„NIE WOLNO CI!” – rzuciłem w powietrze. – „Nie wolno ci nas dręczyć!! Nie masz prawa nas poniżać, ani bić!! My będziemy mistrzami, a ty jesteś «czarny» i zawsze będziesz «czarny»!” – i zrobiłem brzydki gest, określający dość dokładnie, czym była jego matka.
Gladiator spurpurowiał, żyły wystąpiły mu na skroniach. Zrozumiałem, że trafiłem w jego czułe punkty. Nagle zamachnął się pięścią. Nie zdołałem się uchylić. Przeszkodził mi Myszka, wczepiony w moją bluzę, jak w ostatnią deskę ratunku. Otrzymałem potężny cios prosto w twarz i poleciałem do tyłu. Samego momentu zetknięcia z podłogą nie pamiętam.
Przyjaciele podnieśli mnie mocno oszołomionego. Krew lała mi się z nosa i spływała do gardła piekącym strumyczkiem. Obmacałem zęby językiem. Były wszystkie. Nocny Śpiewak przyłożył mi do twarzy jakąś szmatę.
„Kamyk, żyjesz?” – To był Koniec.
„Tak jakby. Jak to wygląda?”
„Szczerze? Okropnie. Skurwysyn chyba złamał ci nos”.
Gladiator leżał na podłodze. Trzech chłopców trzymało go za ręce i nogi, a Promień siedział mu na brzuchu, z miną pantery czyhającej na zdobycz i ostrzegawczo wyciągał nad twarzą maga rękę z rozłożonymi palcami.
„Możesz wstać?”
Mogłem.
„Dojdziesz do lekarza?” – dopytywał się Koniec.
Uspokoiłem go ruchem ręki.
„Mamy poważne kłopoty. Nie pozwól Promieniowi go usmażyć. Na Miłosierdzie, ależ to boli… Wypytaj Mysz, co zrobił, że Gladiator tak się wściekł.”
Ale Koniec nie miał takiej okazji. Myszka uparł się, że odprowadzi mnie do chirurga. Całkiem słusznie, bo puchłem z chwili na chwilę i coraz gorzej widziałem. W ten sposób, w krótkim czasie znów trafiłem do Grzywy.
Akurat z kimś rozmawiał, ale gdy zobaczył na progu zakrwawioną ofiarę pobicia, natychmiast oddalił mniej potrzebującego pacjenta.
„Co to było? Strome schody czy pocisk z katapulty?” – spytał, oglądając moją twarz i zmywając z niej ostrożnie krew.
„Nauczyciel.”
„Uderzył cię? On chyba rzeczywiście był gladiatorem. Pęknięta kość, znaczne przemieszczenie przegrody, pozrywane naczynia… Muszę cię znieczulić, żebyś mi tu nie zemdlał przy nastawianiu.”
Myszka cały czas trzymał mnie za rękę, chcąc mi dodać otuchy, ale wyglądał, jakby sam potrzebował pomocy medycznej. Obawiałem się, że Grzywa, tak jak poprzednio, zechce położyć mnie spać i znowu będę bardzo źle się czuł. Na szczęście nie było takiej potrzeby. Stworzyciel zatamował płynącą krew, a potem sięgnął po przedmiot przypominający kryształowego jeża. Z przejrzystej kuli o spłaszczonej podstawie sterczały dziesiątki igieł. Miały cieniutkie końcówki. Grzywa wyjmował je z dziurek i wbijał w moją skórę. U nasady nosa, pod oczami, koło brwi i w innych miejscach. Niebawem ból rozbitego nosa przycichł, a cała twarz odrętwiała. Ogarnęło mnie niepokojące wrażenie, że mam pośrodku niej dziurę, sięgającą aż do środka czaszki.
„Już nic nie czujesz?” – spytał Grzywa. – „To będziemy działać dalej. Nie ruszaj się.”
Nawet gdybym chciał się poruszyć, i tak bym nie mógł. Ręce pomocnika Stworzyciela objęły moją głowę i skutecznie unieruchomiły. Grzywa popatrzył na swoje instrumenty i wybrał niewielkie szczypce. Spojrzałem kątem oka na Myszkę. Zaciskał mocno powieki. Zrobiłem to samo.
To, co robił ze mną chirurg, nie było przyjemne, o nie. Całe to ciągnięcie, przepychanie, wstawianie na poprzednie miejsce kawałków kości.
„Łamigłówka” – stwierdził Grzywa z niezadowoleniem. – „Już ja coś powiem temu oprawcy!”
W końcu odłożył narzędzie i powyciągał igły.
„Sprzątanie mamy za sobą. Teraz została już tylko czysta praca.”
Położył kciuki po obu stronach mego nosa. Wracało mi czucie. Nadeszło wrażenie ciepła, potem gorąca. Miałem tuż przed oczami wierzchy dłoni i przedramiona Grzywy. Ze zdumieniem ujrzałem, jak drobne włosy podnoszą się na nich, jakby żyły własnym życiem. Stworzyciel zagryzał wargę i marszczył brwi, wpatrując się we mnie intensywnie. Trwało to jakiś czas. Uczucie gorąca i mrowienia zaczęło zanikać. Silne ręce pomocnika puściły mnie wreszcie.
„Koniec. Jesteś tak samo piękny, jak dawniej.”
„Nie jestem piękny” – zaprzeczyłem odruchowo.
„O tym decyduje jedynie kobiecy gust, drogi chłopcze” – zażartował mag. – „Czy to, co masz na sobie, to twoja najlepsza bluza?”
„Niestety. Pewnie już nic z niej nie będzie”.
Była to najładniejsza rzecz, jaką ofiarował mi w przypływie dobrego humoru Nocny Śpiewak. Grubo tkana, jasna wełna ze skórzanymi wstawkami na ramionach, wytłaczanymi w postacie smoków. A krew zostawia trudne do usunięcia plamy.
„Zdejmij ją i idź się umyć za tę zasłonę. Ja tymczasem porozmawiam z twoim wrażliwym przyjacielem” – przekazał Grzywa
Kiedy wróciłem, Stworzyciel otrzepywał moją odzież z rudego proszku.
„Bóg Los za mnie poświadczy, że nie brałem od Kręgu pieniędzy za darmo. Masz tu swój skarb.”
Znowu było za co dziękować.
„Jodłowy opowiedział mi, co się stało” – przekazywał Grzywa. – „Wpakowaliście się w bagno, ale Gladiator chyba w jeszcze gorsze. Co innego podnieść rękę na starszego maga, obojętne, «czarnego» czy nie, a co innego złamać nos kandydatowi na «błękitnego». Ja w każdym razie będę świadczył na waszą korzyść.”
***
Jeszcze tego samego dnia wszczęto śledztwo. Trzech „błękitnych” ze złowieszczymi minami zapędziło nas do korytarza przed biblioteką. „Połówki” wzywano pojedynczo do komnatki, gdzie Strażnicy Słów przechowywali indeksy. Jako pierwszego zawołano Myszkę. Razem z nim wszedł Winograd, ale wyleciał natychmiast z wściekłą miną. Gdy skończyli z Myszką, wezwali mnie.
Siedzieli za stołem. Mówca, Obserwator i Strażnik Słów, sądząc po ornamentach kastowych na ramionach. Nasi sędziowie. Dwaj ostatni zapewne jako próbnik kłamstwa oraz świadek. Pierwsze, co zrobiłem po wejściu, to wyciągnąłem z kąta krzesło i ustawiłem naprzeciwko nich. Usiadłem, przybierając pozę swobodną, lecz nie wyzywającą. Spojrzeli po sobie znacząco. Nie, nie miałem zamiaru stać przed nimi, jak z góry skazany przestępca.
„Jakże wiele można powiedzieć, nic nie mówiąc” – wszedł mi do głowy Mówca. – „Nie boisz się? Obserwator Arena rzuca dość poważne oskarżenia.”
Tak poznałem prawdziwe imię Gladiatora. Skojarzenie było dość proste.
„Rzecz idzie o pobicie. Możesz stracić szarfę” – ciągnął Mówca.
Jeśli chciał mnie rozzłościć, to mu się udało.
„Szarfa to kawałek tkaniny. Dobrze służy jako pasek i można w niej chować jakieś drobiazgi. Niekoniecznie muszę mieć niebieską. I niekoniecznie muszę tu być.”
Znów wymiana spojrzeń.
„Jest ci tak bardzo niedobrze w Zamku? Zdawało się nam, że z początku bardzo ci zależało na zostaniu mistrzem.”
Z uwagi na obecność Strażnika Słów, używałem powietrznego pisma i teraz pojawiły się przed „sędziami” czarne jak smoła znaki:
„Mocno się rozczarowałem.”
Musiałem opisać bardzo dokładnie całe tamto nieszczęsne zajście. Łącznie, ku swemu zawstydzeniu, z tym wulgarnym gestem. Wyjaśniłem, czego się obawiałem, jeśli chodzi o Myszkę. A także co mnie skłoniło, by obrazić nauczyciela. Im dalej to szło, magowie drążyli coraz głębiej. W końcu przestałem cokolwiek rozumieć. Pytania z tych dotyczących Gladiatora i nauki w Zamku, zeszły na moich kolegów, iluzje, moje spotkania z Wiatrem Na Szczycie, zainteresowania i rozrywki, a także książki. Gdy wreszcie padło pytanie: „Co czytałeś ostatnio?”; byłem zmęczony i całkiem skołowany, więc wypisałem tytuł bez zastanowienia:
Читать дальше