Robert Harris - Vaterland

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Harris - Vaterland» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Książnica, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Vaterland: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Vaterland»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest rok 1964. Nazistowskie Niemcy triumfują w Europie oraz Azji i przygotowują się do obchodów 75 urodzin Hitlera. Prezydent USA J.F.Kennedy ma przybyć z oficjalną wizytą do Rzeszy, aby przywrócić stosunki dyplomatyczne miedzy krajami. Wtedy uwagę władz przykuwa seria tajemniczych morderstw. Wszystkie ofiary łączy udział w planie eksterminacji Żydów i Słowian. Śledztwo rozpoczynają agencji niemieckiego wywiadu, szpiedzy i amerykańska dziennikarka. Rozwiązanie okaże się bardziej zaskakujące, niż ktokolwiek przypuszcza.

Vaterland — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Vaterland», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Odkręcił szybę i wystawił łokieć za okno, pozwalając, by wiatr wydął rękaw munduru. Po obu stronach Havelchaussee nagie gałęzie drzew pokryły się już pierwszą wiosenną zielenią. Za miesiąc drogę zablokują samochody uciekających z miasta berlińczyków: przyjadą tu na żagle, wykąpać się albo po prostu poopalać na jednej z wielkich publicznych plaż. Ale dzisiaj w powietrzu wisiał jeszcze chłód i bliskie wspomnienie zimy — dzięki temu March miał całą drogę dla siebie. Za wzniesioną z czerwonej cegły wieżą Kaisera Wilhelma szosa zaczęła opadać w dół i po chwili zrównała się z poziomem jeziora.

Po dziesięciu minutach dotarł do miejsca, gdzie odnaleziono ciało. Przy pięknej pogodzie wyglądało zupełnie inaczej. Turyści często je odwiedzali; znajdujący się tutaj punkt widokowy ochrzczono mianem Grosse Fenster: Wielkiego Okna. Tam gdzie jeszcze wczoraj kłębiły się szare chmury, dzisiaj rozciągał się wspaniały widok na ośmiokilometrową, sięgającą aż do Spandau taflę jeziora.

Xavier zaparkował samochód i zbadał trasę, którą przebiegł poprzedniego dnia Jost. Prowadząca przez las ścieżka skręcała nagle ostro w prawo i biegła wzdłuż jeziora. Przeszedł się nią po raz drugi i trzeci, a potem wsiadł usatysfakcjonowany do samochodu i ruszył, mijając niski mostek, w stronę Schwanenwerder. Drogę blokował pomalowany w białe i czerwone pasy szlaban. Z małej budki wynurzył się wartownik z notesem i przewieszonym przez ramię karabinem.

— Dowód, proszę.

March wręczył mu przez otwarte okno legitymację Kripo. Wartownik przyjrzał się jej dokładnie. Oddając legitymację zasalutował.

— Może pan jechać, Herr Sturmbannführer.

— Jaka jest tutaj procedura?

— Zatrzymujemy każdy samochód. Sprawdzamy papiery i pytamy gości, komu chcą złożyć wizytę. Kiedy wydają się podejrzani, dzwonimy do mieszkańców i pytamy, czy rzeczywiście kogoś się spodziewają. Czasami przeszukujemy samochód. Zwłaszcza jeśli na wyspie jest Reichsminister.

— Prowadzicie jakiś rejestr gości?

— Tak jest, Herr Sturmbannführer.

— Bądźcie tak dobrzy i zajrzyjcie, czy w poniedziałek wieczorem ktoś nie złożył wizyty doktorowi Josefowi Buhlerowi.

Wartownik poprawił na ramieniu karabin i wrócił do budki. March widział, jak przewraca kartki rejestru. Po chwili pojawił się z powrotem i potrząsnął głową.

— Nikt nie odwiedzał doktora Buhlera.

— Czy w ogóle nie opuszczał wyspy?

— Nie prowadzimy rejestru dotyczącego mieszkańców, Herr Sturmbannführer. Kontrolujemy wyłącznie gości. I tylko przy wjeździe, nigdy przy wyjeździe.

— W porządku. — March ominął wzrokiem wartownika i zerknął na jezioro. Nisko nad wodą krążyło hałasując stado mew. Przy nabrzeżu stało przycumowanych kilka jachtów. Słyszał klekotanie poruszanych wiatrem masztów. — A wybrzeże wyspy? — zapytał. — Czy jest strzeżone?

Wartownik kiwnął głową.

— Policja rzeczna wysyła tutaj co kilka godzin patrol. Ale w większości domów jest tyle psów i syren, że można by upilnować za ich pomocą cały kacet. My trzymamy z daleka tylko gapiów.

KZ. Kacet. Łatwiej wymówić to słowo niż długie Konzentrationslager. Obóz koncentracyjny.

W oddali rozległ się warkot potężnych silników. Wartownik spojrzał na drogę biegnącą w stronę wyspy.

— Chwileczkę, Herr Sturmbannführer.

Zza zakrętu wynurzyło się, jadąc z dużą szybkością na zapalonych światłach, szare BMW, za którym pędził długi czarny mercedes i kolejne BMW. Wartownik dał krok do tyłu, nacisnął podnoszący szlaban elektryczny przycisk i zasalutował. Kiedy konwój przejeżdżał obok nich, March zobaczył przez chwilę pasażerów mercedesa: młodą piękną kobietę z krótko ostrzyżonymi blond włosami — prawdopodobnie aktorkę lub modelkę — i sztywno wyprostowanego, zasuszonego starca o charakterystycznym szczurzym profilu. Samochody popędziły z rykiem w stronę miasta.

— Czy zawsze tak szybko podróżuje? — zapytał March. Wartownik posłał mu znaczące spojrzenie.

— Reichsminister prowadził zdjęcia próbne. Frau Goebbels ma wrócić dopiero w porze lunchu.

— Aha. Wszystko jasne. — March przekręcił kluczyk w stacyjce i volkswagen zapalił. — Czy ktoś poinformował was o śmierci doktora Buhlera?

— Nie, Herr Sturmbannführer. — Wartownik nie zdradzał śladu zainteresowania. — Kiedy to się stało?

— W poniedziałek w nocy. Woda wyrzuciła jego ciało kilkaset metrów stąd.

— Słyszałem, że znaleźli jakieś ciało.

— Jakim był człowiekiem?

— Prawie go nie widywałem, Herr Sturmbannführer. Rzadko kiedy wyjeżdżał. Żadnych gości. Nigdy się nie odzywał. Ale prawdę mówiąc, wielu z nich tak kończy.

— Który to dom?

— Nie może go pan nie zauważyć. Stoi po wschodniej stronie wyspy. Dwie wysokie wieże. To jedna z największych rezydencji.

— Dziękuję.

Jadąc groblą Xavier zerknął w lusterko. Wartownik patrzył w ślad za nim przez kilka sekund, a potem ponownie poprawił karabin, obrócił się i ruszył powoli z powrotem do swojej budki.

Wyspa była niewielka, miała mniej niż kilometr długości i pół kilometra szerokości; jednokierunkowa, zbliżona kształtem do pętli droga biegła przez nią zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Żeby dotrzeć do posiadłości Buhlera, March musiał pokonać trzy czwarte jej długości. Jechał ostrożnie, zatrzymując się prawie za każdym razem, kiedy po lewej stronie ukazywały się zarysy kolejnego domu.

Nazwę Schwanenwerder zawdzięczała wyspa słynnym koloniom łabędzi, które osiedliły się przy południowym brzegu Haweli. Stała się modna u schyłku poprzedniego stulecia. Większość rezydencji pochodziła właśnie z tego okresu: długie podjazdy, rozległe trawniki i duże wille o spadzistych dachach i kamiennych, utrzymanych we francuskim stylu fasadach. Wszystko skryte przed oczyma ciekawskich za wysokimi murami i drzewami. W pewnym miejscu stał przy drodze pasujący tu jak pięść do nosa fragment zburzonego pałacu Tuileries — kolumna i część haku, przywiezione w epoce wilhelmińskiej z Paryża przez dawno już zmarłego biznesmena. Wszędzie panował kompletny bezruch. Mijając kolejne bramy Xavier tylko czasem widział pilnującego posiadłości psa; raz dojrzał zgarniającego liście ogrodnika. Właścicieli albo nie było w domu, albo nie dawali znaku życia.

Niektórych mieszkańców wyspy March znał ze słyszenia: oprócz partyjnych bonzów mieszkali tu między innymi producent broni, szef firmy budującej wielkie autostrady na Wschodzie, motoryzacyjny magnat, który dorobił się na niewolniczej pracy zaraz po wojnie, a także dyrektor skonfiskowanego przed ponad trzydziestu laty żydowskim właścicielom, stojącego przy Potsdamer Platz wielkiego domu towarowego Wertheim. Xavier zastanawiał się przez chwilę, w jaki sposób Buhler dostał się w towarzystwo takich bogaczy, ale potem przypomniał sobie słowa Haldera: prawdziwe rzymskie imperium…

— KP siedemnaście, tu centrala. KP siedemnaście, zgłoś się! — odezwał się w samochodzie natarczywy kobiecy głos. March wyjął ukryty pod tablicą rozdzielczą radiotelefon.

— Zgłasza się KP siedemnaście. O co chodzi?

— KP siedemnaście, mam na linii Sturmbannführera Jaegera.

Podjeżdżał właśnie do bramy posiadłości Buhlera. Przez metalową kratę widać było kolisty żółty podjazd i dwie wieże — dokładnie tak, jak to opisał strażnik.

— Mówiłeś, że będziemy mieli kłopoty — huknął Max — i wykrakałeś.

— Co się stało?

— Nie minęło nawet dziesięć minut od mojego powrotu, kiedy złożyło mi wizytę dwóch naszych wielce szanownych kolegów z Gestapo. Ze względu na zajmowane przez towarzysza Buhlera wysokie stanowisko, ple ple ple, sprawa przechodzi w gestię organów bezpieczeństwa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Vaterland»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Vaterland» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Vaterland»

Обсуждение, отзывы о книге «Vaterland» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x