmawia mu?
– Coraz więcej z nich. – Sholto wciąż wyglądał na rozbawionego.
– Więc dlaczego nie złożysz tej oferty którejś z nich? Mają większą moc niż ja.
– Może to wynika z tego, co powiedziałaś wcześniej. Żadna z nich nie zrozumie mnie tak dobrze jak ty.
– Myślę, że ich nie doceniasz. Ale co takiego Cel im robi, że go opuszczają? Królowa jest sadystką, ale jej strażnicy nie muszą się czołgać po stłuczonym szkle do jej łoża. Czy Cel wymyślił coś gorszego niż to? – Nie spodziewałam się odpowiedzi, ale nie mogłam nawet myśleć o czymś równie okropnym.
Sholto przestał się uśmiechać. – Królowa zrobiła to kiedyś – powiedział.
– Co? – spytałam, marszcząc brwi.
– Kazała jednemu z nas się rozebrać i czołgać po stłuczonym szkle. Gdyby zrobił to bez okazania bólu, wypieprzyłaby go.
Zamrugałam. Słyszałam gorsze, do diabła, widziałam gorsze rzeczy. – Kto to był? – spytałam.
Potrząsnął głową. – Przysięgaliśmy jako strażnicy utrzymać w tajemnicy nasze upokorzenia. Jeśli nie nasze ciała, to przynajmniej nasza duma nie dozna szwanku. – Jego spojrzenie znowu było zamyślone.
Ponownie zaczęłam się zastanawiać, co Cel mógł zrobić gorszego niż królowa. – Dlaczego nie zaproponowałeś tego sidhe o większej mocy, która nie jest członkiem Straży Księcia? – spytałam.
Uśmiechnął się słabo. – Są na dworze kobiety, które nie należą do Straży Księcia. Żadna z nich mnie nie dotknęła, zanim wstąpiłem do Straży. Bały się przyjścia na świat następnych perwersyjnych potworów. – Roześmiał się i był to dziki dźwięk, prawie jak płacz. Serce się krajało, gdy się tego słuchało. – Tak właśnie królowa mnie nazywa, swoim „perwersyjnym potworem”, a czasami po prostu „potworem”. Za kilka wieków będę jej drugim Mrozem albo jej drugą Ciemnością. Będę jej Potworem. – Znów roześmiał się tym pełnym bólu śmiechem. – Zaryzykuję wszystko, żeby tylko tak się nie stało.
– Czy naprawdę tak bardzo potrzebuje sluaghów, tak bardzo, że daruje mi życie, daruje karę za przekroczenie jej największego zakazu? – Potrząsnęłam głową. – Nie, Sholto, ona do tego nie dopuści. Jeśli znajdziemy sposób na obejście jej zakazu, inni też spróbują. To będzie pierwszy wyłom w murze. W końcu się zawali.
Читать дальше