– Jesteś głupcem, Cel – powiedziała Andais. – Właśnie uratowałam ci życie. Postaraj się, żebym nie zaczęła żałować tego, co zrobiłam. – Nagle go puściła, tak że upadł na podłogę, blisko Keelin.
Andais odwróciła się tyłem do swoich poddanych.
– Meredith weźmie dziś kogoś do hotelu. Jest moją następczynią. Ziemia ją powitała. Pierścień na jej palcu ożył i znów jest pełen magii. Ożyły również róże, po raz pierwszy od dziesięcioleci. Tyle cudów, a ty wciąż kwestionujesz mój wybór. Uważaj, żebyś nie zakwestionował swojego istnienia. – Usiadła i nakazała gestem, żebyśmy również usiedli. Wykonaliśmy ten rozkaz.
Białe damy zaczęły przynosić małe stoliki i ustawiać je przed tronami. Potem nadleciały z potrawami.
Galen wrócił na podwyższenie. Conriemu bankiet przeszedł koło nosa – był właśnie torturowany. Cel, jako książę, mógł pozostać na bankiecie. Tak nakazywała etykieta Unseelie.
Królowa zaczęła jeść. Przyłączyliśmy się do niej. Królowa napiła się wina. My również.
Przestała jeść zupę i spojrzała na mnie. To nie było wrogie spojrzenie, raczej zadziwione i z pewnością niezbyt szczęśliwe. Pochyliła się do mnie, tak że jej usta dotykały mojego ucha. – Albo będziesz się dzisiaj pieprzyć z jednym z nich, albo dołączysz do Cela.
Odsunęłam się na tyle, żeby zobaczyć jej twarz. Wiedziała, że Galen i ja nie uprawialiśmy seksu. Ale pomogła mi uratować go przed wyzwaniem Conriego i byłam jej za to wdzięczna. Andais nie robiła jednak niczego bez powodu i musiałam się zastanowić, czemu zawdzięczałam ten akt miłosierdzia. Chciałabym ją o to zapytać, ale miłosierdzie królowej to delikatna sprawa, jak bańka unosząca się w powietrzu. Jeśli za bardzo się ją popycha, po prostu pęka, przestaje istnieć. A nie chciałam tego.
Kiedy znów znalazłam się w Czarnym Powozie, na dworze panowała jeszcze ciemność, ale w powietrzu czuć już było świt, prawie tak jak smak soli w powietrzu niedaleko morza. Nie można było tego zobaczyć, ale wiadomo, że tam jest. Cieszyłam się, że zbliża się świt. Niektóre z istot obecnych na Dworze Unseelie nie mogły znieść światła dziennego, a co za tym idzie, Cel nie mógł ich wysłać za mną. Wprawdzie Doyle wątpił, by książę spróbował zrobić coś takiego jeszcze tej nocy, ale kara Cela miała rozpocząć się dopiero następnego dnia wieczorem. Nic więc dziwnego, że wszyscy moi strażnicy wsiedli do samochodu uzbrojeni. Mróz brzęczał dosłownie przy każdym ruchu. Inni byli bardziej subtelni, ale tylko trochę.
Mróz położył swój miecz – Geamhradh Po’g, czyli Zimowy Pocałunek – przy drzwiach samochodu. Był za duży, aby mógł usiąść z nim przy boku. Nie była to broń do zabijania jak Śmiertelny Strach, pozbawiała ona namiętności, pozostawiając tego, kogo Mróz nią uderzył, zimnym i pustym jak zimowy śnieg. Były czasy, kiedy wolelibyśmy śmierć niż to.
Doyle prowadził. Rhys siedział obok niego. Doyle rozkazał Rhysowi usiąść z nami z tyłu, ale Mróz nalegał, żeby to jego wpuścić na tył. Dziwne.
Teraz siedział w kącie, przyciśnięty do drzwi, wyprostowany, a jego srebrne włosy błyszczały w ciemności. Galen usiadł po drugiej stronie. Większość jego ran była już prawie wyleczona, a pozostałe schowane pod dżinsami. Pod zieloną koszulą miał biały podkoszulek na ramiączkach. Koszula była rozpięta pod szyją. Jedyną rzeczą, jaką miał na sobie podczas pobytu na dworze, były buty do kolan z miękkiej skóry pofarbowanej na zielono. Przy cholewkach zwisały dwa rzemyki, które nadawały butom wygląd indiańskich. Brązowa skórzana kurtka, którą miał od lat, była złożona na kolanach.
Było na siedzeniu miejsce dla Kitto, ale ten zwinął się na podłodze, przysuwając kolana do piersi. Galen pożyczył mu koszulę z długim rękawem. Koszula była na niego za duża, białe rękawy powiewały nad jego dłońmi. Widziałam tylko małe gołe stopy wystające spod ubrania. Wyglądał jak ośmiolatek.
Wszelkie pytania w rodzaju: „Wszystko w porządku? Na pewno?”, zbywał niezmiennym: „Tak, Pani”. Tak odpowiadał na wszystko, ale było jasne, że z jakiegoś powodu jest nieszczęśliwy, zarzuciłam próby wydobycia od niego informacji. Byłam zmęczona i bolała mnie kostka. Nie, bolała mnie prawie cała noga. Rhys i Galen na zmianę przykładali mi lód do kostki podczas zabawy, która odbyła się po kolacji. Taniec, który miał pomóc mi wybrać strażników, okazał się klęską, bo nie mogłam tańczyć. Nawet gdybym nie miała skręconej kostki, byłabym zbyt zmęczona.
Oparłam się o ramię Galena, próbując zasnąć. Podniósł rękę, żeby mnie objąć, ale zatrzymał się w pół ruchu.
– Au – poskarżył się.
– Wciąż boli? – spytałam.
Skinął głową i powoli opuścił rękę. – Tak.
– Ja nie jestem ranny – powiedział Mróz. Spojrzeliśmy na niego.
– Co takiego? – spytałam.
– Nie, jestem ranny, więc…
Przypatrzyłam się mu. Jego twarz wciąż była skryta za zwykłą arogancką maską, począwszy od niemożliwie wysoko osadzonych kości policzkowych po mocną żuchwę i mały dołeczek w brodzie. Do tej twarzy pasowałyby proste, cienkie usta. Ale jego usta były pełne i zmysłowe. Dołeczek i usta sprawiały, że twarz nie wyglądała do końca poważnie. W tej chwili była ona napięta, plecy miał wyprostowane, jedną ręką trzymał klamkę drzwi tak mocno, że widać było ścięgna na jego ramieniu. Odwrócił wzrok, ukazując mi swój profil.
Nagle uświadomiłam sobie, że był zdenerwowany. Z mojego powodu. Tak jakby bardzo dużo go kosztowało złożenie tej propozycji.
Spojrzałam na Galena. Podniósł brwi i spróbował wzruszyć ramionami, ale nie udało mu się. Musiał się zadowolić pokręceniem głową. Najwyraźniej też nie wiedział, co się dzieje.
Nie byłam z Mrozem na tyle blisko, żeby położyć głowę na jego ramieniu, ale… ale mógł wyjść przez drzwi, uratować się, kiedy kolce mnie atakowały, a nie zrobił tego. Został z nami, ze mną. Nie miałam złudzeń co do tego, że Mróz żywi do mnie głęboką miłość, którą skrywał przez te wszystkie lata. To po prostu nie była prawda. Ale geas został zdjęty i mógł po raz pierwszy od bardzo dawna uprawiać seks. Chciał jechać ze mną z tyłu, a teraz zaproponował, żebym oparła się na jego ramieniu. Mróz swój sposób próbował się do mnie zalecać.
To było niezgrabnie słodkie. Ale sam Mróz nie był słodki. Był arogancki i pełen dumy. Musiało go to drogo kosztować. Gdybym odrzuciła ofertę, czy kiedykolwiek zaryzykowałby jeszcze raz? Czy zaproponowałby jeszcze kiedykolwiek swe usługi?
Nie mogłam mu odmówić. Wiedziałam, że znienawidziłby mnie, gdyby wiedział, że oparłam się na jego ramieniu wcale nie dlatego, że go pożądałam czy że wydawał mi się przystojny, ale z litości.
Wyciągnęłam się na siedzeniu. Był nieco wyższy od Galena, więc nie położyłam mu głowy na ramieniu, tylko na piersi.
Cienki materiał jego koszuli drapał mnie w policzek i nie mogłam się odprężyć. Nigdy wcześniej nie byłam tak blisko Mroza. Dziwnie się czułam. Oboje byliśmy spięci i było nam niewygodnie. Cały czas się poprawialiśmy. Przeniósł rękę z moich pleców na talię. Próbowałam ułożyć się wyżej, potem niżej. Próbowałam przybliżyć się do niego, potem oddalić. Wszystko na nic.
W końcu roześmiałam się. Zesztywniał. Słyszałam, jak przełknął. Na Boginię, ależ on był zdenerwowany.
Zaczęłam się podnosić na kolana, ale w samą porę przypomniałam sobie o mojej kostce i podwinęłam tylko jedną nogę, uważając, żeby nie rozerwać obcasem jedynej pozostałej pończochy oraz jedwabnych majteczek.
Читать дальше