Zacząłem grzebać w szufladzie, poszukując notesu z numerami telefonów. Zapunktuję sobie u jednego kolekcjonera... A krzesło przecież też się przyda.
Cztery tygodnie później
Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zadumy. Odłożyłem bukową kostkę introligatorską, wyjrzałem przez judasza. Arek. Wpuściłem chłopaka do środka. Wyglądał marnie. Zawsze był szczupły, ale teraz wychudł wręcz niezdrowo. Nie opalił się tego lata prawie wcale. Widać całe wakacje spędził w czterech ścianach, czytając książki. Rozumiałem jego pasję, ale mimo wszystko powinien trochę się poruszać. Na przykład zobaczyć niektóre miejsca, o których czytał.
– Byłem niedaleko – powiedział. – Pomyślałem, że wpadnę dowiedzieć się, jak poszło z tą tankietką. Nie chwaliłeś się, czyli klapa?
– Nawet gorzej niż klapa – westchnąłem. – Chodź, pogadamy, herbaty zrobię... – Pchnąłem drzwi do salonu.
Wszedł i zatrzymał się w progu, zaskoczony.
– Dzień dobry pani – ukłonił się odruchowo.
– Ach, tak... Zapomniałem ci powiedzieć. To jest Izaura. Mieszka tu już od tygodnia.
Chłopak mrugnął i poprawił swoje grube okulary. Łypnął okiem, poprawił raz jeszcze, wreszcie podszedł dwa kroki.
– No cholera! – sapnął. – Myślałem, że masz gościa. A cóż to znowu takiego? Przecież nie manekin?
– To lala z sex shopu – wyjaśniłem, wzruszając ramionami. – Tylko nie taka zwyczajna nadmuchiwana, ale realistyczna, silikonowa. No i nie z takiego zwykłego sklepu. Trzeba w USA zamawiać. Kosztują takie po jakieś dwa, może trzy tysiące dolarów. Albo jeszcze więcej, bo tak mi się widzi, że to towar chyba z najwyższej półki.
– Wygląda prawie jak żywa – bąknął.
– Odrobiona bardzo ładnie. Przypatrz się oczom albo dłoniom. Majstersztyk. Linie papilarne, paznokcie... Brwi i rzęsy chyba z sierści norki. Włosy też wyglądają na naturalny jedwab. Gdyby nie jej jednoznaczne łóżkowe przeznaczenie, powiedziałbym, że to prawdziwe dzieło sztuki.
Milczał przez chwilę, widocznie trawił informację.
– Nie wiedziałem, że masz takie zainteresowania – powiedział wreszcie. – Ale w sumie, samotny mężczyzna, libido skacze... Rozumiem cię.
– Nie spółkuję z nią – uciąłem. – Daj spokój, to byłby jednak straszny obciach...
Zamyślił się głęboko.
– No to już nic nie rozumiem – przyznał. – Masz kosztowną zabawkę, której zwykle używa się w wiadomych celach, a u ciebie tak sobie siedzi przy stole i gapi się, jak książki oprawiasz albo meble konserwujesz?
– Mniej więcej. Czasem warto z kimś pogadać, jak chandra złapie. Albo poopowiadać, co się robi. Myśli wypowiedziane na głos same się układają... To znaczy ona wprawdzie nie odpowiada, ale słucha... No, ma minę, jakby rozumiała – wyjaśniłem.
– Nie masz do kogo gęby otworzyć, więc kupiłeś sobie manekina w cenie samochodu? – Wytrzeszczył oczy. – Kurde, nie obraź się, jeździsz takim trupem, że może trzeba było zainwestować w lepsze auto?
– Nie kupiłem jej. Przyszła pocztą. Od Marty w prezencie, o, tu mam list...
Wyjąłem z regału kartkę.
– „Masz tu coś na pocieszenie” – odczytał. – Yyyyy... To już kompletnie nie rozumiem. Chciała być miła czy może cię poniżyć?
– Patrząc chłodno i obiektywnie, zapewne poniżyć – westchnąłem. – Taki pożegnalny kop w nerki. Choć z drugiej strony, tyle kasy wydała... No niby bogata jest, już z dziesięć sklepów mają z ojcem, więc wydanie, powiedzmy, dwunastu tysięcy, chyba nie stanowi dla niej problemu.
– Dwanaście patyków!? – jęknął. – Ileż fajnych książek by za to było!
– No właśnie. Kwota mimo wszystko trochę wariacka... Sam nie wiem. To nielogiczne. Może jednak Marta mnie lubi i chciała, żebym nie był smutny, gdy zerwała zaręczyny.
– I uznała, że pocieszysz się w ramionach gumowej lali? Aż tak nisko cię oceniała?
– Wydaje mi się, że zagoniona przy robieniu pieniędzy nie umiała dostrzec mojej romantycznej natury. A może wróci kiedyś do mnie, a wtedy zobaczy, jak ładnie ubrałem i umalowałem Izaurę? Ucieszy się, że mi prezent przypadł do gustu.
– Zatem dostałeś silikonową lalę, skombinowałeś jej ubranie z ulubionej epoki i okulary. O, i nawet buciki ładne...
– Szczerze powiedziawszy, w odpowiedniej sukni i okularach wygląda znacznie inteligentniej. Na spacer jej nie wyprowadzam, więc kapelusz i torebkę mogłem sobie darować...
– Czemu szkła takie niebieskie?
– Kobaltowe. Pierwsza ćwierć dziewiętnastego wieku – wyjaśniłem. – Pamiętasz ekranizację „Pana Tadeusza”? Tam jest scena przy stole i jedna z kobiet, chyba żona ruskiego oficera, ma na nosie bardzo podobne. Widać je może przez pięć sekund...
– Znaczy się, konsultant filmu znał się na rzeczy...
– Owszem. Wprawdzie kupiłem je wcześniej i planowałem wykorzystać do innych celów, ale zobacz, jak jej do twarzy.
– Cool ... I teraz to plastikowe cudo siedzi sobie przy stole. – Arek pochylił się i przez dłuższą chwilę przyglądał się jej z bliska.
Dotknął ostrożnie policzka. Nacisnął delikatnie.
– Ma nawet zęby w buzi – zauważył. – Mogę mówić szczerze? Ja bym odesłał do nadawcy albo wyrzucił. Albo sprezentował jakimś onanistom. Nie mam tu akurat na myśli siebie. – Puścił do mnie oko. – Ale pewnie kogoś by to bardzo ucieszyło.
– Tak właściwie to dla mnie teraz pamiątka... Bo wiesz, poza zdjęciami nic mi nie zostało. Nigdy nie dostałem od Marty żadnego prezentu... Tylko ten jeden. Jeśli do mnie nie wróci... – Poczułem gulę w gardle.
– Jeśli mam być szczery, to pewnie nie wróci – westchnął. – Może idź do schroniska i weź sobie psa czy kota? – zaproponował życzliwie. – Będziesz miał coś bardziej, że się tak wyrażę, interaktywnego...
– Zbyt często jestem poza domem – odparłem. – Jak jadę w teren, to psa mogę zabrać. Ale jeśli mam posiedzieć cały dzień w bibliotece... Wiesz, takie zwierzę trzeba wyprowadzać, a jak złapię trop, to nie lubię przerywać. Z kolei kiedy jestem w domu, ciągle mam coś do roboty. Często nie ma czasu zjeść, a co dopiero bawić się ze zwierzakami.
– To może zatrudnij dziewczynę do sprzątania?
– Brak kasy. To znaczy kasa może by się i znalazła, ale zawsze są pilniejsze wydatki. No i coś trzeba odłożyć na wakacje. Chcę wreszcie pogonić za pewnym marzeniem z młodości...
Zrobiłem herbatę. Arek usiadł przy stole. Obracał łyżeczkę w palcach i popatrywał na lalę z mieszaniną ciekawości i rezerwy.
– Można przywyknąć do jej obecności – powiedział. – Nawet miła ta buzia... I sylwetka naturalna, znaczy bez cycków jak arbuzy. Nie interesowałem się tym tematem, ale sądziłem, że robią je takie bardziej w stylu jak spod latarni. A można ją inaczej posadzić?
– Wewnątrz jest metalowy szkielet, stawy są na zatrzaski. Można postawić, posadzić i położyć w dowolnej pozycji. Jakbyśmy chcieli, żeby wyglądała na aktywną uczestniczkę naszej rozmowy, to nawet kubek w dłoni utrzyma – wyjaśniłem.
– Ciekawa rzecz, ale za duzi chyba jesteśmy na zabawę lalkami. Lepiej opowiedz o tych poszukiwaniach – poprosił.
– No więc mieliśmy dość konkretny trop. Mój znajomy zawarł układ z Muzeum Wojska Polskiego. Dostał zgodę na poszukiwania i wydobycie obu pojazdów. W zamian miał wykonać ich fachową konserwację i przekazać im do zbiorów ten, który będzie w lepszym stanie. Wszystkie koszty wziął na siebie, a oni tylko zapalili zielone światło i przepchnęli sprawę u konserwatora. Zresztą współpracował już z nimi wcześniej.
Читать дальше