Robert Jordan - Ścieżka Sztyletów

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Ścieżka Sztyletów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ścieżka Sztyletów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ścieżka Sztyletów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ścieżka Sztyletów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ścieżka Sztyletów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Mój Lordzie Smoku — krzyknął ktoś zza obróconego w gruz muru — to ja, Narishma! I Flinn!

— Nie poznałem was — skłamał Rand. — Chodźcie tutaj!

— Coś mi się wydaje, że może krew jeszcze za bardzo wrze w tobie — odpowiedział głos Flinna. — Może powinniśmy poczekać, aż wszyscy trochę ostygniemy.

— Tak — powiedział powoli Rand. Czy naprawdę próbował zabić Narishmę? Nie bardzo mógł całą winą obciążać Lewsa Therina. — Tak, być może tak będzie najlepiej. Przynajmniej przez czas jakiś. — Odpowiedzi nie było. Czy usłyszał oddalający się tupot butów? Zmusił się do opuszczenia dłoni i ruszył w przeciwną stronę.

Przez całe godziny przeszukiwał jeszcze Pałac i nie znalazł nawet śladu po Dashivie oraz jego wspólnikach. Korytarze, wielkie komnaty, nawet kuchnie były całkowicie opustoszałe. Nie znalazł nikogo i niczego się nie dowiedział. Po chwili zrozumiał, że nauczył się jednej rzeczy. Zaufanie było niczym nóż o rękojeści tnącej jak ostrze.

A potem odnalazł ból.

Maleńkie pomieszczenie o kamiennych ścianach mieściło się w podziemiach Pałacu Słońca. Było w nim ciepło mimo braku kominka, to jednak Min czuła przenikający ją chłód. Trzy pozłacane lampy na drewnianym stoliczku dawały dość światła. Już dawno temu Rand powiedział jej, że z tego miejsca wydobędzie ją zawsze, nawet gdyby cały Pałac obrócił się w gruzy. Obiecał to, wcale nie żartując.

Piastując koronę Illian na podołku, spoglądała na Randa. Patrzyła na niego, a on przyglądał się Fedwinowi. Jej dłonie mimowolnie zacisnęły się na koronie, ale natychmiast rozwarła palce pokłute maleńkimi mieczami, ukrytymi wśród liści wawrzynu. Dziwne, że korona i berło ocalały, podczas gdy Tron Smoka zmienił się w stos złotych drzazg przemieszanych z gruzem. Obok krzesła, na którym siedziała, leżał duży skórzany tobołek — o który opierał się miecz Randa, w pochwie, przytroczony do pasa — zawierający wszystko, co oprócz wymienionych rzeczy udało mu się ocalić z ruiny. W większości były to dość dziwne rzeczy, gdyby ją kto pytał o zdanie.

„Ty bezmózga idiotko” — pomyślała. — „Nawet jeśli nie będziesz myśleć o tym, co ci się nie podoba, nie sprawisz w ten sposób, aby te rzeczy zniknęły”.

Rand siedział ze skrzyżowanymi nogami na kamiennej podłodze, w podartym kaftanie, wciąż pokryty pyłem i z licznymi skaleczeniami. Jego twarz przypominała oblicze posągu. Zdawał się obserwować Fedwina nieruchomym zupełnie spojrzeniem. Chłopak również siedział na podłodze, z rozrzuconymi nogami. Wysunąwszy język, całkowicie pochłonięty był budową wieży z drewnianych klocków. Min z trudem przełknęła ślinę.

Wciąż pamiętała swoje przerażenie, gdy zdała sobie sprawę, że „strzegący” jej chłopiec znienacka cofnął się w rozwoju umysłowym do stadium małego dziecka. Smutek również jeszcze jej nie opuścił — Światłości, był tylko chłopcem! To nie jest w porządku! — miała jednak nadzieję, że Rand wciąż oddziela go tarczą. Nie było łatwo nakłonić Fedwina, by zajął się zabawą tymi drewnianymi klockami, miast wyrywać Mocą kamienie ze ścian, z których chciał zbudować „wielką wieżę, gdzie ona będzie bezpieczna”. A potem musiała siedzieć, strzegąc jego, póki Rand nie wrócił. Och Światłości, jak bardzo chciało jej się płakać. Nad Randem nawet bardziej niż nad Fedwinem.

— Wychodzi na to, że głęboko się ukryłeś. Dobiegający spod drzwi niski głos nie zdążył nawet dokończyć zdania, kiedy Rand już był na nogach i w jednej chwili stał przed Mazrimem Taimem. Mężczyzna o jastrzębim nosie jak zawsze ubrany był w czarny kaftan z błękitno-złotymi Smokami wyhaftowanymi spiralnie na rękawach. W przeciwieństwie do pozostałych Asha’manów w wysoki kołnierz nie wpinał ani Miecza, ani Smoka. Smagła twarz była równie pozbawiona wyrazu jak wcześniej oblicze Randa. Teraz jednak, patrząc na Taima, Rand aż zgrzytał zębami. Min ukradkowym ruchem poluzowała nóż w rękawie. Zarówno wokół jednego, jak i drugiego wirowały niezliczone obrazy i aury, ale to nie treść wizji sprawiła, że nagle zdwoiła czujność. Widziała już w życiu mężczyznę zastanawiającego się, czy zabić innego mężczyznę, i taki widok pojawił się właśnie przed jej oczyma.

— Przychodzisz tutaj, obejmując saidina, Taim? — zapytał Rand, głosem o wiele za cichym. Taim tylko rozłożył ramiona, Rand zaś dodał: — Teraz jest znacznie lepiej. — Ale nie odprężył się bodaj na jotę.

— Uznałem, że powinienem się zabezpieczyć, na wszelki wypadek — odparł Taim — skoro droga wiodła przez korytarze pełne tych kobiet Aielów, gotowych w każdej chwili dźgnąć każdego. Wydawały się strasznie podniecone. — Nawet na moment nie spuścił wzroku z Randa, Min była jednak pewna, że zauważył, jak sięgała do rękawa. — Jest to oczywiście całkowicie zrozumiałe — ciągnął dalej bez zająknienia. — Nie potrafię wprost wyrazić, jak się ucieszyłem, znajdując cię żywym po tym wszystkim, co widziałem na górze. Przybyłem złożyć doniesienie na dezerterów. W normalnych okolicznościach sam bym załatwił sprawę, ale są to Gedwyn, Rochaid, Torval i Kisman. Wychodzi na to, że nie spodobały im się wydarzenia w Altarze, nie przypuszczałem wszak, iż posuną się tak daleko. Poza tym nie widziałem jeszcze żadnego z ludzi, jakich zostawiłem tobie. — Przelotnym spojrzeniem objął sylwetkę Fedwina i na chwilę zatrzymał na niej wzrok. — Były jakieś... inne... straty? Jeśli sobie życzysz, zabiorę ze sobą tego człowieka.

— Powiedziałem im, żeby zeszli mi z oczu — powiedział Rand ochrypłym głosem. — I sam zajmę się Fedwinem. Fedwinem Morrem, Taim, nie „tym człowiekiem”. — I nie odwracając się do Taima plecami, wycofał się do stoliczka, aby wziąć zeń mały srebrny pucharek, stojący wśród lamp. Min wstrzymała oddech.

— Wiedząca z mojej wioski potrafiła wszystko wyleczyć — powiedział Rand, klękając obok Fedwina. Jakimś sposobem udało mu się uśmiechnąć do niego, nie spuszczając ani na moment oczu z Taima. Fedwin odpowiedział mu pełnym szczęścia uśmiechem i próbował wziąć kubek z jego dłoni, ale Rand sam mu przysunął go do ust i przechylił. — Wie więcej o ziołach niźli ktokolwiek, kogo w życiu spotkałem. Sam nawet trochę się od niej nauczyłem, wiem przynajmniej, które są bezpieczne, a które nie. — Fedwin westchnął, gdy Rand odjął kubek od jego warg i przytulił go do piersi. — Śpij, Fedwin — wymruczał Rand.

I rzeczywiście wyglądało tak, jakby chłopiec miał zasnąć, bo zamknął oczy, a jego pierś zaczęła się unosić i opadać w wolniejszym rytmie. Póki nie znieruchomiała. Uśmiech nawet na moment nie opuścił jego warg.

— Dodałem coś do wina — wyjaśnił cicho Rand, kładąc ciało Fedwina na podłodze. Min czuła, jak pieką ją oczy, ale ze wszystkich sił tłumiła łzy. Nie będzie płakać!

— Jesteś twardszy, niż myślałem — mruknął Taim.

Rand uśmiechnął się do niego, dzikim, brutalnym uśmiechem.

— Dodaj do listy dezerterów Corlana Dashivę, Taim. Następnym razem, gdy odwiedzę Czarną Wieżę, chcę widzieć jego głowę na twoim Drzewie Zdrajców.

— Dashivę? — warknął Taim, aż wytrzeszczając oczy ze zdumienia. — Stanie się, jak powiadasz, kiedy następnym razem odwiedzisz Czarną Wieżę. — Szybko doszedł do siebie, odzyskując równowagę i znowu wyglądał jak posąg z polerowanego kamienia. Żałowała, że nie potrafi nic wyczytać z otaczających go wizji.

— Teraz wróć do Czarnej Wieży i nigdy więcej się tu nie pojawiaj. — Rand stał już, patrząc tamtemu w oczy ponad ciałem Fedwina. — Zresztą prawdopodobnie przez jakiś czas nie będę siedział na jednym miejscu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ścieżka Sztyletów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ścieżka Sztyletów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ścieżka Sztyletów»

Обсуждение, отзывы о книге «Ścieżka Sztyletów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x