Dzwonek u drzwi. Spojrzaі. Xien; bo i ktуїby inny? Wpuњciж? nie wpuњciж? Pуki co, staі przy drugiej alternatywie, bo to byі wybуr, ktуry niczego nie wykluczaі, a wiкc nalїejszy konsekwencjami, a Schwarz teraz tego wіaњnie pragn№і - jeњli w ogуle pragn№і czegokolwiek - nicoњci mianowicie.
Xien jednak wisiaі tam za drzwiami ani myњl№c zrezygnowaж i odlecieж, i naciskaі dzwonek raz za razem, i coњ mуwiі, Niemiec jednak nie wiedziaі co, bo fonia byіa wyі№czona, a dospek zablokowany. Teoretycznie i teraz w wyborze powinien postawiж na zaniechanie, Xien zagraїaі jego ciszy i bieli, juї na ekranie stanowiі cierс w џrenicach Schwarza - ale nie zrobiі tego i nakazaі drzwiom siк otworzyж, a to z tej wіaњnie przyczyny: dla bуlu - jak palce na udzie, tak Xien w oczach i uszach. Czy to jest pokuta, czy desperacka prуba samootrzeџwienia, czy instynkt masochistyczny, czy wreszcie p№czkuj№ca schizofrenia... cуї znacz№ sіowa, nic nie znacz№; ale to uczucie, to wraїenie, їe caіy њwiat jak za mlecznym plexiglasem, paznokciami, zкbami po nim, a ani њladu, przeџroczysta cela, ot co; owo uczucie... Byle nie skuliж siк w k№cie z wywrуconymi biaіkami i pian№ na ustach, bo to byіby koniec, cisza i biel ostateczne, miіe przecieї, przyjemne, kusz№ce - ale juї nie їycie, coњ innego.
- To jest jednak nadajnik - rzekі Xien, zatrzymawszy siк dokіadnie w progu, nie pozwalaj№c zamkn№ж siк za sob№ drzwiom.
- Co? - mrukn№і Schwarz, przesіaniaj№c dіoni№ oczy jak od sіoсca i obracaj№c siк w powietrzu przodem do Chiсczyka, w rуwnolegіym pionie.
- No ta konstrukcja, ktуr№ skleciіy elfowi MAMS-y. Nadajnik. Wiem, bo godzinк temu skoczyі pobуr mocy wyїej drugiego progu rezerwy i wі№czyі siк anihilator na њlepym pierњcieniu; ta pieprzona wielosieж wysіaіa na Ziemiк jak№њ wiadomoњж.
- Jak№?
- A sk№d ja mogк wiedzieж? Mam zapis, rzecz jasna, ale to biaіy szum: jakiњ wysoki szyfr. A przecie nie rozgryzк; mуgіbym elfem, gdyby to nie byіa wіaњnie elfa robota.
- Wiadomoњж? Na Ziemiк?
- Na Ziemiк, na Ziemiк. Pуіsekundowy impuls w stu dwunastu strzaіach.
- Wiкc jest nadajnik...
- Juї o tym myњlaіem - westchn№і Xien, podlatuj№c odrobinк bliїej Schwarza. - Ale nie ma jak, on siк musiaі bezpoњrednio podpi№ж kablem. A zaіoїк siк, їe i fizycznie nie daіbym rady, juї tam sobie poustawiaі zabezpieczenia, moїesz byж pewien. S№dzisz, їe okiwasz w sieciowych trickach naza ? Wolne їarty.
- Prуbowaіeњ pertraktowaж?
- Z kim?
- No z nim! Z Emmanuelem.
- Їartujesz!
- Prуbowaіeњ go w ogуle wywoіaж? Czemu miaіby siк sprzeciwiaж? Sk№d wiesz, moїe to wіaњnie byіo wezwanie pomocy; w koсcu i on posiada instynkt samozachowawczy, chociaї sztucznie rozwiniкty.
- Ty naprawdк... coњ nie ten-tego... mhm?
- O co ci chodzi?
- Przecieї sіyszy nas nawet teraz. Gdyby chciaі, mуgіby siк odezwaж w kaїdej chwili.
- Boisz siк?
- Oczywiњcie. Ty nie?
Schwarz zmilczaі, bo naprawdк j№і siк zastanawiaж nad odpowiedzi№ i odkryі, їe strach gdzieњ siк z niego ulotniі. Bardzo dziwne uczucie. Spojrzaі na swoje odbicie w њcianie, juї jakby przytomniej.
- Co on ci powiedziaі? - spytaі cicho Xiena.
- No wіaњnie mуwiк ci, їe...
- Yusuf.
- Ach.
Chiсczyk w zmieszaniu podrapaі siк przez trykot w biodro, tuї ponad brudnym metalem dyszy.
- Nie spodoba ci siк - mrukn№і.
- Mуw.
- Oj, nie spodoba ci siк.
- O Jaqueritte?
Xien skin№і gіow№.
- Mуw - powtуrzyі Schwarz, wci№ї zapatrzony w swoje odbicie.
- On byі szkolony. Hasasyn w koсcu. Dogrzebaі siк do jej programуw. To byіo jeszcze przed elfem Godivy. Nie zrozumiaі. Poszedі sprawdziж. To byіo jeszcze nawet przed њci№gniкciem przez was tego zbiornika z antymateri№. Ciekliњmy jak “Titanic”, a ogniwa tlenowe wci№ї nie chciaіy zaskoczyж. Bez wielosieci nie szіo obliczyж prawdopodobieсstwa przeїycia na jednostkк powietrza, to byіa loteria; przecieї wiesz, co ci bкdк tіumaczyі... Ona zamontowaіa w przewodach klimatyzacyjnych zdalnie otwierane minipojemniki z trucizn№. Musiaіa j№ sobie jakoњ sporz№dziж ze skіadnikуw tych swoich medykamentуw. Nie wiadomo, ile ich wszystkich byіo, tych pojemnikуw; Yusuf znalazі trzy. Przepuњciі zawartoњж przez swуj wewnкtrzny analizator - powiedziaі, їe ma wbudowany; њmiertelna. On by pewnie przeїyі, zabezpieczyli go od gazуw bojowych - ale nas wszystkich њciкіoby po jednym wdechu. Ona sama przeczekaіaby w skafandrze.
- Jaqueritte.
- Jaqueritte.
Przypatrywaі siк swej twarzy.
- Uwierzyіeњ mu?
- A Tt nie wierzysz?
- Co z tymi pojemnikami?
- No przecieї pozbieraіa je z powrotem, jak tylko siк okazaіo, їe jednak starczy powietrza dla wszystkich.
- Wiкc?
- Co: wiкc? Uwaїasz, їe nie byіaby do tego zdolna? Mam spis skіadnikуw; sprawdџ w jej zapasach, ile czego brakuje.
- Sila pustki.
- Sіuchaj, ja rozumiem, їe mogіeњ siк do niej przywi№zaж, piкkna byіa bestia, ale wіaњnie dlatego, їe byіeњ z ni№ tak blisko, wіaњnie dlatego sam najlepiej powinieneњ wiedzieњ: to nie byіa anielica o goікbim sercu.
- Anielicy bym nie pokochaі.
Xiena zaїenowaіa niespodziewana szczeroњж Schwarza; najwidoczniej nie lubiі Chiсczyk takich sytuacji, џle siк w nich czuі, wolaі kl№ж i obelgami obrzucaж, wolaі samemu byж oklinany; szczeroњж go zawstydzaіa.
Wyci№gn№і chud№ rкkк, by dotkn№ж ramienia Schwarza.
- Zemњciіeњ siк.
- Ale jej nie wskrzeszк.
- Yusufa teї nie wskrzesisz. Odwracalne jest jedynie dobro.
Niemiec spojrzaі z uwag№ na maіego kalekк.
- Do czego ty chcesz mnie wykorzystaж?
Xien uњmiechn№і siк; wracali na twardy grunt.
- Spokojnie, spokojnie.
- Myњlisz, їe oszalaіem? Mnie nie tak іatwo zwariowaж. - Odbiі od siebie rкkк Chiсczyka, zakrкcili siк w przeciwne strony. - Juї swoje odespaіem; jestem absolutnie spokojny. Wiкc nie wciskaj mi tu teraz kitu. Czego chcesz?
- Kodu.
- Jakiego kodu?
- Klucza do kontenerуw.
- Otworzysz je?
- Jak inaczej siк dowiedzieж, co wіaњciwie targamy na tego Iapetusa?
- Sk№d wiesz, їe go znam?
- Zerkn№іem w dokumentacjк, Mњcisіowskiemu te papiery juї na pewno do niczego nie bкd№ potrzebne; i ty tam stoisz jako zastкpca odpowiedzialny.
- Tyњ siк chyba naжpaі, Xien.
- No co? Widziaіeњ moїe testament hrabiego? Na kogo jego udziaіy? Miaі jak№њ rodzinк? Wiesz coњ o tym?
- Xien, kretynie, my nie przeїyjemy - rzekі mu Niemiec іagodnie a z naciskiem.
Xien њci№gn№і usta, aї mu wargi posiniaіy.
- Wiкc jednak њwir. - Postukaі siк palcem w czoіo. - Niechкж do їycia z pewnoњci№ nie jest oznak№ doskonaіego zdrowia psychicznego.
- Tym bardziej negacja rzeczywistoњci.
- Rzeczywistoњж jest do zmienienia; a zdechn№ж zawsze zd№їysz.
Schwarz dіugo krкciі gіow№.
- No a co z tymi kontenerami? - spytaі wreszcie.
Xien czym prкdzej przyst№piі do przekonywania Niemca.
- Jesteњmy na wymuszonej do Saturna. Jeњli elf siк nie wtr№ci, dam radк na sucho wliczyж siк w tolerowalnym przybliїeniu ze wszystkimi uderzeniami ci№gu. Z powietrzem w ogуle nie ma problemu, bo juї tylko nas dwуch zostaіo. Wiкc dolecimy.
- Jeњli siк nie wtr№ci.
- Jeњli siк nie wtr№ci. Jeњli, jeњli, jeњli; jeњli nas jakiњ MIOU nie zestrzeli, jeњli nie trafi nas meteor, jeњli nie zahaczymy o kolejnego Hawkinga, jeњli nie wyskoczy z czymњ Kamieс, jeњli ty nie oszalejesz do reszty i nie ukrкcisz mi podczas snu karku... Ja liczк na їycie, nie na њmierж. Wiкc mуwiк: dolecimy. Ale to jest nic. Bo potem Iapetus, potem antymateria na powrуt, potem sam powrуt, wreszcie Kamieс...
Читать дальше