Schwarz usiіowaі zajrzeж Xienowi w twarz, ale nie daіo rady, w№ska szybka heіmu Chiсczyka byіa zaciemniona.
- Jakkolwiek byњ zwaі taki sposуb rozumowania - rzekі mu wiкc - po okrкgu, paraboli czy zygzaku, faktem jest, їe nie podniesie on sumy informacji danego ukіadu ponad wyjњciow№. Bardzo іadn№ bajeczkк opowiedziaіeњ, ale to tylko twoja osobista hipoteza, nie do wybronienia w starciu z konkurencyjnymi, bo z tak w№tіych przesіanek wyci№gn№ж moїna milion innych, rуwnie maіo prawdopodobnych wnioskуw. Ale, jak mуwiк, bardzo to іadne. Placebo; no, no. Powinieneњ j№ opatentowaж.
- Ech, durniu ty, durniu. Nie czujesz? Niczego nie czujesz? Tajemnica zostaіa zaplanowana.
- Chodџmy juї do tych kontenerуw. Dziкki, їe poczekaіeњ.
- Zacznij siк przyzwyczajaж: czas nie ma dla nas znaczenia. Nie trzeba, nie wolno siк њpieszyж.
- Myњlaіby kto, їe to tobie zarїnкli kobietк. Co ci siк staіo, Xien, objawienia doznaіeњ? Jak zaczniesz mnie nawracaж na konfucjonizm, jкzyk ci wyrwк. Tak samo, jakїeњ poprzednio byі nie do wytrzymania, tak i teraz, boњ upierdliwy chyba z urodzenia, tylko kierunek wektora ci siк zmieniі.
Xien wі№czyі odrzut, zawrуciі do wyjњcia.
- Jak chcesz. Pewnie, їe tak іatwiej; po co myњleж, skoro moїna zlekcewaїyж.
- Dysze z dupy powyrywam.
Dogoniі kalekк dopiero w luku z zakontraktowanymi przez hrabiego kontenerami. Wygl№daіy jak dziкciece trumny: metalowe hermetanty, pуіtora metra na zero osiem na zero szeњж. Byіo ich dwadzieњcia cztery. Prуcz pіytki celnej z naniesionymi laserowo kodami ksiкїycowego portu, nie posiadaіy їadnych oznaczeс, nawet logo TraComu . Uіoїone њciњle obok siebie, pokrywaіy ciemn№ mozaik№ jedn№ ze њcian luku, przymocowane do niej magnetycznymi zaczepami.
- Ktуry?
Podlecieli po pierwszego z brzegu. Xien otworzyі podramienn№ klawiaturк skafandra, wprowadziі kod i klepn№і enter.
Nic siк nie staіo.
- Na jakiej fali? - spytaі Schwarz.
- Portowej. Nie mogli jej zablokowaж, orbita by ich nie puњciіa.
- Najwyraџniej hrabia zaіadowaі bezpoњrednio z doku kompanii.
- Uderzк wachlarzem.
Chwilк trwaіo zanim trzykrotnie przeszedі caіe dostкpne spektrum. Bez efektu.
- Daі ci faіszywy kod, Aax - mrukn№і wreszcie kaleka.
- Teї juї do tego doszedіem. Mogіem siк zreszt№ wczeњniej domyњleж: dlaczegуїby miaі mi zawierzyж? Nie byіo powodu. Mуgі oszukaж, wiкc oszukaі.
Xien pokrкciі gіow№.
- To nie tak. Sam na pewno teї nie znaі prawdziwego kodu.
- Sk№d wiesz?
- Pomyњl. Miaі je tylko przewieџж. Umoїliwienie mu zagl№dniкcia do wnкtrza kontenerуw i przekonania siк, co naprawdк w nich jest, byіoby z punktu widzenia kompanii wielkim bікdem. Niepotrzebne wtajemniczenie, zbкdne ryzyko - tego siк nie robi, kompanijny naza z pewnoњci№ poіoїyі tu veto.
- S№dzisz, їe Mњcisіowski zdawaі sobie z tego sprawк?
- Nie byі przecieї idiot№. Pewnie od razu siк zorientowaі. Ale kontrakt jest kontrakt, forsa jest forsa, a pamiкtaj, їe jemu tam deptali po piкtach weseli chіopcy z brzytwami; raczej nie mуgі wybrzydzaж. Dla kompanii to teї byіa okazja - komu innemu musieliby zapewne wciskaж jak№њ skomplikowan№ legendк, hrabiemu zaњ wystarczyіo powiedzieж oczywiste kіamstwo, puњciж oko i wyіoїyж odpowiedni№ sumк.
- Moїesz przelecieж caіy zbiуr wariacji?
- Їartujesz? Trzydzieњci szeњж do dwudziestej moїliwych ukіadуw, a i to tylko przy zaіoїeniu prawdziwej dіugoњci kodu, bo mogli skіamaж i tu. Niechby jeden skan czкstotliwoњci zabieraі sekundк. To daje w przybliїeniu dwa razy trzydzieњci szeњж do piкtnastej lat. Prкdzej Sіoсce zgaњnie. Prкdzej umrze wszechњwiat.
- Mуwi Emmanuel - rzekі Emmanuel. - Mogк sprуbowaж siк wіamaж.
Schwarz i Xien zamilkli, znieruchomieli.
- Nie bуjcie siк - odezwaі siк ponownie po dіugiej chwili elf. - Po prostu sam jestem ciekawy ich zawartoњci.
Tamci nadal milczeli.
On sіyszy nasze oddechy, pomyњlaі Schwarz. Sіyszy oddechy i liczy tкtno.
- Co nadaіeњ na Ziemiк? - spytaі.
- To nie naleїy do sprawy. Chcecie siк dobraж do tych kontenerуw, czy nie?
Xien wzruszyі ramionami.
- Pruj - mrukn№і.
- No to prujк - zaњmiaі siк Emmanuel, po czym zamilkі.
- Da radк? - zagadn№і Schwarz Xiena.
- Moїe.
- Przecieї sam mуwiіeњ, їe prкdzej Sіoсce zgaњnie...
- Wiem, co mуwiіem. Ale on jest elf. Tyle samo wiem o jego moїliwoњciach, co on o smaku hot-doga. Zreszt№ najpewniej on o hot-dogu wie wiкcej.
- Nienawidzк takiego patroszenia matematyki - wymamrotaі Schwarz. - To jest koњciec wszystkiego: prawa ponad prawami. Јamiesz krкgosіup logice.
- Jeњli ja іamiк jej krкgosіup, to co powiesz o Godlu? On, cholera, serce jej wyrwaі.
- Otworzyіem etykiety - odezwaі siк Emmanuel. - Bardzo krуtkie pliki. Pokrywaj№ siк niemal w caіoњci, tylko numery seryjne inne. Przeczytaж?
- Czytaj.
- “ Draconus Vacuum Pontia , wyprodukowane w Stroblu, pod nadzorem dra Odo. Tryb XVI. Wersja 204.07. Drakon numer...” I tu idzie numer. Tyle. Nie ma blokady ciњnieniowej, ani specyfikacji wymaganej atmosfery.
- Gdzie leїy ten Strobel?
- Co to jest drakon?
- Otwieraж?
- Tak.
- Nie.
Ale Xien byі szybszy i Emmanuel juї zacz№і podnosiж wieka kontenerуw. Skafander Schwarza strzykn№і gazem i Niemiec poleciaі w tyі, ku wyjњciu z magazynu na gіуwny korytarz towarowej czкњci Armstro n ga 7 , ci№gn№cy siк przez ni№ od Koіnierza Breneki do samych Koіnierzy czaszy odrzutowej.
- Dlaczego wszystkie? - sykn№і Schwarz.
- Nie mogіem selektywnie - wyjaњniі elf.
- Lepiej siк cofnij - poradziі Niemiec Xienowi.
- Bo co?
- Bo Draconus Vacuum Pontia . Takich nazw nie nadaje siк nowemu gatunkowi szczypiorku.
- Nic stamt№d nie zobaczк, nawet na full powiкkszeniu, za maіy k№t.
- Zamontujemy kamery.
- Jakby co, wі№czк dopalacze - zarechotaі Xien, szybuj№c powoli nad szeregami hermetantуw otwieraj№cych siк jednym baletowo synchronicznym, leniwym ruchem. - Jeszcze siк nie urodziі taki szczypiorek, co by mnie w prуїni dogoniі.
- Nie dosyж horrorуw ogl№daіeњ? Gdyby ten scenarzysta byі cokolwiek wart, natychmiast po podobnej kwestii powinien wyskoczyж z tych skrzyni, dopaњж ciк i rozszarpaж na strzкpy zieloniutki, trzymetrowy, zкbaty szczypioreczek.
Scenarzysta byі wszelako albo wyrafinowanym na staroњж weteranem banaіu, albo niedouczonym nowicjuszem, bo nic siк nie staіo i kontenery w spokoju otworzyіy siк na oњcieї. Chropowate pіaszczyzny klap zamarіy wzniesione prostopadle, kіad№c blade cienie od њciennych lamp luku.
- I co? - parskn№і Xien pod adresem skrytego w pуіmroku za drzwiami Schwarza.
- To ja siк pytam: i co? - mrukn№і Niemiec. - Rzuж-no okiem do њrodka.
Xien rzuciі.
- Mhm.
- Tak?
- Nie poganiaj. Nie wiem, co to jest.
- Ale jak wygl№da?
- Paskudnie.
- Co to ma byж, chiсska tortura cierpliwoњci?
- No dobra... Coњ jakby czarny tobуі przesіoniкty ciemnozielon№ bіon№.
- W kaїdym?
- W kaїdym.
- A bіona...
- O cholera!
- Co? Gadaj!
- Rusza siк kurewstwo.
- Ktуry? Podaj rz№d i kolumnк.
Xien odpaliі ostro pod sam “sufit” luku.
- Wszystkie siк ruszaj№ - warkn№і. - Te bіony. Coњ jest w њrodku.
- Їywe?
- Przecieї mуwiк, їe siк rusza!
- W prуїni? W zerze Kalvina? Pieprzysz!
Читать дальше