Robert Jordan - Dech Zimy
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dech Zimy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W porównaniu z nimi Bain i Chiad wyglądały nie gorzej niż Shaido, chociaż policzek Chiad zżółkł i napuchł od ciosu, otrzymanego gdy zostały schwytane, a skrzep czarnej krwi, zlepiający krótkie rude włosy Bain i zachodzący częściowo na twarz, najwyraźniej zamarzł. Niedobrze. Może od tego zostać blizna. Jednak piersi obu Panien nie podnosił przyspieszony oddech i same spokojnie uniosły stopy do oględzin. Jako jedyne spośród wziętych do niewoli nie zostały skrępowane — chyba że skuwający je obyczaj można uznać za więzy. Spokojnie zaakceptowały swój los, który sprowadzał się do roku i dnia odsłużonych w charakterze gai’shain . Bain i Chiad mogły ewentualnie jakoś tam okazać się pomocą w ucieczce — Faile nie była pewna, jakie w tej kwestii również pętają je obyczaje — ale z pewnością same nawet nie spróbują.
Ostatnie schwytane, Lacile i Arrela, próbowały zachować się tak samo jak Panny, oczywiście z miernym powodzeniem. Wysoki Aiel zwyczajnie schwycił drobną Lacile pod pachę, aby obejrzeć stopy, jej policzki powlekł szkarłat upokorzenia. Arrela była wysoka, każda jednak z dwu Panien, które jej strzegły, była wyższa od samej Faile, toteż nic im nie przeszkadzało w traktowaniu tairenianki z bezosobową sprawnością. Jej smagłą twarz wykrzywił ponury grymas, wywołany takim szarpaniem, a może treścią szybkich komunikatów języka gestów, jakie między sobą wymieniały. Faile miała nadzieje, że Arrela nie sprawi jakichś kłopotów, przynajmniej jeszcze nie teraz. Wszyscy w Cha Faile próbowali zachowywać się jak Aielowie, żyć, jak im się wydawało, że Aielowie żyją, jednak Arrela w zupełnie dosłownym sensie chciała być Panną i miała pretensje do Sulin i pozostałych, że nie chcą nauczyć jej mowy dłoni. Z pewnością obraziłaby się strasznie, gdyby się dowiedziała, że Bain i Chiad trochę Faile nauczyły. Trochę, nie tyle nawet, by zdołała wyłapać więcej niż co drugie słowo z rozmowy prowadzonej przez tamte. Bardzo dobrze, że Arrela niczego nie pojmowała. Dzieliły się bowiem spostrzeżeniami, jakie to mieszkanka mokradeł ma strasznie delikatne stopy, jak cała jest zbyt pulchna i delikatna — z pewnością by ją to skrajnie rozdrażniło.
Jak się okazało, Faile niepotrzebnie przejmowała się Arrelą. Tairenianka zesztywniała, kiedy jedna z Panien przerzuciła ją przez ramię — udając, że się zachwiała, obciążona brzemieniem kobieta za pomocą wolnej ręki przesłała drugiej Pannie wiadomość, na którą tamta roześmiała się w głos pod zasłoną — jednak zobaczywszy, że Bain i Chiad już pokornie spoczęły na ramionach Aielów, Arrela również z ponurą rezygnacją pozwoliła się nieść. Lacile zaczęła piszczeć, kiedy trzymający ją potężny mężczyzna nagle przerzucił ją w powietrzu, póki nie wylądowała w tej samej pozycji co pozostałe, jednak po chwili się uspokoiła, chociaż jej twarz pozostawała szkarłatna. Z pewnością te znakomite lekcje przydadzą im się w naśladowaniu Aielów.
Z Alliandre i Maighdin, ostatnimi kobietami, które Faile podejrzewałaby o robienie trudności, sprawa miała się jednak całkowicie inaczej. Kiedy zdały sobie sprawę, co je czeka, obie zaczęły walczyć jak dzikie kotki. Nie do końca była to walka — dwie nagie i wyczerpane kobiety ze skrępowanymi za plecami rękoma — wiły się jednak, krzyczały i kopały każdego, kto się nawinął, a Maighdin zatopiła nawet zęby w dłoni nieuważnego Aiela, do której przywarła niczym piesek atakujący dzika.
— Przestańcie, głupie! — zawołała do nich Faile. — Alliandre! Maighdin! Pozwólcie się ponieść! Macie mnie słuchać! — Obie jednak nie zwróciły najmniejszej uwagi na wykrzykiwane słowa. Maighdin warczała niczym lew, wciąż ściskając w zębach dłoń Aiela. Alliandre została obalona na ziemię, ale nie przestała wrzeszczeć i wierzgać. Faile otworzyła usta, żeby wydać następny rozkaz.
— Gai’shain ma być cicho — warknął Rolan i poparł swe słowa mocnym klapsem.
Zazgrzytała zębami i mruknęła pod nosem. Za co zarobiła następnego klapsa! Ale tamten przecież zatknął sobie jej noże za pasem. Gdyby tylko udało się sięgnąć choć jeden...! Nie. Co trzeba wytrwać, da się wytrwać. Zamierzała uciec, a nie silić się na próżne gesty.
Walka Maighdin trwała nieco dłużej niż Alliandre, do czasu aż dwu potężnym mężczyznom nie udało się rozewrzeć jej szczęk. Trzeba było aż dwóch. Ku zaskoczeniu Faile, zamiast związać Maighdin, ugryziony mężczyzna tylko strząsnął krew ze swej dłoni i zaśmiał się! Oczywiście tamta nic nie zyskała na próbie oporu. W mgnieniu oka pokojówka Faile leżała twarzą w śniegu obok królowej. Zarobiły tylko parę chwil próżnej szarpaniny oraz kąśliwe uszczypnięcia lodu. Spośród otaczających ich drzew wyszła dwójka Aielów, po drodze wygładzając ciężkimi nożami dwie wycięte wcześniej długie witki. Stopa na plecach każdej z kobiet, dłoń trzymająca związane ręce, aby nimi nie wymachiwały — i na białych Pośladkach zaczęły wykwitać czerwone pręgi.
Z początku obie kobiety próbowały wciąż walczyć, skręcając się i próbując wyrwać z uchwytu. Cały wysiłek był jeszcze bar dziej próżny niż wówczas, gdy stały. Mogły właściwie tylko szarpać głowami i dziko wymachiwać samymi dłońmi. Alliandre przeraźliwie krzyczała, że nie mogą tego robić, co było zrozumiałe zważywszy jej tytuł, ale całkowicie głupie w danych okolicznościach. Najwyraźniej mogli i właśnie robili. Zaskakujące, że Maighdin reagowała identycznymi wrzaskami i identycznymi słowy. Można by sobie pomyśleć, że pochodzi z królewskiej krwi, a nie jest prostą pokojówką damy. Faile doskonale wiedziała, że Lini potrafiła użyć rózgi wobec Maighdin, nie wywołując nawet śladu podobnej histerii. W każdym razie protesty nie na wiele się obu kobietom przydały. Metodyczne lanie trwało do chwili, póki obie już tylko wierzgały i wyły bez słowa, i jeszcze przez krótką chwilę, żeby popamiętały. Zarzucone w końcu na ramiona Aielów jak pozostałe więźniarki, zwisały bezwładnie, płacząc, wszelka wola walki najwyraźniej je opuściła.
Faile nie czuła nawet odrobiny współczucia. W jej oczach głupie zasłużyły na każdą otrzymaną rózgę. Pomijając już odmrożenia i poharatane stopy, im dłużej pozostawały bez ubrań, tym większe szansę, że któraś z nich nie dożyje chwili ucieczki. Shaido najwyraźniej zmierzali ku jakiemuś schronieniu, a Alliandre i Maighdin opóźniły tylko dotarcie do niego. Może chodziło o nie więcej jak kwadrans opóźnienia, minuty jednak mogły tu decydować o różnicy między życiem a śmiercią. Na dodatek wszystkiego, Aielowie z pewnością zrezygnują nieco ze swej czujności, kiedy już dotrą do schronienia i rozpalą ogniska. One zaś, niesione, mogły nieco odpocząć. Będą gotowe skorzystać z okazji, gdy takowa się nasunie.
Nawet niosąc na plecach schwytane kobiety, Shaido dalej narzucali swe mordercze tempo. Wydawało się nawet, że biegną przez las jeszcze szybciej niż wcześniej. Twardy skórzany futerał na łuk obijał się o bok Faile, kiedy jej ciało kołysało się, powoli zaczynało jej się kręcić w głowie. Każdy krok Rolana ukłuciem odzywał się w boku. Ukradkiem próbowała odnaleźć taką pozycję ciała, która nie narażałaby jej na ciągłe szturchnięcia i uderzenia.
— Leż spokojnie, bo inaczej spadniesz — mruknął Rolan, poklepując ją po biodrze w taki sposób, w jaki mógłby uspokajać konia.
Faile zadarła głowę i ze złością spojrzała na Alliandre. Z królowej Ghealdan niewiele było widać, a to co było widoczne, sprowadzało się do czerwonych pręg, pokrywających ją od bioder po kolana. Jeśli już się nad tym zastanowić, krótka zwłoka i kilka rózg mogłoby stanowić niewielką cenę za przyjemność pozbawienia kawałka ciała tego durnia, który traktował ją niczym worek z ziarnem. Jednak z pewnością nie ręka. Prędzej gardło.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dech Zimy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.