Powstrzymałam go, odpychając jego pierś ręką. Był wciąż nade mną, jego spojrzenie było dzikie. – Co ty chcesz zrobić? – spytałam.
– Co się stało podczas twojego ostatniego pojedynku?
Ta zmiana tematu była dla mnie zbyt szybka. – Co takiego?
– Opowiedz mi o swoim ostatnim pojedynku. – Jego głos i twarz były poważne. Wciąż napierał na mnie swoim nagim ciałem.
– Zabiłam go.
– Jak?
Coś mi mówiło, że nie chodziło mu o samą technikę zabijania.
– Nie docenił mnie.
– Ja zawsze cię doceniałem. Więc mnie nie lekceważ. Nie traktuj mnie gorzej tylko dlatego, że nie jestem sidhe. Jestem istotą faerie pełnej krwi. W moich żyłach nie płynie nawet kropla krwi śmiertelników. Nie musisz się o mnie bać. – Jego głos stał się normalny, ale wciąż dźwięczała w nim nutka zawziętości.
Popatrzyłam na jego twarz i zobaczyłam na niej dumę, nie zwykłą męską dumę, a dumę z powodu bycia istotą magiczną. Potraktowałam go gorzej, niż na to zasługiwał, ale… – A jeśli niechcący cię zranię?
– Uzdrowię się – odparł.
Uśmiechnęłam się. W tej chwili kochałam go, może nie była to tego rodzaju miłość, jaką wysławiają bardowie, lecz mimo to miłość. – Dobrze, ale wybierzmy pozycję, w której to ty będziesz dominował, nie ja.
Jego oczy zabłysły zrozumieniem. – Nie ufasz sama sobie.
– Nie – przyznałam.
– W takim razie zaufaj mi. Nie zawiodę cię.
– Obiecujesz?
Uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło, łagodnie, jakby całował dziecko. – Obiecuję.
Trzymałam go za słowo.
Skończyło się na tym, że leżałam na brzuchu z rękami ściskającymi chłodny metal framugi łóżka nad głową. Roane przygniatał mnie do łóżka, wbijając się w moje pośladki. Była to pozycja, która dawała mu możliwość pełnej kontroli i sprawiała, że większość mojego ciała odwrócona była od niego. Nie mogłam go dotykać. Wielu rzeczy nie mogłam robić w tej pozycji i właśnie dlatego ją wybrałam. Najbezpieczniej byłoby mnie związać, ale Roane nie lubił zabaw w tym stylu. Poza tym, prawdziwe niebezpieczeństwo nie miało nic wspólnego z moim ciałem. Więzy tak naprawdę nie musiały pomóc, tyle że mogły mi przypominać, że powinnam być ostrożna. Naprawdę bardzo się bałam, że w pewnej chwili zacznę myśleć tylko o swojej przyjemności i Roane niechcący ucierpi.
Gdy tylko wszedł we mnie, wiedziałam już, że nie będzie łatwo. Napełniał mnie przerażeniem, gdy tak podtrzymywał się na rękach, żeby móc z pełną siłą wbijać się we mnie. Widziałam kiedyś, jak pięścią rozwalił drzwi samochodu, gdy chciał przestraszyć pewnego bandytę, którego ścigaliśmy. Miałam wrażenie, że teraz w podobny sposób chce przestraszyć mnie; zupełnie jakby chciał przewiercić mnie na wylot. Uświadomiłam sobie coś, z czego dotąd nie zdawałam sobie sprawy. Do tej pory Roane myślał, że jestem człowiekiem – z domieszką krwi sidhe, ale jednak człowiekiem. Był w stosunku do mnie ostrożny tak, jak ja byłam ostrożna względem niego. Różnica polegała na tym, że ja bałam się, że mogę wyrządzić mu krzywdę swoją magią, a on bał się, że może wyrządzić mi krzywdę swoją siłą fizyczną. Tej nocy nie będzie powstrzymywania się, uważania na drugie. Po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że to ja mogę zostać zraniona, nie Roane. Seks na skraju prawdziwego niebezpieczeństwa, nie ma nic lepszego. Jeśli dodać do tego magię, mogła to być naprawdę niezapomniana noc.
Złapał szybki rytm, wchodząc i wychodząc ze mnie; za każdym razem, gdy wchodził, rozlegał się odgłos uderzania jednego ciała o drugie. To było to, na co czekałam od tak dawna. Poczułam pierwszą falę rozkoszy. Nagle przestraszyłam się, że skończę, zanim zdążę zbudować magię.
Otworzyłam się duchowo, ale zamiast pozwolić mu wejść, sama sięgnęłam do niego. Otworzyłam jego aurę, jego magię, tak jak wcześniej on rozpinał moją sukienkę. Jego ciało zaczęło zatapiać się w moim, nie fizycznie, ale efekt był zaskakująco podobny. Zatrzymał się. Czułam, jak jego puls przyspiesza, nie od wysiłku fizycznego, a ze strachu. Wyszedł ze mnie zupełnie i przez jedną rozdzierającą serce chwilę myślałam, że już skończył, że wszystko się już skończyło. Potem jednak wszedł we mnie znowu i miałam uczucie, jakby oddawał mi się cały tej nocy.
Bursztynowy i księżycowy blask naszych ciał powiększał się, aż wreszcie pokryci byliśmy kokonem światła, ciepła, mocy. Każde uderzenie jego ciała wzmacniało moc. Każde poruszenie się mojego ciała pod nim rozciągało wokół nas magię jak pancerz, bliski i duszący. Wiedziałam, że próbuję go całego wciągnąć w siebie, a moja magia próbuje z niego czerpać. Zacisnęłam palce na metalowej framudze łóżka, aż metal zaczął się wżynać w moje ciało i mogłam znów myśleć. Roane położył się na mnie, tak że przywierał piersią i brzuchem do moich pleców. W tej pozycji nie mógł wkładać już tyle siły w uderzenia, ale magia rozżarzyła się pomiędzy nami od dotyku takiej ilości skóry. Nasze ciała stopiły się razem, tak jak nasze ręce wcześniej, i poczułam, jak zatapia się w moich plecach, aż nasze serca dotknęły się, trzepocząc razem w tańcu bardziej intymnym niż cokolwiek, co znaliśmy do tej pory.
Nasze serca zaczęły bić razem, jednym rytmem i w końcu staliśmy się jednym sercem, jednym ciałem, jedną istotą i nie wiedziałam już, gdzie kończę się ja, a zaczyna Roane. W tej chwili bliskiej idealnej zgodności po raz pierwszy usłyszałam szum oceanu. Łagodne uderzenia fal o brzeg. Płynęłam bezcielesna, jako plamka światła, i tylko bicie naszych połączonych serc przypominało mi, że wciąż byłam istotą obdarzoną ciałem i magią. W tej bezpostaciowej plamce światła rozlegał się pospieszny, szemrzący dźwięk wody. Szum oceanu gonił uderzenia naszych serc, wypełniając tę plamkę światła. Bicie serc stopiło się z falami. Zatapialiśmy się głębiej i głębiej w oślepiającym kręgu światła, pod wodą, ale nie baliśmy się. Byliśmy w domu. Woda otaczała nas z każdej strony i czułam jej nacisk na nasze serca, tak jakby miała je ona rozkruszyć, ale wiedziałam, że to nie nastąpi. Roane to wiedział. Myśl, pojedyncza myśl, wysłała nas w górę, na powierzchnię niewidzialnego oceanu. Uświadomiłam sobie, jak straszliwie był zimny i wystraszyłam się, ale Roane nie. On był w swoim żywiole. Byliśmy na powierzchni i chociaż wiedziałam, że leżymy w łóżku w jego mieszkaniu, czułam powiew wiatru na swojej twarzy. Zrobiłam duży wdech i nagłe uświadomiłam sobie, że ocean jest ciepły. Woda była ciepła, cieplejsza niż krew, tak ciepła, że niemal gorąca.
Nagle stałam się na powrót świadoma swego ciała. Czułam w sobie Roane’a. Ale fale oceanu obmywały nas. Moje oczy mówiły mi, że wciąż jestem w łóżku, ręce były zaciśnięte na framudze, ale czułam obmywającą nas ciepłą wodę. Niewidzialny ocean wypełnił błyszczące światło naszych złączonych ciał jak woda w akwarium. Nasze ciała były jak knoty zatopione w świeczce, zaczęły być bardziej realne, solidne. Dotyk niewidzialnego oceanu stał się lżejszy. Światło emanujące z naszych skór zaczęło blednąc. Daliśmy się ponieść rozkoszy i ciepło, które było w wodzie, w świetle, zalało nas. Zaczęliśmy krzyczeć. Ciepło przeszło w gorąco i wypełniło mnie całą, wychodząc z mojej skóry, z moich rąk. Z moich ust wydobył się dźwięk, zbyt zwierzęcy, by móc nazwać go krzykiem. Roane uderzał we mnie swoim ciałem, a magia trzymała nas oboje, dopóki nie poczułam, że metal framugi roztapia się pod moim dotykiem. Roane krzyczał, ale to nie był krzyk rozkoszy. W końcu byliśmy wolni. Sturlał się ze mnie i usłyszałam, że spada na podłogę. Odwróciłam się, wciąż leżąc na brzuchu.
Читать дальше