– Czy mógłbyś rozpiąć mi suwak? – spytałam. Mój głos był przytłumiony, jakby słowa grzęzły mi gdzieś w ustach. Może to dlatego, że tak naprawdę chciałam powiedzieć: „Weź mnie, ty moja dzika bestio”, ale to by odarło mnie z resztek godności, a Roane nie zasługiwał na to, by być tylko zaspokojeniem chwilowego pragnienia. Pragnienia, którego już nigdy nie będzie mu dane zaspokoić. Mogłabym zrzucić osobistą osłonę i sypiać z nim później, ale każda noc, gdy dotykałby mnie w prawdziwej postaci, pogłębiałaby tylko uzależnienie.
Rozpiął mi suwak, podnosząc ręce, by pomóc mi zsunąć suknię z ramion. Odsunęłam się od niego. – Moja skóra jest nasączona Łzami. Nie dotykaj mnie.
– Nawet w rękawicach? – spytał.
Zapomniałam o chirurgicznych rękawicach. – Nie, myślę, że w rękawicach będziesz bezpieczny.
Rozbierał mnie powoli, ostrożnie, jakby bał się mnie dotykać. Wyciągnęłam ramiona, ale sukienka była tak nasiąknięta olejkiem, że się nie zsunęła. Przylegała do mnie jak gruba, ciężka dłoń, zasysając skórę, gdy zsuwałam ją w dół ciała. Roane pomagał mi ściągać mokrą sukienkę przez biodra, klęcząc, tak więc mogłam w końcu z niej wyjść. Chwiałam się na wysokich obcasach, przeklinając siebie za to, że nie pomyślałam, żeby je zdjąć wcześniej. Zamknęłam oczy, więc nie widziałam go, gdy pomagał mi się rozebrać. Dotknęłam jego ramienia, żeby utrzymać równowagę i o mało nie upadłam z wrażenia, bo moja dłoń dotknęła nagiej skóry.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że klęczy przede mną, nagi, jeśli nie liczyć rękawiczek. Odskoczyłam do tyłu tak gwałtownie, że wylądowałam w wannie, na tyłku, z jedną ręką wyciągniętą, by w razie czego go odepchnąć. Siedziałam w wodzie głębokiej na cal i gorączkowo szukałam kranu, żeby zakręcić wodę. Chociaż lepiej by chyba było, gdybym zostawiła to i schowała się pod nią.
Roane roześmiał się. – Myślałem, że rozbiorę cię, zanim zauważysz, ale zamknęłaś oczy, więc przestało mieć to sens. – Ściągnął zębami rękawice, nie wypuszczając z rąk sukienki. Przejechał swoimi nagimi dłońmi po nasiąkniętym olejkiem materiale, po czym rozsmarował go na swojej piersi.
Potrząsnęłam głową. – Roane, nie wiesz, co robisz.
Spojrzał na mnie, a w jego wielkich brązowych oczach było pożądanie. – Tej nocy będę dla ciebie sidhe.
Usiadłam w wannie, jakbym zamierzała wziąć prysznic w bieliźnie i usiłowałam być rozsądna. Krew chyba odpłynęła mi z głowy i wypełniła inne miejsca. To powodowało, że ciężko było myśleć. – Tej nocy nie mogę użyć osobistej osłony.
– Nie chcę, żebyś to robiła. Chcę być z tobą, Merry. Bez żadnych masek. Bez iluzji.
– Pozbawiony swojej magii jesteś jak człowiek. Możesz nie być w stanie ochronić się przed czarem. Możesz zostać porażony elfem.
– Nie umrę z pożądania. Może i straciłem magię, ale wciąż jestem nieśmiertelny.
– Może i nie umrzesz, ale wieczność to cholernie długi czas na pożądanie czegoś, czego się nie może mieć.
– Wiem, czego chcę – powiedział.
Otwierałam już usta, żeby mu wyznać przynajmniej część prawdy, powiedzieć, dlaczego musiałam wyjechać z miasta. Ale wstał i głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłam złapać tchu, mówić. Mogłam tylko patrzeć.
Zacisnął dłonie na sukience tak mocno, że mięśnie jego ramion napięły się z wysiłku. Olejek wypłynął z sukienki, spadając wolno na jego pierś, spływając po płaskim brzuchu, a następnie niżej. Jego członek był już twardy. Kiedy olejek dotarł do niego, Roane syknął. Przebiegł ręką w dół brzucha, rozmazując olejek na swojej bladej skórze. Powinnam kazać mu się zatrzymać, powinnam zacząć wzywać pomocy, ale patrzyłam, jak jego ręka zsuwa się coraz niżej, aż objął członek, wsmarowując w niego olejek. Odrzucił do tyłu głowę, zamknął oczy, a z jego ściśniętego gardła wydobył się szept: – O bogowie.
Pamiętałam, że miałam powiedzieć albo zrobić coś ważnego, ale za diabła nie mogłam sobie przypomnieć, co to było. Nie mogłam uformować myśli w słowa. Słowa opuściły mnie, pozostały jedynie zmysły: wzrok, dotyk, węch, wreszcie smak.
Skóra Roane’a smakowała przede wszystkim jak cynamon i wanilia, ale pod tym było coś zielonego, ziołowego, o smaku czystym jak światło – to było niczym picie wody prosto z serca Ziemi. Pod tym wszystkim był smak jego skóry, słodki, łagodny i lekko słony od potu.
W końcu wylądowaliśmy w łóżku. Nie miałam na sobie bielizny, chociaż nie pamiętałam, jak się jej pozbyłam. Nadzy i śliscy od olejku leżeliśmy na czystych białych prześcieradłach. Czułam jego ciało poruszające się wraz z moim. Brakowało mi tchu. Całował mnie, badał językiem, a ja wychodziłam mu naprzeciw, unosząc się na łóżku, by wepchnął mi język głębiej w usta. Moje biodra poruszyły się pod wpływem pocałunków, a on odczytał to jako zaproszenie i zaczął się we mnie wolno wsuwać, a kiedy poczuł, że jestem wilgotna i gotowa, wszedł we mnie na całą długość, tak szybko i tak głęboko, jak tylko mógł. Krzyknęłam pod nim, moje ciało uniosło się z łóżka, a potem opadło na prześcieradła.
Jego twarz była kilka cali od mojej, jego oczy były tak blisko, że wypełniały mi cały widok. Patrzył na mnie, gdy się we mnie poruszał, podnosząc się na rękach, żeby widzieć moje ciało wijące się pod nim. Nie mogłam tak leżeć. Musiałam się ruszać, unosić się na spotkanie z nim, aż zaczęliśmy się poruszać w jednym rytmie, rytmie uderzających o siebie ciał, bijących serc, śliskich soków naszych ciał i rwących wszystkich nerwów. To było tak jakby jeden dotyk był wieloma dotykami; jeden pocałunek tysiącami pocałunków. Każde poruszenie jego ciała zdawało się wypełniać mnie jak ciepła woda rozchodząca się wciąż na nowo, wypełniająca moją skórę, mięśnie, krew, kości, aż w końcu wszystko stało się jednym podmuchem ciepła, który wzrastał coraz bardziej, jak światło dnia, gdy noc szarzeje. Moje ciało współgrało z tym. Czułam mrowienie w palcach, a kiedy myślałam, że już nie wytrzymam, ciepło przeszło w gorąco. W oddali słyszałam hałas, krzyki – to był Roane i ja.
Przygniótł mnie, nagle jego szyja znalazła się tuż nad moją twarzą, tak że czułam szybkie bicie jego pulsu. Leżeliśmy spleceni tak blisko, jak blisko może być mężczyzna z kobietą, trzymając się wzajemnie, podczas gdy bicie naszych serc zwalniało.
Roane uniósł pierwszy głowę, dźwigając się na rękach, żeby na mnie popatrzeć. Był zdumiony jak dziecko, które odkryło nową zabawę, o której istnieniu do tej pory nie wiedziało. Nic nie mówił, tylko patrzył na mnie, uśmiechając się.
Ja też się uśmiechnęłam, ale była we mnie odrobina smutku. Przypomniałam sobie to, o czym zapomniałam. Powinnam była wziąć prysznic i opuścić miasto. Nie powinnam była pozwolić, by Łzy Branwyna dotknęły skóry Roane’a. Ale dzieło zniszczenia już się dokonało.
Mój głos zabrzmiał łagodnie, obco dla moich uszu, jakbym odezwała się po raz pierwszy od bardzo dawna. – Popatrz na swoją skórę.
Roane spojrzał na swoje ciało i zasyczał jak przestraszony kot. Zszedł ze mnie, usiadł i zaczął oglądać swoje dłonie, ręce, wszystko. Błyszczał łagodnie, prawie jak światło bursztynu, które zostało odbite przez złoto, a to złoto to było jego ciało.
– Co to? – zapytał, a jego głos był cichy i prawie wystraszony.
– Tej nocy jesteś sidhe.
Popatrzył na mnie. – Nie rozumiem – powiedział.
Westchnęłam. – Wiem.
Читать дальше