Wywołała na ścianie inny standardowy zestaw poglądowych zobrazowań.
– Pierwszą różnicę stanowi tempo zmagań. Wtedy czas od decyzji do pierwszych jej skutków liczyć należało na tygodnie i miesiące, lata nawet, dziś są to sekundy. Jest to, oczywiście, kwestia technologii. Prawdziwy przełom nastąpił wraz z komputeryzacją łączności, wirtualizacją praw własności i automatyzacją procesów decyzyjnych. Impuls niosący informację o spadku czy wzroście kursu biegnie światłowodem od kraju do kraju ułamki sekund. Niczego też nie trzeba podpisywać, przewalać ton Papieru, przemieszczać materialnych akcji, wykonywać Przy udziale ludzi proceduralnych wygibasów – co przedtem zabierało godziny i dni. Teraz wystarczy zmienić zapis w kryształowych pamięciach komputerów sprzedających, kupujących oraz giełdy – a to są nanosekundy. Największą zmianę w tej dziedzinie wniosła wszakże automatyzacja procesów decyzyjnych. Trend rozpoczął się od giełdowych programów eksperckich z lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku. Pierwotnie miały to być jedynie swoiste bezpieczniki na wypadek nagłego krachu, wiadomo bowiem, że jak już się na giełdzie wali, to wali się wszystko i to z szybkością pikującego myśliwca. W takich warunkach ludzki makler nierzadko fizycznie nie nadąża ze składaniem zleceń, na dodatek tych właściwych -a stres jest potworny. Ponadto początek krachu często wszyscy przegapiają i odpowiedni punkt na wykresach wskazują dopiero post factum analitycy. Toteż zadaniem takiego programu komputerowego było cierpliwie wyczekiwać pierwszych objawów nieszczęścia i zareagować wówczas natychmiastową wyprzedażą zagrożonych pozycji i przejściem na papiery bezpieczne, tudzież podłączyć się do trendu i dla amortyzacji strat grać na krótką sprzedaż. Warunki aktywacji – progowe wysokości indeksów lub notowań pewnych firm uznawanych za reprezentatywne bądź wyjątkowo „wrażliwe" – oraz odpowiedzi programu wpisywali weń wcześniej ludzie. W krótkim czasie do pomocy programów eksperckich zaczęli się uciekać wszyscy więksi inwestorzy, wzrosły również znacznie kompetencje owych programów: już nie tylko szło o ratunek w razie zapaści, lecz także o korygujące reakcje na zmiany trendów na giełdzie, coraz drobniejsze, coraz mniej istotne. Tendencja do automatyzacji decyzji była nieodwracalna, bo każdy, kto by się ze stosowania tej strategii wycofał, z miejsca stawiałby się na przegranej pozycji.
– Więc jednak konwergencja – zauważył Anzelm.
– W tak szerokim jej znaczeniu, każdy proces historyczny posiada charakter konwergencyjny. – Wzruszyła ramionami. – A pamiętajmy, że ta strategia posiadała i ciemne strony. Kilkaset takich „maszynowych inwestorów" działających równocześnie na jednym rynku -a wkrótce stało się jasne, iż w gruncie rzeczy istnieje tylko jeden rynek – stanowiło samodetonującą się bombę ekonomiczną: funkcjonując bezrefleksyjnie i podług sztywnych algorytmów, były ślepe na pośrednie konsekwencje swych poczynań i co rusz powodowały „lawiny decyzyjne", zgubne dla wszystkich. Wyglądało to w sposób następujący.
Tu Kleist wywołała na ścianie przykładowy zapis „lawiny". Miejsca wprzęgnięcia się programów zaznaczone były na lecących w dół wykresach czerwonymi piktogramami. Wersja animowana, trójwymiarowa, ukazywała "współpracę" kilku programów.
– Program najbardziej asekuranckiego z inwestorów -mówiła generał, wskazując kolejno odpowiednie fragmenty zobrazowania – a zazwyczaj był to fundusz emerytalny, rozpoznawał sytuację jako niebezpieczną – bo akurat na tym dokładnie poziomie ustawiono mu próg czujności -i pozbywał się papierów, jego zdaniem, zdaniem jego twórców, niepewnych. To naturalnie wzbudzało niepokój kilku innych programów. Jeśli skumulowane wahnięcie kursów przekroczyło analogiczny próg u któregoś z nich, wówczas i on się dołączał do zrzutu, a jeżeli przy tym był to program zaplanowany „z większym gestem", mógł się zachować bardziej agresywnie i pójść „na trend". Spadek kursu się powiększał i rzutował na kursy firm pokrewnych, bo programy prewencyjnie wyprzedawały blokowo. Wystarczyło parę takich zazębień skutków działań jednego programu z założeniami kolejnego, by giełda ni z tego, ni z owego, w przeciągu minut, spadła w najgłębszą otchłań bessy. Ludzcy maklerzy mogli tylko przyglądać się i kląć.
– Czemu nie wyłączyli tego wszystkiego w cholerę?
– To nie było żadne wyjście – Kleist pokręciła głową. -Kto by się na coś takiego porwał, uzyskałby jedynie tyle, że najpóźniej i z największą stratą zeszedłby z dołujących Przedsiębiorstw. I w rzeczy samej, według tego scenariusza doszło do kilku poważnych załamań giełdowych. Jednak po upowszechnieniu komputerów opartych o fuzzy logic, sieci konekcyjnych, PDP i post-PDP, heurystyk adaptatywnych, nieporównanie bardziej elastycznych i zdolnych do nauki na błędach – zagrożenie z tej strony wyraźnie zmalało. Bezpośrednią konsekwencję powyższego stanowi również całkowite wykluczenie z ekonomicznych gier ludzi.
– Więc co wy tu właściwie robicie?
– W boju parkietowym uczestniczą wyłącznie maszyny. Nam pozostaje rola programatorów i określaczy strategii ogólnych, nadzorców, kontrolerów i sztabowców.
– Odpadliśmy, bo jesteśmy wolniejsi?
– Nie tylko. Chociaż rzeczywiście, szybkość dyskwalifikuje człowieka już na starcie. Ale komputery tej generacji są „świadome" również istnienia innych komputerów inwestorów i biorą w swych decyzjach pod uwagę ich programy. Zmagania wspięły się tym samym na wyższy poziom, owe wnuki programów eksperckich rywalizują bowiem ze sobą już na „metagiełdzie", gdzie dokonywane wybory zależą nie od rzeczywistych notowań i faktycznych posunięć adwersarzy, lecz ogółu stanów i zdarzeń możliwych, a każde z nich ważone jest odpowiednim prawdopodobieństwem i wartością oczekiwaną. Na tym etapie ludzcy analitycy giełdowi sami z siebie już nawet post factum nie są w stanie zrozumieć i wytłumaczyć poczynań komputerów. Przykładowo – Kleist wyciągnęła zapis jakiejś starej sesji i przewinęła analizę – znajdują w listingu pozycję ewidentnie chybioną, zakup jakichś dołujących akcji i sprzedaż ich z wielką stratą. Logika gry na pierwszym poziomie giełdy mówi jasno, iż jest to błąd. Jednak gdy gra toczy się na poziomie drugim, zmienia się perspektywa oceny i nie szacuje się strat i zysków z danych posunięć wobec ich zaniechania (to znaczy: „gdyby nie kupował, bylibyśmy do przodu"), lecz wobec rozkładu prawdopodobnych konsekwencji zaniechań („gdyby nie kupował, Etand najprawdopodobniej zszedłby z KSCF, ruszyłoby czerwone w City i stracilibyśmy sto dwadzieścia mega"). Jedynym wówczas właściwym sposobem analizy jest analiza całościowa. A żaden człowiek nie obejmie jedną myślą wszystkich ruchów na światowym parkiecie.
Ponownie zmieniła wyświetlane wykresy.
– Drugą różnicę pomiędzy konfliktami ekonomicznymi współczesności i początku dwudziestego wieku stanowi stopień ścisłości powiązań gospodarczych w najwyżej rozwiniętych społeczeństwach tych czasów oraz wrażliwości owych społeczeństw na drgnięcia wskazówki ekonomicznego barometru. Chyba nie muszę przekonywać o różnicy?
Hunta z pewnością nie musiała. Niewiele go to wszystko interesowało i najchętniej przerwałby generał pod byle pretekstem, ale wolał jej do siebie w ten sposób nie zrażać: potrafił rozpoznać, gdy ktoś jest naprawdę zakochany w swojej pracy. Na dodatek, decydując się na ów wykład, Kleist sama uwięziła się w formie: jeśli wysłuchają go do końca, ona po prostu nie będzie już w stanie odmówić im przysługi. Rodzaj handlu wymiennego: wy pozwolicie się zatruć moimi ideami, ja wam użyczę Bunkra. Więc cierpiał Hunt w milczeniu.
Читать дальше