Zeke podczołgał się do sterówki, którą przykrywało szkło grubsze niż jego dłoń. Uniósł lampę na tyle wysoko, by zajrzeć przez jego mocno porysowaną powierzchnię.
— Coś tam leży w środku — mruknął.
— Kiedy otworzyłam drzwi laboratorium — Briar zaczęła mówić szybciej — obok drzwi znalazłam stos worków oznaczonych napisem: FIRST SCANDINAVIAN BANK. Tam, na tym stole, który złamał się na pół, stały torby wypełnione równiutko ułożonymi banknotami. Zamarłam, ale Levi i tak mnie wypatrzył. Wyjął akurat głowę z kabiny i zmierzył mnie tak strasznym spojrzeniem, jakiego w życiu u niego nie widziałam. Zaczął wrzeszczeć. Kazał mi się wynosić, choć zaraz się zorientował, że zauważyłam już pieniądze, spróbował więc podejść mnie z innej strony. Przyznał, że je ukradł, ale za nic nie chciał potwierdzić, że uwolnił gaz. Przysięgał, że to przypadek.
— A co się stało z pieniędzmi? — zapytał Zeke. — Czy chociaż część została tutaj? — Lustrował wzrokiem pobojowisko, a kiedy nie znalazł niczego ciekawego, zaczął się wspinać na Kościotrzepa.
— Zdołał ukryć większość — kontynuowała Briar. — To co zobaczyłam, było zaledwie resztką zrabowanej sumy, która nie trafiła jeszcze do skrytek. Zabrałam pewną sumę, gdy odchodziłam, ale wydałam wszystko co do centa. Dzięki tym pieniądzom mieliśmy co jeść, kiedy byłeś mały, a ja nie pracowałam jeszcze w oczyszczalni wody.
— A co się stało z resztą?
— Ukryłam je na górze — odparła, zaczerpnąwszy głęboko tchu. — Levi próbował mnie zwieść starą śpiewką o wspólnej ucieczce — zaczęła mówić znacznie szybciej, jakby chciała wypluć to z siebie, zanim Zeke przekona się o wszystkim naocznie — i zaczęciu życia w nowym miejscu. Nie chciałam się stąd wyprowadzać. Zresztą było dla mnie jasne jak słońce, że on się szykuje do ucieczki beze mnie. Zaczął się na mnie wydzierać. Ja też byłam wściekła i do tego przerażona. Na stole, który stał kiedyś w tym miejscu, zauważyłam jeden z rewolwerów, które przerabiał na o wiele potężniejsze i straszliwsze narzędzia zabijania.
— Mamo!
Nie pozwoliła sobie przerwać.
— Podniosłam go i wymierzyłam w niego, ale tylko się zaśmiał. Kazał mi iść na górę i spakować rzeczy, które chcę zabrać, ponieważ opuścimy miasto Kościotrzepem, i to za niecałą godzinę. Dodał, że jeśli tego nie zrobię, zginę jak wszyscy, a potem najzwyczajniej w świecie obrócił się do mnie plecami i zaczął majstrować w kabinie, jakby mnie tu nie było. Jego zdaniem nie byłam zdolna do niczego — rzuciła, jakby dopiero teraz to zrozumiała. — Uważał, że jestem młoda i głupia, ot kolejna ozdóbka do salonu, nic więcej. Miał mnie za osobę bezsilną. Ale w tym się akurat pomylił.
Zeke był już wystarczająco blisko porysowanej powierzchni szkła, by dostrzec w świetle lampy, co spoczywa na dnie kabiny.
— Mamo… — szepnął.
— Nie twierdzę, że mnie straszył albo próbował uderzyć. Nie. Wrócił do pracy nad Kościotrzepem, a ja podeszłam z tyłu i zastrzeliłam go.
Zeke znalazł klamkę na wysokości swojego kolana. Sięgnął do niej, lecz w ostatnim momencie się zawahał.
— No dalej. Zajrzyj tam albo przez resztę życia będziesz się zastanawiał, czy Minnericht nie powiedział ci prawdy.
Zeke obejrzał się po raz ostatni, by popatrzeć na nieruchomą postać matki stojącej u stóp rumowiska z lampą w ręku, po czym nacisnął klamkę i podniósł szklaną kopułkę przy akompaniamencie pisku zawiasów.
Na dnie kabiny zobaczył zasuszoną mumię złożonego w pół mężczyzny.
Trup nie miał całego tyłu czaszki, aczkolwiek jej fragmenty można było zobaczyć wszędzie, na wewnętrznej stronie szkła i na panelu sterowania. Poczerniałe podobnie jak kawałki tkanki, dzięki którym przylgnęły do elementów machiny. Zwłoki miały na sobie jasną koszulę i sięgające do łokci skórzane rękawice.
— Nie będę nawet udawała, że chodziło mi o chronienie ciebie — dodała Briar znacznie spokojniejszym głosem. — O tym, że noszę cię w łonie, dowiedziałam się dopiero po upływie kilku tygodni, więc to nie może być wymówką. Niemniej tak wygląda prawda. Zabiłam go — wyznała. — Gdyby nie ty, już dawno bym o tym zapomniała. Przyszedłeś tutaj jednak. Jesteś moim… i jego synem, choć niczym na to sobie nie zasłużył. I dlatego musiałeś poznać całą prawdę.
Zamilkła i czekała na reakcję swojego dziecka.
Z góry dobiegły echa ciężkich kroków.
— Pani Wilkes, gdzie pani jest? — dobiegł z salonu basowy głos kapitana Claya.
— Tutaj, na dole! — odkrzyknęła. — Jeszcze chwilka. Zaraz przyjdziemy. — Spojrzała na syna i dodała: — Powiedz coś, Zeke. Błagam cię, synku, powiedz cokolwiek.
— A co mam powiedzieć? — zapytał. Zabrzmiało to tak, jakby naprawdę nie wiedział.
— Powiedz choćby, że mnie nie znienawidziłeś. Powiedz, że rozumiesz albo że nie jesteś w stanie tego pojąć, ale wszystko między nami będzie jak dawniej. Powiedz, że dowiedziałeś się ode mnie tego, co zawsze cię ciekawiło, i że nie możesz mnie już winić o to, że coś przed tobą ukrywam. Powiedz mi choćby tyle, że nie potrafisz mi wybaczyć! Powiedz, że cię skrzywdziłam tak samo jak jego przed laty. Powiedz, że nie rozumiesz mnie i wolałbyś zostać na dworcu u boku Minnerichta. Powiedz, że nie chcesz mnie już nigdy widzieć, jeśli tego właśnie pragniesz. Powiedz cokolwiek, tylko nie każ mi stać tutaj w niepewności.
Zeke odwrócił się do niej plecami i spojrzał na masę przycisków, dźwigienek i lampek. Popatrzył na wyschnięte zwłoki człowieka, którego twarzy nigdy nie widział. Potem sięgnął po szklaną kopułę i opuścił ją wolno. Zamek zaskoczył z cichym kliknięciem, gdy przywarła do kadłuba machiny.
Zsunął się z kupy gruzu, stanął w odległości kilku stóp od Kościotrzepa obok matki, która była zbyt przerażona, by zawyć, choć ten właśnie sposób uzewnętrznienia bólu wydawał się jej w tej chwili najwłaściwszy.
— Co teraz? — zapytał.
— Teraz?
— Tak. Co teraz zrobimy?
Przełknęła głośno ślinę i puściła trzymany kurczowo pasek sakwy.
— Nie rozumiem.
— Pytam, czy przejdziemy się po domu, żeby zebrać to, po co przyszłaś, czy chcesz od razu wracać na Przedmieścia.
— Zastanawiasz się, czy powinniśmy tutaj zostać?
— Tak, o to właśnie pytam. Czy powinniśmy wracać za mur? Czy masz tam jeszcze pracę? Zniknęłaś na kilka dni, podobnie jak ja. Może powinniśmy wziąć resztę tych pieniędzy i poprosić kapitana, aby zabrał nas gdzieś na wschód. Przecież ta wojna nie będzie trwała wiecznie. Może gdybyśmy zawędrowali wystarczająco daleko na północ albo na południe… — Sam nie wierzył w sensowność tego pomysłu, a innych nie miał. — No sam nie wiem — podsumował.
— Ja też — przyznała.
— Nie myśl jednak, że cię znienawidziłem — dodał. — Nie umiałbym. Przyszłaś za mur, aby mnie znaleźć. Nikt inny nie zadałby sobie trudu, żeby sprawdzić, czy coś mi się nie stało.
Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Próbowała je wytrzeć, lecz maska, o której istnieniu zapomniała, nie pozwoliła na to.
— Dobrze. Świetnie. Cudownie. Cieszę się, że to słyszę.
— Zbierajmy się stąd — zaproponował Zeke. — Chodźmy na górę i sprawdźmy, co uda się znaleźć. A potem… potem… zrobimy, co zechcesz.
Objęła go ramieniem i przytuliła mocno, gdy wracali schodami na parter.
Słyszeli oboje, jak piraci myszkują po szufladach i szafkach.
— Pomóżmy im — rzekła Briar. — W podłodze sypialni, pod łóżkiem, jest sejf. Wiedziałam, że wrócę po jego zawartość, nie miałam tylko pojęcia kiedy. — Pociągnęła nosem, czując wielką ulgę. — Ale nawet bez tych pieniędzy bylibyśmy szczęśliwi — dodała.
Читать дальше