Arkady Strugacki - Przenicowany swiat
Здесь есть возможность читать онлайн «Arkady Strugacki - Przenicowany swiat» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1971, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Przenicowany swiat
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1971
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Przenicowany swiat: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przenicowany swiat»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Przenicowany swiat — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przenicowany swiat», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Przywołał się do rzeczywistości i usiadł przy biurku. Popatrzył na żółty telefon, uśmiechnął się, zdjął słuchawkę zielonego telefonu i wywołał zastępcę Departamentu Badań Specjalnych.
— Głowacz? Dzień dobry, tu Mądrala. Jak się czujesz? Jak z twoim żołądkiem?… No to pięknie… Wędrowca jeszcze nie ma? Aha! No dobra… Zadzwonili do mnie z góry i kazali przeprowadzić u was małą inspekcyjkę… Nie, nie myślę, że to zwykła formalność, bo ja i tak nic się na waszej robocie nie wyznaję… Przygotuj jednak jakiś raport… Projekt zaleceń pokontrolnych i różne tam takie… Zatroszcz się też, aby wszyscy byli na swoich miejscach, a nie tak jak zeszłym razem… Mhm… Około jedenastej chyba… Zrób tak, abym o dwunastej mógł odjechać ze wszystkimi dokumentami… No, to na razie… Pójdziemy cierpieć. Ty także cierpisz? Czy też może dawno już wymyśliliście ochronę, tylko przed zwierzchnikami ją ukrywacie? Żartuję oczywiście… Cześć.
Odłożył słuchawkę i spojrzał na zegarek. Była za kwadrans dziesiąta. Jęknął głośno i powlókł się do łazienki. Znowu ten koszmar… Pół godziny koszmaru, przed którym nie ma ucieczki ani ratunku, przez który żyć się odechciewa… Wielka szkoda, że Wędrowca trzeba będzie oszczędzić!
Wanna już była napełniona gorącą wodą. Prokurator zrzucił szlafrok, zdjął nocną koszulę i wsunął pod język tabletkę przeciwbólową. I tak przez całe życie. Jedna dwudziesta czwarta życia to piekło. Ponad cztery procent… Nie licząc wezwań na górę. No, wezwania wkrótce się skończą, ale te przerwy w życiorysie pozostaną do końca… To się zresztą jeszcze zobaczy. Kiedy wszystko się ustabilizuje, sam się zajmę Wędrowcem… Wpełzł do wanny, ułożył się wygodnie, rozluźnił mięśnie i zaczął się zastanawiać, jak będzie się dobierał Wędrowcowi do skóry. Ale nie zdążył już niczego wymyślić. Znajomy ból uderzył w ciemię, przetoczył się po kręgosłupie, wbił pazury w każdą komórkę, w każdy nerw i zaczął je szarpać, okrutnie, metodycznie, w takt uderzeń oszalałego serca…
Kiedy wszystko się skończyło, poleżał jeszcze chwilę w słodkim rozleniwieniu. Piekielne męki również mają pewne zalety: pół godziny koszmaru darowywało w zamian kilka minut niebiańskiej rozkoszy. Później wyszedł z wanny, wytarł się przed lustrem, uchylił drzwi, odebrał od kamerdynera świeżą bieliznę, ubrał się, wrócił do gabinetu, wypił jeszcze jedną szklankę mleka, tym razem zmieszanego z podgrzaną wodą leczniczą, zjadł odrobinę kleistej mazi z miodem, posiedział trochę bez celu ostatecznie przychodząc do siebie, a wreszcie zadzwonił do dziennego referenta i kazał przygotować samochód.
Do Departamentu Badań Specjalnych prowadziła trasa rządowa, pusta o tej porze dnia i wysadzana kędzierzawymi drzewkami sprawiającymi wrażenie sztucznych. Kierowca pędził nie zatrzymując się pod sygnałami i tylko od czasu do czasu włączał porykującą basem syrenę. Pod wysokimi żelaznymi wrotami departamentu znaleźli się za trzy jedenasta. Legionista w galowym mundurze podszedł do nich, pochylił się, poznał i zasalutował. Brama natychmiast się rozwarła, za nią ukazał się gęsty park, białe i kremowe bloki domów mieszkalnych, a za nimi gigantyczny, szklany prostopadłościan laboratoriów. Wolno przetoczyli się jezdnią z groźnymi zakazami przekraczania określonej szybkości, minęli placyk zabaw dziecięcych, niski pawilon basenu kąpielowego i wesoły, barwny budynek klubu-restauracji… Wszystko to nurzało się w zieleni, w kłębach zieleni, w całych obłokach zieleni. Dokoła było cudownie czyste powietrze i, massaraksz, unosił się jakiś zadziwiający zapach, którego nie ma w żadnym lesie, na polu ani łące. Och, ten Wędrowiec! To wszystko jego pomysły! Kosztowało to potworne sumy, ale za to wszyscy go tu lubią. Tak właśnie należy żyć. Potworne sumy, Sułtan był okropnie niezadowolony, jeszcze i dziś kręci nosem. Ryzyko? Naturalnie, ryzyko było. Wędrowiec je podjął, ale teraz to jest jego folwark, nikt go tu nie zdradzi, nikt mu nogi nie podstawi. Ma w tym swoim departamencie pięciuset ludzi, głównie młodzieży, która gazet nie czyta i nie słucha radia: nie mają na to czasu — mówią — prowadzą ważne badania naukowe… Promieniowanie mija się więc tu z celem, a właściwie godzi w inny cel. Masz rację, Wędrowcze, ja na twoim miejscu też jeszcze długo bym zwlekał z hełmami ochronnymi. Bo że zwlekasz, to niemal pewne! Ale, u diabła, jak się do ciebie dobrać? Gdyby się znalazł drugi Wędrowiec… To jednak czcze marzenia, drugiej takiej głowy nie znajdzie się na całym świecie i on o tym dobrze wie. Starannie wyławia każdego utalentowanego dzieciaka, tresuje go od najmłodszych lat, oswaja, oddziela od rodziców — ci głupcy nie posiadają się przy tym z radości! — i oto jeszcze jeden żołnierzyk uzupełnił jego armię… Jak to jednak dobrze się stało, że Wędrowca teraz nie ma!
Samochód zatrzymał się, referent otworzył drzwi. Prokurator wygramolił się na zewnątrz i wszedł po schodach do oszklonego hallu. Głowacz ze swoimi fagasami już na niego czekał. Prokurator z wystudiowaną nudą na twarzy niedbale uścisnął Głowaczowi rękę i pozwolił zaprowadzić się do windy. Do kabiny weszli zgodnie z hierarchią: pan prokurator generalny, za nim pan zastępca szefa departamentu, następnie fagas pana prokuratora generalnego i starszy fagas pana zastępcy szefa. Reszta została w hallu. Do gabinetu Głowacza weszli znów zgodnie ze starszeństwem: pan prokurator generalny przed Głowaczem. Fagasa pana prokuratora i starszego fagasa Głowacza zostawili w poczekalni. Prokurator natychmiast z wyrazem zmęczenia na twarzy opadł na fotel, a Głowacz kazał podać herbatę.
Przez pierwsze kilka minut prokurator dla rozrywki przypatrywał się Głowaczowi. Głowacz miał wygląd człowieka, który coś paskudnie przeskrobał. Starał się nie patrzeć w oczy, nieustannie przygładzał włosy, bezmyślnie zacierał ręce, nienaturalnie pokaszliwał i w ogóle wykonywał mnóstwo niepotrzebnych, gorączkowych ruchów. Zawsze tak wyglądał. Wygląd i sposób bycia stanowiły jego podstawowy kapitał. Nieustannie wzbudzał podejrzenie, że ma coś na sumieniu, i ściągał na siebie coraz to nowe, drobiazgowe kontrole. Departament Zdrowia Publicznego zbadał jego życie niemal godzina po godzinie, a ponieważ było bez zarzutu i każde sprawdzenie jedynie potwierdzało ten nieoczekiwany fakt, Głowacz wspinał się po drabinie służbowej z niespotykaną szybkością.
Prokurator wszystko to doskonale wiedział, bo trzy razy osobiście z największą pieczołowitością sprawdzał Głowacza. Teraz jednak, bawiąc się jego widokiem, złapał się nagle na myśli, że ten filut na pewno wie, gdzie jest Wędrowiec, i że okropnie się boi, aby tej informacji z niego nie wyciągnięto. Nie wytrzymał więc i powiedział niedbałym tonem:
— Pozdrowienia od Wędrowca.
Głowacz spojrzał nań spłoszonym wzrokiem i natychmiast odwrócił oczy.
— Mmm… Tak… — powiedział gryząc wargi. — Zaraz nam… Hmm… przyniosą herbatę.
— Prosił, abyś zadzwonił — dodał prokurator jeszcze bardziej niedbale.
— Co?… Aaa!… Dobrze… Herbata dziś będzie wyjątkowa! Moja nowa sekretarka to po prostu mistrzyni w parzeniu herbaty… To znaczy… Hmm… Dokąd mam zadzwonić?
— Nie rozumiem — powiedział prokurator.
— No, chodzi mi o to, że… Hmm… Jeżeli mam dzwonić, to muszę przecież wiedzieć… Hmm… Znać telefon… On nigdy nie zostawia numeru… — Głowacz nagle chorobliwie poczerwieniał, zaczął się gorączkowo krzątać i poklepywać dłońmi po biurku szukając ołówka. — Gdzie więc kazał zadzwonić?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Przenicowany swiat»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przenicowany swiat» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Przenicowany swiat» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.