- Nic ze mnie nie ginie wbrew mojej woli - rzekł.- Nic się nie rozpada. Jedyna entropia, jaka ma do nas dostęp, to entropia informacji, a ona jest na naszych usługach. Możesz się zawinąć w dowolną formę. Chcesz byćczłowiekiem? Proszę bardzo! Ale może wolisz układ planetarny? Wewnątrz.
Powoli zalewała mnie rozpacz, przestałem widzieć jakiekolwiek wyjście z tej matni. Wszak już atak na Bezimiennego był wybuchem ślepej desperacji.
Obróciłem się do Zuzanny.
- Nnie rozma-awiaj. Nnic mu... mów.
147
Pobiegłem do stajni po świeżego konia. Bezimienny zostawił mnie w spokoju, ale teraz odczytywałem to raczej jako znak złowróżbny, sygnał świadomości jego zwycięstwa.
I nie odzywał się też podczas jazdy do dworu. W gruncie rzeczy zdawałem sobie sprawę, że Ich nie wyprzedzę - ani myślą, ani działaniem - musiałem jednak kontynuować ruch, utrzymywać pozory walki; zrezygnowawszy (czułem to), prędzej czy później rzekłbym mu „Tak”.
Dwór był cichy i ciemny, ale gdy biegłem przez piętro ku metalowym schodom, dostrzegłem przez otwarte na ogród okno żółte światło kładące się na patio długimi prostokątami. Lochu wszakże - lochu nie rozjaśniał żaden blask. Musiałem wrócić po świecę. Puste szkło Organów lśniło ciemnoczerwonymi refleksami jej płomienia. Podszedłem bliżej, żeby się upewnić. Nie było wątpliwości: tuleje zostały opróżnione pomimo braku jakichkolwiek widocznych w nich otworów.
Nie tracili czasu; i żadnych tu sentymentów. Czy spytali Bartłomieja o pozwolenie? Mnie jeszcze pytają... Wyobraźnia nie zwalniała: prawie widziałem te kolorowe rzeki uwolnionych ziaren reprozyjnych, rozpływające się powoli w powietrzu, absorbowane przez Inwolwerencję, wrastające w nią, wiążące z Nimi siłą paradoksu REPR komplementarne zestawy ziaren w jądrach sond międzygwiezdnych i rozkwitające tam spod ich pancernych skorup, powoli a nieubłaganie, niezliczone extensy, sto i dwieście, i trzysta lat świetlnych od Ziemi - czarne protezy Ich ciał, Ich, którzy ciał nie posiadają...
148
Sądziłem, że zastanę Bartłomieja na patio, ale on, mimo zmierzchu, pracował w ogrodzie. Zawołałem go, stojąc przed jasnymi oknami. Podszedł, wycierając dłonie w rękawy koszuli.
W-widziałeś 0-o-gany?
Mhm?
Pu-u-uste.
Opowiedziałem mu szybko o szantażu, omijając co trudniejsze do wymówienia słowa.
Wygląda, że nie masz wyjścia - skwitował, przysiadłszy na jednym z wiklinowych krzeseł.
Słu-uchają.
Wiem.
Byli ju-u-uż ciebie?
Nie. - Wzruszył ramionami. - Po co? SpisałemRaport, wiedzą, że nie skontaktują się przez moją extensęz żadną Inwolwerencją Obcych.
Było już tak ciemno (chmury zasnuwały późnowie-czorne niebo), że gdyby nie światło z wnętrza dworu, nie widziałbym jego twarzy w ogóle; i tak widziałem głównie cienie, a pod brwiami - czarne śliwy zapadłych oczodołów. Szarpał w zamyśleniu wąsa i nagle zachciało mi się śmiać na widok tego gestu.
Obserwator syczał mi do ucha: Zaciśnij pięści, to Histeria, przecież jej nie dopuścimy! Ja ci mówię, co robić! Mnie słuchaj!
- Chodź. - Mistrz Bartłomiej wstał, pociągnął mnieza ramię. -Jadłeś coś? Wyglądasz na zmarnowanego. I takprzecież nigdzie już teraz nie pojedziesz. No chodź.
149
W kuchni zaczął się krzątać przy piecu, miał w lodówce zapas oporządzonych ryb, do których smażenia, umywszy się i przewiązawszy w pasie autentycznym fartuchem kucharskim, przystąpił z groteskowym nabożeństwem. Co prawda, obecnie w moich oczach wszystko posiadało grosteskowe kształty, sam fakt, że siedziałem tu, w świeżo przemalowanej na błękit i jasno oświetlonej kuchni, i czekałem pokornie na ostatnią być może kolację - był tak absurdalny, iż Obserwator musiał mnie ściskać żelaznymi szponami, a i tak dygotałem lekko, wargi i palce, powieki i mięśnie nóg, węglowe frędzle extensy i czerwony las księżycowego mózgu.
W Siedmiokrotnej pojawiły się ostatnio takżepstrągi, i nawet biorą ładnie, przedwczoraj na tym stokupod wierzbami zdrzemnąłem się nad wodą i...
Jjjezu.
Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, cisnąwszy płat rybiego mięsa na patelnię, tłuszcz zasyczał głośno.
- Ja wiem, ja wiem, niesprawiedliwość, i w ogóle.Ale jeśli jest tak, jak mówisz, to czy masz jakikolwiek wybór? Wezmą cię tak czy owak, prawda? Więc czym sięprzejmujesz? Smak gorącego pstrąga - to nie jest najgorsza ostatnia przyjemność.
Patrzyłem na niego w przerażeniu, niczym na nagle zdemaskowanego w swym wieloletnim obłędzie wariata. On to mówił serio.
- Co? - parsknął, widocznie spostrzegłszy mojąminę. - Tyś myślał, że co? - że możesz się Im sprzeciwić?
Nie odpowiedziałem.
150
- Patrzyłem, jak w was to wmawiają - mówił, odwrócony do mnie plecami - pokolenie po pokoleniu, odmaleńkości, nawet już niczego nie tłumacząc i nie dającbezpośrednich przykazań, ale w ukrytych założeniach słówi zachowań, jako rzeczy niby oczywiste; sami w siebiewmawialiście. Tę dumę i poczucie wyższości, i pogardę dlaNich, i przekonanie, zgoła religijne, o jakiejś historycznejmisji. A ty nawet nie wiesz, kim Oni są; chociaż mam tuw bibliotece książki o historii Inwolwerencji. Więc co dopiero inni? Sprowadzacie to już do poziomu mitu, rodzinnejopowieści o duchach. A i członkowie Rady nie pochodząskądinąd, nie inaczej byli wychowywani, toteż tym samymprzesądom hołdują i tak też zapewne zachowują się podczas rozmów w Krypcie. Mam rację?
Obrócił ryby na drugą stronę, zaskwierczaly.
Cóż więc się dziwić, że nie możecie zaakceptowaćtego prostego faktu: żyjemy, ponieważ takie jest Ich widzimisię. Zielony Kraj istnieje, ponieważ dotąd nie zdecydowali się go pożreć, jak pożarli, wchłonęli resztę powierzchni Ziemi. To nie my, lecz Oni stanowią formę wyższą.
Skoro t-tak myślisz, cz-czemu sam nnie...?
Ach. Bo się przyzwyczaiłem. Ale wy? Dla was toniewyobrażalne. Nie rozumiecie przejścia. Proces translacji to dla was magia. Zapewne i dla ciebie. Cóżeś w ogólepojął ze swoich lektur?
Że nnie lu-udzie.
Noo, to rzeczywiście dużo. Nawet nie rozpoznałeśInwolwerencji w Anomalii. Już zapomnieliście. Ta zawiesina, ten ośrodek z maszyn atomowych, ta sieć drobin najmniejszych, wiążących się w formy i struktury zależne od
151
Ich woli, przenika powietrze, wodę i ziemię, jest obecna w każdym milimetrze sześciennym ziemskiej materii, także tu, w Kraju. A Oni? Oni są tymi formami i strukturami. Tak jak ty jesteś strukturą swoich połączeń mózgowych. Przejście jest łagodniejsze, niż mogłoby się wydawać. Powiedziałbym: nieuniknione; i wcale mnie nie dziwi odkrycie, że inne, starsze gatunki dokonały go przed miliardami lat. Poniekąd było to oczywiste. Czytałeś o historii spirali technologicznej. Znalazłszy rozwiązanie efektywniejsze od innych, prędzej czy później trzeba na nie przejść, i lepiej uczynić to prędzej, kto nas bowiem wyprzedzi, szybciej trafi na rozwiązanie jeszcze bardziej efektywne. Taka jest logika ewolucji cywilizacji. A te rozwiązania w kolejnych optymalizacjach coraz bardziej zbliżają się do ideału, który jest wspólny dla wszystkich biologii, kultur i sposobów rozumowań, albowiem jeden jest wszechświat i uniwersalne dla wszystkich prawa jego fizyki.
Zsunął usmażone ryby na talerze, otworzył jeszcze słój kompotu i rozwiązawszy fartuch, usiadł przy stole. Poprzednio jadłem tu z Larysą chleb z konfiturami. Zerknąłem na parapet: żadne robactwo nie ośmielało się już pokazać. Czy sam wysprzątał cały dwór - przemknęło mi - czy też po prostu poprosił o przysługę w ramach tego swojego Przymierza?
Читать дальше