Robert Jordan - Ścieżka Sztyletów

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Ścieżka Sztyletów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ścieżka Sztyletów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ścieżka Sztyletów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ścieżka Sztyletów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ścieżka Sztyletów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I nagle Min wydało się, że od tyłu uderzyła ją kamienna ściana, że słyszy wycie i szczęk broni. A potem Rand ją odwrócił — leżała na posadzce? — patrząc na nią, i po raz pierwszy odkąd pamiętała, w tych jego niebieskich jak niebo o poranku oczach zobaczyła strach. Zniknął dopiero, gdy usiadła, kaszląc. Powietrze było pełne pyłu! A potem zobaczyła korytarz.

Pod drzwiami komnat Randa nie było już śladu po Pannach. Samych drzwi zresztą też nie było, podobnie jak większej części ściany, przy czym w przeciwległej ział prawie równie wielki otwór o poszarpanych brzegach. Mimo wszechobecnego pyłu wyraźnie widziała wnętrze apartamentów, ich pozostałości. Wszędzie spoczywały masywne zwały gruzu, a do wnętrza przez wyrwę w suficie zaglądało niebo. Płatki śniegu spływały w dół, prosto w płomienie tańczące pośród tego obrazu zniszczenia. Jeden z masywnych słupków baldachimu łoża sterczał, płonąc, z kupy rozbitego kamienia, ona zaś zrozumiała, że z miejsca, gdzie się znajduje, widzi wszystko na przestrzał, aż do stromych wież za zasłoną śniegu. Jakby gigantyczny młot uderzył w Pałac Słońca. Gdyby byli w środku, zamiast wędrować na poszukiwanie Cadsuane... Min zadrżała.

— Co?... — zaczęła niepewnie, potem zrezygnowała z tego pytania. Każdy głupiec mógł zobaczyć, co się stało. — Kto? — zapytała.

Obsypani pyłem, z potarganymi włosami i w podartych kaftanach, obaj mężczyźni wyglądali tak, jakby tarzali się wśród ruin korytarza i niewykluczone, iż podmuch eksplozji rzeczywiście cisnął nimi. W każdym razie oszacowała, że byli dobre dziesięć kroków dalej od drzwi, niż kiedy widziała ich ostatni raz. Od miejsca, gdzie były drzwi. W oddali podniosły się niespokojne krzyki, niosąc się echem po korytarzach. Żaden z mężczyzn jej nie odpowiedział.

— Czy mogę ci zaufać, Morr? — zapytał Rand.

Fedwin otwarcie spojrzał mu w oczy.

— Choćby zależało od tego twoje życie, mój Lordzie Smoku — odparł po prostu.

— I tak właśnie jest, powierzam ci moje życie — powiedział Rand. Palcami musnął policzek Min, a potem się wyprostował. — Strzeż jej do ostatniej kropli krwi, Morr. — Jego głos był twardy niczym stal. I ponury jak sama śmierć. — Jeśli wciąż są w Pałacu, wyczują, kiedy będziesz próbował otworzyć bramę, i uderzą, zanim zdążysz skończyć. Nie przenoś więc, chyba że będziesz absolutnie musiał, jednak bądź gotów. Zabierz ją na dół do pomieszczeń służby i zabij każdego, kto będzie chciał ją porwać. Każdego lub wszystko, cokolwiek by to było!

Po raz ostatni na nią spojrzał — och, Światłości, w każdej innej sytuacji pomyślałaby, że gotowa jest umrzeć ze szczęścia na widok tego spojrzenia w jego oczach! — a potem odwrócił się i pobiegł, oddalając od sceny zniszczenia. Zostawił ją. Kimkolwiek był zamachowiec, na pewno będzie go ścigał.

Morr poklepał ją po ramieniu dłonią pokrytą grubą warstwą pyłu i uśmiechnął się.

— Nie przejmuj się, Min. Ja się tobą zajmę.

Ale kto zajmie się Randem? Czy mogę ci zaufać, zapytał tego chłopca, który był jednym z pierwszych, którzy poprosili o naukę. Światłości, a kto jemu zapewni bezpieczeństwo?

Za zakrętem korytarza Rand zatrzymał się, wsparł dłonią o ścianę i objął Źródło. Głupie ceregiele z tą troską, by Min nie widziała, jak się zachwiał, po tym jak przed chwilą ktoś próbował go zabić, ale nie potrafił postąpić inaczej. Zresztą nie był to „ktoś”, kto próbował go zabić. To był mężczyzna, Demandred lub może Asmodean — wreszcie po niego przyszli. Niewykluczone zresztą, że obaj naraz, sploty, które dostrzegł, były poniekąd osobliwe, jakby tkane z wielu miejsc naraz. Zbyt późno wyczuł przenoszenie, żeby cokolwiek przedsięwziąć. Zostając na pokojach, zginąłby. Był gotów na śmierć. Ale nie Min, nie, tylko nie Min. Elayne miała rację, zwracając się przeciwko niemu. Och, Światłości, naprawdę miała!

Objął Źródło, a saidin zalał go stopionym mrozem i lodowatym żarem, życiem i słodyczą, paskudztwem i śmiercią. Poczuł, jak żołądek skręca mu się w supeł, a przed oczyma zaczęło się dwoić. Przez chwilę zdało mu się, że zobaczył czyjąś twarz. Nie w korytarzu, ale przed oczyma duszy. Twarz mężczyzny, migoczącą i nierozpoznawalną; po chwili zniknęła. Unosił się w Pustce, opróżniony ze wszystkich emocji i pełen Mocy.

„Nie zwyciężysz” — powiedział, zwracając się do Lewsa Therina. — „Jeśli już mam umrzeć, umrę jako ja!”

„Powinienem był odesłać Ilyenę” — wyszeptał w odpowiedzi Lews Therin. — „Wówczas przeżyłaby”.

Rand odsunął do siebie ten głos, potem sam zdecydowanie odsunął się od ściany i ruszył korytarzami Pałacu tak zręcznie, jak tylko po niedawnych przejściach potrafił, stąpając lekko tuż pod ścianami, omijając po drodze okute złotem kufry, pozłacane gabloty pełne kruchej porcelany i statuetki z kości słoniowej. Wzrokiem szukał napastników. Z pewnością nie zrezygnują, dopóki nie znajdą ciała, ale należało się spodziewać, że do jego apartamentów podejdą z najwyższą ostrożnością, na wypadek, gdyby jakieś dziwne zrządzenie losu sprokurowane przez ta’veren pozwoliło mu przetrwać. Zaczekają, aby zobaczyć, czy jeszcze dycha. We wnętrzu Pustki Moc przesycała jego istotę tak gruntownie, jak było to możliwe bez całkowitej zatraty. We wnętrzu Pustki był jednością ze swoim otoczeniem, jak wówczas, gdy walczył mieczem.

Ze wszystkich stron dobiegały go krzyki i hałasy, ktoś podniesionym głosem pytał, co się stało, inni darli się, że Smok Odrodzony oszalał. Ten kłębek irytacji w głowie, który był Alanną, dostarczał jednak pewnej pociechy. Od wczesnego ranka znajdowała się poza Pałacem, zapewne nawet poza murami miasta. Żałował, że to samo nie odnosiło się do Min. Od czasu do czasu w głębi któregoś korytarza widział mężczyzn i kobiety, głównie była to odziana w czarne liberie służba — biegli, przewracali się, podnosili, by dalej uciekać. Nie widzieli go. Czując jednak pulsującą w sobie Moc, potrafił usłyszeć każdy szept. Jak również ciche szuranie miękkich butów.

Przywarł plecami do ściany tuż obok długiego stołu zastawionego porcelaną, potem szybko splótł wokół siebie Ogień i Powietrze, a potem stanął całkowicie nieruchomo, spowity w Kokon Światła.

W korytarzu pojawiły się Panny — cała kolumna, z zasłoniętymi twarzami — ale przebiegły obok, nie widząc go. Zmierzały w kierunku jego apartamentów. Nie mógł ich zabrać ze sobą, wprawdzie obiecał, że pozwoli im walczyć, ale nie miał zamiaru poprowadzić ich na rzeź. W starciu z Demandredem albo Asmodeanem mogły tylko oddać życie, a on już musiał nauczyć się kolejnych pięciu imion i dołączyć je do swej listy. Somara z Krzywego Szczytu Daryne już na niej była. Obietnica, którą złożył pod przymusem, której będzie musiał dotrzymać. Już przez sam fakt, że ją złożył, zasługiwał na śmierć!

„Orłom i kobietom tylko wtedy zapewnisz bezpieczeństwo, jeśli pozamykasz je w klatkach” — powiedział Lews Therin takim tonem, jakby coś cytował, a potem znienacka zaczął płakać, kiedy ostatnie Panny zniknęły Randowi z oczu.

Ten zaś szedł dalej, skręcając to w jeden, to w inny pałacowy korytarz, oddalając się coraz bardziej od swych apartamentów. Podtrzymywanie Kokonu Światła wymagało bardzo niewielkich ilości Mocy — w istocie tak mało, że żaden mężczyzna nie wyczułby korzystania z saidina, póki nie znalazłby się tuż obok dzierżącego sploty — i używał go zawsze, gdy sądził, że ktoś go może zobaczyć. Tamci musieli mieć swoich szpiegów w Pałacu. Być może dzięki ta’veren wyszedł akurat we właściwym momencie ze swych apartamentów, pod warunkiem oczywiście, iż ta’veren zdolny był oddziaływać na siebie samego, a może był to tylko zwykły zbieg okoliczności. Liczył jednak poniekąd na swą zdolność odkształcania Wzoru i ewentualność, iż napastnicy wpadną mu w ręce, wciąż przekonani o jego śmierci lub kontuzji. Lews Therin wyśmiał tę myśl. Rand czuł nieomal namacalnie, jak tamten w oczekiwaniu zaciera ręce.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ścieżka Sztyletów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ścieżka Sztyletów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ścieżka Sztyletów»

Обсуждение, отзывы о книге «Ścieżka Sztyletów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x