Robert Harris - Vaterland

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Harris - Vaterland» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Książnica, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Vaterland: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Vaterland»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest rok 1964. Nazistowskie Niemcy triumfują w Europie oraz Azji i przygotowują się do obchodów 75 urodzin Hitlera. Prezydent USA J.F.Kennedy ma przybyć z oficjalną wizytą do Rzeszy, aby przywrócić stosunki dyplomatyczne miedzy krajami. Wtedy uwagę władz przykuwa seria tajemniczych morderstw. Wszystkie ofiary łączy udział w planie eksterminacji Żydów i Słowian. Śledztwo rozpoczynają agencji niemieckiego wywiadu, szpiedzy i amerykańska dziennikarka. Rozwiązanie okaże się bardziej zaskakujące, niż ktokolwiek przypuszcza.

Vaterland — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Vaterland», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Xavier uderzył ręką w kierownicę.

— Cholera!

— Wszystkie dokumenty mają zostać przekazane Sipo. Przydzieleni do sprawy inspektorzy mają sporządzić raport na temat tego, co udało im się do tej pory ustalić. Prowadzone przez Kripo dochodzenie zamyka się ze skutkiem natychmiastowym.

— Kiedy to się stało?

— Właśnie w tej chwili. Siedzą u mnie w pokoju.

— Powiedziałeś im, gdzie jestem?

— Oczywiście, że nie. Pozostawiłem to ich inteligencji. Powiedziałem tylko, że spróbuję cię znaleźć. — Głos Jaegera ścichł nieco. March domyślił się, że obraca się tyłem do telefonistki. — Słuchaj, Zavi. Wolałbym, żebyś nie strugał bohatera. Oni traktują to bardzo serio, wierz mi. Za kilka minut na Schwanenwerder zaroi się od Gestapo.

March przyjrzał się rezydencji. Za bramą nie widać było żadnego ruchu, willa sprawiała wrażenie zupełnie opuszczonej. Do diabła z Gestapo.

Podjął decyzję.

— Przykro mi, ale w ogóle cię nie słyszę, Max — rzucił do radiotelefonu. — Są jakieś zakłócenia na linii. Nie zrozumiałem ani słowa z tego, co mówiłeś. Zgłoś awarię radia. Wyłączam się — dodał i przekręcił gałkę odbiornika.

Jadąc tutaj, jakieś pięćdziesiąt metrów przed domem minął po prawej stronie szlaban, zamykający wjazd na polną drogę, która wiodła w głąb rosnącego w środku wyspy lasu. Teraz wrzucił tylny bieg i szybko się cofnął. Zaparkował przed szlabanem, wysiadł z samochodu i ruszył truchtem w stronę bramy. Nie miał zbyt wiele czasu.

Brama była zamknięta. Mógł się tego spodziewać. Zamontowany półtora metra nad ziemią metalowy zamek sprawiał wrażenie solidnego. Xavier oparł o niego stopę i dźwignął się w górę. Na szczycie bramy osadzone były co trzydzieści centymetrów żelazne szpikulce. Złapał dwa z nich, podciągnął się w górę i przerzucił lewą nogę na drugą stronę. Ryzykowny proceder. Przez moment siedział, łapiąc powietrze, na szczycie, a potem zeskoczył na wysypaną żwirem alejkę.

Dziwnie zaprojektowany, duży dwupiętrowy dom kryty był spadzistym ciemnobłękitnym dachem. Po lewej stronie stały dwie, połączone z głównym korpusem budynku kamienne wieże. Pierwsze piętro obiegała kamienna balustrada wspartego na kolumnadzie tarasu. Między kolumnami, w połowie skryte w cieniu, znajdowało się główne wejście. March ruszył w jego stronę. Po obu stronach alejki rosły nie przycinane od dawna buki i jodły. Pobocze było zarośnięte zielskiem, po trawniku hulały nie sprzątnięte od zimy zeschłe liście.

Wszedł między kolumny. Pierwsza niespodzianka. Drzwi nie były zamknięte.

Przystanął w holu i rozejrzał się dookoła. Po prawej stronie znajdowały się dębowe schody, po lewej dwoje drzwi. Wprost przed sobą widział ciemny korytarz, prowadzący, jak się domyślał, do kuchni.

Nacisnął klamkę pierwszych drzwi. Mieściła się za nimi wyłożona boazerią jadalnia. Długi stół i dwanaście rzeźbionych krzeseł z wysokimi oparciami. W chłodnym powietrzu unosił się zapach stęchlizny.

Następne drzwi prowadziły do bawialni. March sporządzał w myśli inwentarz. Wyfroterowana, kryta dywanami klepka. Ciężkie, wyściełane grubym brokatem meble. Na ścianach wisiały gobeliny — Xavierowi wydawały się dużo warte, choć nie był w tej dziedzinie żadnym ekspertem. Przy oknie duży fortepian, na którym stały dwie fotografie. Obrócił jedną z nich do światła przebijającego się słabo przez zakurzone, jakby ołowiane szyby. Na grubej srebrnej ramce wyryty był na dole motyw swastyki. Zdjęcie przedstawiało Buhlera i jego żonę w dniu ich ślubu. Schodzili po schodach, środkiem szpaleru esamanów, którzy trzymali nad młodą parą dębowe gałązki. Buhler również ubrany był w mundur SA. Jego żona miała kwiaty we włosach i była — żeby użyć ulubionego określenia Jaegera — brzydka jak żaba. Żadne z nich się nie uśmiechało.

March podniósł drugą fotografię i poczuł, jak żołądek podnosi mu się do gardła. Na tym zdjęciu również widniał Buhler, tym razem lekko pochylony i z nabożeństwem ściskający dłoń pewnej osoby. Mężczyzna, będący przedmiotem hołdu, obrócony był półprofilem w stronę aparatu, tak jakby w środku powitania jego uwagę oderwało coś, co działo się za ramieniem fotografa. Niżej umieszczony był podpis. Xavier potarł palcem zabrudzone szkło, żeby odcyfrować niewyraźne kulfony. „Partyjnemu towarzyszowi Buhlerowi — przeczytał. — Adolf Hitler. 17 maja 1945”.

Nagle usłyszał hałas. Coś jakby kopanie w drzwi, a potem skowyt. Odstawił fotografię i wrócił do holu. Hałas dochodził z końca korytarza.

Wyciągnął pistolet i ruszył ostrożnie przed siebie. Tak jak podejrzewał, korytarz prowadził do kuchni. Hałas rozległ się ponownie. Pisk strachu i dudnienie nóg. W powietrzu unosił się nieprzyjemny odór.

Po drugiej stronie kuchni były drzwi. March nacisnął klamkę i gwałtownie otworzył je na oścież. Z ciemności skoczyło na niego coś wielkiego. To był pies — z założonym kagańcem i szeroko otwartymi z przerażenia ślepiami. Przeturlał się po podłodze, a potem popędził przez korytarz i wyskoczył przez otwarte drzwi na zewnątrz. Podłoga spiżarni pokryta była odchodami i żywnością, którą pies zrzucił z półek, ale której nie był w stanie napocząć.

Xavier chętnie odczekałby teraz kilka minut, żeby ochłonąć, ale nie miał na to czasu. Schował lugera i szybko zbadał kuchnię. Kilka tłustych plam w zlewie. Na stole prawie pusta butelka wódki, obok niej szklanka. Zamknięte na klucz drzwi do piwnicy; postanowił ich nie wyważać. Wrócił do holu i wszedł po schodach na górę. Sypialnie, łazienki — wszędzie panowała ta sama atmosfera wyświechtanego zbytku i zaniedbania. I wszędzie, co zauważył, wisiały obrazy — pejzaże, religijne alegorie, portrety — w większości pokryte grubą warstwą kurzu. Od kilku miesięcy, może od roku, nikt nie robił tu porządków.

Pokój, w którym musiał się mieścić gabinet Buhlera, znajdował się na najwyższym piętrze jednej z wież. Półki zastawione kodeksami, monografiami i podręcznikami prawa. Duże biurko z obrotowym krzesłem stojące obok okna, z którego rozciągał się widok na trawnik z tyłu domu. Długa, nosząca ślady częstego używania sofa i leżące obok złożone koce. Kolejne fotografie. Buhler w mundurze SS. Buhler siedzący w pierwszym rzędzie jakiejś sali koncertowej, razem z grupą partyjnych dygnitarzy, wśród których March rozpoznał Hansa Franka. Wszystkie zdjęcia zrobione były przed co najmniej dwudziestu laty.

Xavier usiadł przy biurku i wyjrzał przez okno. Trawnik biegł w dół aż do brzegu Haweli. Przy niewielkim pomoście przycumowany był mały jacht; dalej rozciągał się swobodny widok na jezioro aż do przeciwnego brzegu. Daleko widać było sunący po Haweli prom, który kursował między Kładów i Wannsee.

Skupił uwagę na biurku. Bibularz. Ciężki mosiężny kałamarz. Aparat telefoniczny. Wyciągnął w jego stronę rękę.

W tej samej chwili telefon zadzwonił.

Ręka Marcha zamarła w bezruchu. Jeden dzwonek. Drugi. Trzeci.

W panującej w domu ciszy dźwięk wydawał się rozdzierać bębenki; kurz wibrował w powietrzu. Czwarty dzwonek. Piąty. Zacisnął palce na ebonicie. Szósty. Siódmy. Podniósł słuchawkę z widełek.

— Buhler? — Głos starego człowieka, bardziej z tamtej niż z tej strony grobu; szept z innego świata. — Buhler? Odezwij się. Kto mówi?

— Przyjaciel — odparł Xavier.

Pauza. Trzask odkładanej słuchawki.

Ten, kto dzwonił, odwiesił słuchawkę. March zrobił to samo. Zaczął na chybił trafił wysuwać szybko szuflady. Kilka ołówków, papier do pisania, słownik. Wysunął dwie najniższe szuflady i wsadził rękę w pustą przestrzeń.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Vaterland»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Vaterland» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Vaterland»

Обсуждение, отзывы о книге «Vaterland» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x