– Jesteś pewny, Eli?
Pe Eli westchnął ciężko. Teraz zaczną się targi, pomyślał. Wstał, a jego chuda postać wyglądała jak wygięty bicz, kiedy pochylił się nad stołem, żeby zajrzeć w twarz tamtemu.
– Słyszałem, jak często mówiłeś mi, za kogo wy, cieniowce, mnie uważacie. Jesteśmy do siebie podobni, mówiłeś. Władamy magią, przed którą nikt się nie obroni. Intuicyjnie odgadujemy cel życia, którego innym brak. Mamy podobne instynkty i umiejętności. Tak samo słyszymy, widzimy i czujemy. Jesteśmy jak dwie strony jednej monety. I tak dalej, i tak dalej. A zatem, Dall, jeśli nie kłamałeś, ta dziewczyna odkryje mnie równie szybko jak ciebie, prawda? A zatem, nie ma sensu mnie wysyłać.
– To musisz być ty.
– Teraz znowu muszę?
– Twoja magia nie jest wrodzona. Stanowi osobną część tego, kim i czym jesteś. Nawet jeśli dziewczyna ją wyczuje, nie będzie wiedziała, kim jesteś. Nie zostanie ostrzeżona przed niebezpieczeństwem, jakie dla niej stanowisz. Będziesz mógł zrobić to, co trzeba.
Pe Eli wzruszył ramionami.
– Mówiłem już, że ta sprawa mnie nie interesuje.
– Ponieważ nie ma w niej żadnego wyzwania?
Pe Eli przystanął, a potem powoli usiadł z powrotem.
– Tak. Ponieważ nie ma w niej żadnego wyzwania.
Rimmer Dall odchylił się na krześle i jego twarz zniknęła w mroku.
– Ta dziewczyna to nie zwyczajna istota z krwi i kości. Niełatwo ją pokonać. Ma wielką magię i ta magia będzie ją chronić. Aby ją zabić, potrzeba magii silniejszej od niej. Zwykły człowiek ze zwykłą bronią nie ma szans. Moje legiony podrzynaczy gardeł, jak ich pogardliwie określasz, są bezużyteczne. Żołnierze federacji mogą się do niej zbliżyć, ale nie mogą uczynić jej krzywdy. Cieniowce nie mogą się nawet zbliżyć. A nawet gdyby mogli, nie jestem pewien, czy to coś zmienia. Rozumiesz, Pe Eli?
Pe Eli nie odpowiadał. Zamknął oczy. Czuł, że Rimmer Dall obserwuje go.
– Ta dziewczyna jest niebezpieczna, Pe Eli. Tym bardziej, że została najwyraźniej wysłana, żeby dokonać czegoś ważnego, a ja nie wiem, co to jest. Muszę się dowiedzieć i położyć temu kres. Jedno i drugie nie będzie łatwe. Nawet dla ciebie może to być zbyt wiele.
Pe Eli w zamyśleniu uniósł głowę.
– Tak sądzisz?
– To możliwe.
Szybciej niż myśl Pe Eli zerwał się z krzesła, a wyrwany z pochwy Stiehl zalśnił w jego dłoni. Końce ostrza sięgnęło w górę i zatrzymało się o cal od nosa Rimmera Dalla. Uśmiech Pe Ella był przerażający.
– Naprawdę?
Rimmer Dall nie drgnął. Nawet nie mrugnął okiem.
– Zrób to, o co proszę, Pe Eli. Jedź do Culhaven. Znajdź dziewczynę. Dowiedz się, jakie ma plany, i zabij ją.
Pe Eli zastanawiał się, czy powinien zabić Rimmera Dalla. Myślał już o tym wcześniej i rozważał całkiem poważnie. Ostatnio ten pomysł zaczynał go wręcz fascynować. Nie czuł lojalności w stosunku do tego człowieka, nie obchodził go w żaden sposób. Czuł jedynie nikłą wdzięczność za sposobności, które mu ofiarował, ale nawet one nie stanowiły już takiego wynagrodzenia jak kiedyś. Był zmęczony nieustannymi próbami manipulowania nim. Ich umowa już go nie zadowalała. Dlaczego więc z nim nie skończyć?
Stiehl zachwiał się. Kłopot w tym, że nie miało to żadnego sensu. Zabiciem Rimmera Dalla nie osiągnie niczego, chyba że, oczywiście, gotów jest odkryć, jakież to tajemnice wyjdą na jaw w chwili śmierci pierwszego szperacza. To mogłoby okazać się interesujące. Z drugiej jednak strony, po co się spieszyć? Lepiej zachować sobie tę perspektywę na przyszłość. Lepiej poczekać.
W ułamku sekundy wsunął Stiehla do pochwy i cofnął się. Przez jedną chwilę miał poczucie straconej okazji, jakby ta szansa miała się już nigdy nie powtórzyć. Bzdura. Rimmer Dall nie powstrzyma go. Życie pierwszego szperacza w każdej chwili może należeć do niego.
Przez chwilę patrzył na Dalla, a potem wyciągnął dłoń do ugody.
– Zrobię to. – Odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia.
– Bądź ostrożny, Pe Eli! – krzyknął za nim Rimmer Dall. -
Ta dziewczyna nie jest równym przeciwnikiem dla ciebie. Nie baw się z nią. Kiedy już odkryjesz jej zamiary, zabij ją natychmiast.
Pe Eli nie odpowiedział. Wyśliznął się z pokoju i wtopił w mrok twierdzy, niezainteresowany opiniami i życzeniami Rimmera Dalla. Wystarczyło, że zgodził się zrobić, o co prosił cieniowiec. Jak tego dokona, to już jego sprawa.
Wyjechał ze Strażnicy Południowej do Culhaven. W drodze powrotnej nie zabił żadnego z wartowników. Zdecydował, że nie warto się wysilać.
Nastała północ. Zmęczyły go rozmyślania i zdrzemnął się na krześle. Mijały godziny. Kiedy dziewczyna się obudziła, do świtu zostało ledwie parę godzin. W domku panowała cisza. Rodzina karłów pogrążona była we śnie. Z ognisk obozujących na zewnątrz został tylko popiół i wypalone węgle. Ucichły ostatnie szepty rozmów. Pe Eli obudził się, kiedy tylko dziewczyna się poruszyła. Zamrugała oczami i spojrzała na niego. Patrzyła bez słowa bardzo długo. Potem usiadła powoli.
– Zwą mnie Ożywcza – powiedziała.
– A mnie Pe Eli – odpowiedział.
Wyciągnęła rękę i ujęła jego dłoń. Jej palce były lekkie jak piórko, kiedy dotykały jego skóry. Potem zadrżała i cofnęła się.
– Jestem córką Króla Srebrnej Rzeki – powiedziała. Zsunęła nogi z łóżka i odwróciła się w jego stronę. Wygładziła splątane srebrne włosy. Pe Eli nie mógł oderwać oczu od jej urody, ale ona wydawała się tego zupełnie nie zauważać. – Potrzebuję twojej pomocy. Wyszłam z Ogrodów mego ojca do świata ludzi, aby znaleźć pewien talizman. Czy wyruszysz ze mną, aby go szukać?
Prośba była tak nieoczekiwana, że Pe Eli nie odpowiadał przez chwilę, tylko wciąż wlepiał oczy w dziewczynę.
– Dlaczego mnie wybrałaś? – zapytał w końcu, zmieszany.
– Bo jesteś niezwykły – padła natychmiastowa odpowiedź.
Była to jak najbardziej właściwa odpowiedź. Pe Eli był zdumiony. Musiała dużo wiedzieć. Może wyczuwała, co chciał usłyszeć. Potem przypomniał sobie ostrzeżenie Rimmera Dalla i wziął się w garść. Co to za talizman, którego szukasz?
Nie spuszczała z niego wzroku.
– Magiczny. Ma moc wystarczającą, aby przeciwstawić się nawet cieniowcom.
Pe Eli zamrugał. Ożywcza była taka piękna, ale jej piękność była maską, która odciągała go od zadania. Poczuł się nagle odarty ze swej obrony. Jakby był nagi do szpiku kości i wszelkie jego tajemnice wychodziły na jaw. Wiedziała, po co tu przybył. Czuła to. Widziała wszystko.
W tej właśnie chwili niemal jej nie zabił. Powstrzymała go jedynie jej zupełna bezbronność. Oprócz magii, naprawdę zdumiewającej, magii, która mogła przemienić ogołocone, puste połacie wzgórz na powrót w coś, co było jedynie wspomnieniem w umysłach nawet najstarszych karłów, nie miała żadnej obrony przeciwko morderczej broni, jaką był Stiehl. Czuł, że tak jest. Czy powinien zabić ją taką bezradną?
Nie, postanowił. Jeszcze nie.
– Cieniowce – powtórzył cicho.
– Boisz się ich? – zapytała.
– Nie.
– A magii?
Pe Eli wolno wciągnął powietrze. Jego wąska twarz wykrzywiła się bezwiednie, kiedy się nad nią pochylił.
– Co wiesz o mnie? – zapytał, szukając jej spojrzenia.
Nie odwróciła oczu.
– Wiem, że cię potrzebuję. Że nie będziesz się bał zrobić tego, co konieczne.
Wydało mu się, że jej słowa mają jeszcze jakieś ukryte znaczenie, ale nie był pewny.
Читать дальше