Dach megawieżowca Dantren był teraz zawalony masą kawałków metalu i plastobetonu, a przewrócone sąsiednie budynki przypominały obraz Salvadora Dali. Strumienie plazmy ziały teraz ku głównej linii obrony i wycofującej się francuskiej jednostce. Mike dostrzegł, jak samobójczy helikopter wybucha w powietrzu podczas skręcania na skrzyżowaniu, i postanowił nie patrzeć więcej w tę stronę.
Dodekaedr całkowicie zignorował wahadłowiec i kiedy Mike dobiegł do maszyny, zobaczył, dlaczego; byli tu już Posleeni i zdewastowali wnętrze. Pozostała broń i amunicja leżała porozrzucana albo zniszczona, a kratery w powierzchni dachu wskazywały, gdzie Posleeni w pośpiechu zdetonowali amunicję.
Mike skierował się w stronę sekcji napędu, podniósł klapę ochronną i wystukał kod na nie rzucającej się w oczy tablicy kontrolnej. Z sykiem otworzyła się szuflada i Mike wyciągnął z niej ciężki kanister. Włożył go do francuskiego plecaka i zaczął jeszcze pakować do wnętrza granaty z pancerza; w jego przepastnym pojemniku na amunicję było ich sto osiemdziesiąt pięć. Dodał wszystkie magazynki i całą amunicję z wahadłowca, która jeszcze się do czegoś nadawała. Ostrożnie przypiął ostatni granat taśmą do wierzchu plecaka. Łącznie z bagażem ważył teraz sto kilogramów, z czego przynajmniej pięć setnych procenta stanowiła antymateria.
Wyszedł z wahadłowca i spojrzał na dodekaedr. Rzeczywiście zmienił kurs i ruszył w pogoń za plutonem na mniejszej wysokości, żeby móc lepiej celować. Zgodnie z rozkazami pluton kierował się w dużej rozsypce jak najdalej od głównej linii obrony. Żołnierze przemieszczali się po dachach bez kamuflażu, z możliwie największą prędkością, i intensywnie strzelali. Węże srebrnych błyskawic tańczyły po powierzchni czarnej bryły i wzbudzały potężne eksplozje. Strzelcy za każdym razem trafiali do celu i Mike zauważył dwa zniszczone działa. Wyglądali jak osy żądlące konia i uciekające przed nim. Mike poszukał na schemacie oznaczenia sierżanta Greena, ale nie było go.
Zerknął na wykres strat w ludziach i stwierdził, że liczebność drużyn zmniejszyła się już o ponad dwadzieścia pięć procent, ale żołnierze najwyraźniej mieli zamiar nadal razić włóczniami masywnego byka. To była walka na śmierć i życie, po uderzeniu z broni kosmicznej rzadko zostawało się tylko rannym. C’est la guerre: zaciągasz się do wojska, żeby umrzeć, a ono wysyła cię na śmierć.
Mike sprawdził poziom energii własnego pancerza, wzruszył ramionami i z plecakiem na ramieniu ruszył w pogoń za oddalającym się dodekaedrem.
Włączył tryb wspomagania biegu i jego nogi zaczęły poruszać się tak szybko, że niemal zlały się w jedną całość.
Masywna bryła zasłoniła niebo nad jego głową, kiedy się zbliżył. Po trzech ostatnich krokach wybił się w powietrze i poszybował na napędzie antygrawitacyjnym. Broń i detektory posleeńskiego statku zaprojektowano do walki w kosmosie. Dodekaedr dysponował laserami, które mogły zestrzelić nadlatujący pocisk hiperszybki. Miał działa plazmowe, które mogły skruszyć góry. Były też systemy wykrywania, które mogły namierzyć obce statki w promieniu godziny świetlnej. Nie zaprojektowano jednak żadnego systemu do wykrywania pojedynczego pancerza wspomaganego.
Dzięki maskującym hologramom, tłumikom podprzestrzennym i zakłócaczom radarowych i laserowych detektorów Mike wyminął kosmiczne systemy obronne i dotarł do samej powierzchni krążownika. Zaczepił rękawice na jednej ze ścianek i wdrapał się do najbliższego ciężkiego działa.
— Michelle, transmisja wyłączająca wszelkie przekazy, na wszystkich częstotliwościach — powiedział łagodnie.
Dla pewności przypiął plecak do powierzchni bryły dwa razy. — Maksymalny priorytet. Detonacja nuklearna za trzydzieści sekund. Uderzenie na obecnych współrzędnych.
— Tak jest, sir.
Wychylił się na przypiętej linie i przełożył palec przez kółko zawleczki staroświeckiego granatu, który „pożyczył” wcześniej od Francuza. Nie miał zapalników czasowych ani w zasadzie żadnych materiałów wybuchowych.
— Michelle.
— Tak, poruczniku?
— Miło się z tobą pracowało — powiedział i spojrzał na wyświetlacz odliczający czas do wybuchu.
— Dziękuję, sir.
— Wyślij przez sieć list do mojej żony. Skopiuj swoje dane do dowództwa i powiedz, proszę, żołnierzom mojego plutonu, żeby się schronili.
— Już to zrobiłam, sir. Protokoły ostrzeżenia przed wybuchem jądrowym nakazują natychmiastowe skopiowanie danych. Miło było dla pana pracować, sir. Niech pana chroni Alldenata.
— Dzięki.
Nagle poczuł serię wybuchów na powierzchni statku. Pancerz trzasnął w powierzchnię bryły i zagrzechotał jak ziarnko grochu w garnku. Mike poczuł, że nie działa system amortyzacji wstrząsów.
— Michelle? — krzyknął, kiedy bez ostrzeżenia wysiadły na chwilę wszystkie systemy pancerza.
Tylko silne zaciśnięcie prawej ręki uchroniło rękawicę od ześlizgnięcia się z klamry. Statek zanurkował ostro w dół i odwrócił ścianę, na której trzymał się Mike, w stronę wylegającej na dach masy Posleenów.
— Alarm, alarm! — powiedział przytłumiony metaliczny głos, jakby sam pancerz, jego dusza. — Niebezpieczeństwo zniszczenia pancerza! Niebezpieczeństwo zniszczenia pancerza! Uszkodzenie przekaźnika: sto procent, uszkodzenie systemów środowiskowych: sto procent, system mocy: zasilanie awaryjne, uszkodzenie zasilania za dwadzieścia sekund!
Kule Posleenów wciąż odbijały się od powierzchni dodekaedru wokół Mike’a. Porucznik poczuł potężny ucisk w żołądku, kiedy pocisk hiperszybki grzmotnął w statek tylko kilka metrów od niego. Wiedział, że musi działać teraz albo nigdy.
— Kocham cię, skarbie — powiedział i puścił klamrę; w ręku została mu zawleczka granatu.
Kiedy spadał, manualnie wyłączył systemy pancerza i nastawił go na maksymalną ochronę inercyjną. Szanse były niewielkie, ale co tam.
* * *
Az’al’endai nacisnął konsolę i zahuczał triumfalnie.
— Te młóciwa płoną w moich szponach! — krzyknął i odwrócił się do Arttanalatha, swojego kasztelana.
Kessentai z niedowierzaniem potrząsnął jaszczurczą głową, kiedy ekrany wizyjne wypełniły pomieszczenie światłem zachodzącej głównej gwiazdy Diess.
— Postępujesz z nimi zbyt nieostrożnie, Kenellai. Te młóciwa są chytre jak Alld’nt.
— Bzdura — parsknął z drwiną dowódca brygady. Machnął grzebieniem i potrząsnął głową. — Jesteś starym szczerbatym głupcem.
Z głównych dział posłał kolejną grudę plazmy w kierunku uchylających się od ognia pancerzy wspomaganych.
To było jak walka z muchami za pomocą lampy lutowniczej, ale udało mu się trafić dwa cele.
— Patrz, jak te młóciwa płoną w metalowych szatach! Są jak gwiazdy na nocnym niebie!
Większość stanowisk w pokoju kontrolnym była pusta, ale statki zostały tak zaprojektowane, żeby mógł je prowadzić jeden Wszechwładca. Fakt, że przebieg bitwy zależał prawie całkowicie od decyzji zaprogramowanych komputerów, nigdy nawet nie przyszedł kessentai na myśl. Kessentai rozumieli komputery tak samo, jak szympans rozumie telewizję. Działa, mogę zmienić kanał. Voilŕ.
— Az’al’endai! — rozległ się okrzyk na bocznym kanale.
To ten po trzykroć przeklęty pisklak Tulo’stenaloor.
— Czego chcesz? — wściekł się dowódca. — Najpierw zabijasz mojego eson’antai, potem niszczysz mój oolton’, potem uciekasz, potem…
— Zamilcz, Az’al’endai! — zagrzmiał niecierpliwy dowódca batalionu. — Masz metalowe młóciwo na jednej ścianie oolt’ Posleen! Raczej nie knuje nic dobrego. Strzelamy do niego!
Читать дальше