Arkady Strugacki - Przenicowany swiat

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkady Strugacki - Przenicowany swiat» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1971, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przenicowany swiat: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przenicowany swiat»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tytuł oryginału rosyjskiego: ‘‘Obitajemyj ostrow’’

Przenicowany swiat — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przenicowany swiat», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Zamilcz! — rozkazał Maksym. — Wyciągnij tych ludzi z czołgu i ułóż na ziemi. Stój, jeszcze nie skończyłem! Rób to ostrożnie, bo to moi najmilsi przyjaciele, nasi najukochańsi przyjaciele.

— A ty dokąd się udasz? — zapytał Gaj z przerażeniem.

— Będę niedaleko.

— Nie odchodź… — rozjęczał się Gaj. — Albo zezwól, żebym z tobą poszedł…

— Nie słuchasz mnie! — powiedział Maksym surowym tonem. — Rób, co ci kazałem. I rób to ostrożnie! Pamiętaj, że to są nasi przyjaciele.

Gaj zaczął lamentować, ale Maksym już go nie słuchał. Wyskoczył z czołgu i pobiegł w górę zbocza. Gdzieś niedaleko nadal toczyły się czołgi, ryczały z wysiłkiem silniki, chrzęściły gąsienice, od czasu do czasu strzelały działa. Wysoko w niebie przeleciał z gwizdem ciężki pocisk. Maksym pochylony wbiegł na szczyt wzgórza, przykucnął między drzewkami i jeszcze raz serdecznie pogratulował sobie wyboru takiej znakomitej kryjówki.

W dole — dosłownie na wyciągnięcie ręki — znajdowała się szeroka luka między wzgórzami i przez tę lukę z pokrytej dymem równiny wlewał się ciasny, nieprzerwany pancerny potok. Gąsienica w gąsienicę szły czołgi — niskie, spłaszczone, z ogromnymi talerzowatymi wieżami i długimi lufami armatnimi. To już nie byli katorżnicy, to szła regularna armia. Przez kilka minut Maksym, ogłuszony i zaskoczony, oglądał to widowisko, przerażające i nieprawdopodobne, jakby żywcem przeniesione z filmu historycznego. Powietrze drgało i wibrowało od wściekłego hałasu, wzgórze trzęsło się pod nogami jak przerażone zwierzę, a mimo wszystko Maksymowi wydawało się, że czołgi toczą się w ponurej, groźnej ciszy. Doskonale wiedział, że tam, pod pancernymi blachami, ogłupiali żołnierze dławią się krzykiem, ale wszystkie włazy były szczelnie zaśrubowane i wydawało się, że każdy wóz jest po prostu kawałem martwego metalu. Kiedy przejechały ostatnie czołgi, Maksym obejrzał się za siebie, popatrzył w dół i jego czołg stojący krzywo wśród drzew wydał mu się blaszaną zabawką, staroświecką karykaturą prawdziwego pojazdu bojowego. Tak, dołem przetoczyła się Siła, przetoczyła się po to, żeby zderzyć się z inną Siłą i przypomniawszy sobie o tej innej Sile, Maksym pospiesznie zbiegł w dół, w zarośla.

Wyminął czołg i zatrzymał się.

Leżeli rządkiem: biały jak ściana Fank podobny do trupa; skurczony, pojękujący Zef z niebieskawymi palcami wbitymi w rudą czuprynę i wesoło uśmiechnięty Haczyk z martwymi oczami lalki. Rozkaz został wykonany precyzyjnie. Ale Gaj w poszarpanym mundurze zalanym krwią też leżał opodal, z twarzą odwróconą od nieba i szeroko rozrzuconymi rękami. Trawa wokół niego była zryta i wydeptana, poniewierał się w niej spłaszczony biały hełm pokryty ciemnymi plamami, a z połamanych krzewów sterczały jeszcze czyjeś nogi w wysokich butach.

— Massaraksz… — wymamrotał Maksym, wyobrażając sobie z przerażeniem, jak przed kilkoma minutami zwarły się tu na śmierć i życie dwa warczące psy, każdy walczący ku chwale swego właściciela…

I w tym momencie owa inna Siła zadała odwetowy cios.

Maksyma cios ten trafił w oczy. Ryknął z bólu, zacisnął ze wszystkich sił powieki i upadł na Gaja już wiedząc, że pada na martwe ciało, ale starając się je osłonić. To było zupełnie odruchowe, bo o niczym nie zdążył pomyśleć ani niczego poczuć poza bólem oczu — padał jeszcze, kiedy mózg się wyłączył.

Kiedy otaczający świat znów stał się dostępny ludzkiemu postrzeganiu, świadomość włączyła się ponownie. Minęło zapewne tylko kilka sekund, ale Maksym ocknął się pokryty rzęsistym potem, z zeschniętym gardłem i takim szumem w głowie, jakby go ktoś rąbnął deską w ucho. Wszystko się zmieniło. Świat stał się purpurowy, świat był zasypany liśćmi i połamanymi gałęziami, świat był wypełniony rozżarzonym powietrzem, z czerwonego nieba sypały się wyrwane z korzeniami krzewy, płonące konary, bryły gorącej, suchej ziemi. I panowała rozedrgana bólem cisza. Żywych i martwych rozrzuciło na wszystkie strony. Zasypany liśćmi Gaj leżał o jakieś dziesięć kroków. Obok niego siedział Zef: jedną ręką nadal trzymał się za głowę, a drugą zasłaniał oczy. Fank stoczył się na dół, utknął w jakimś zapadlisku i teraz pełzał tam, trąc twarzą o ziemię. Czołg też zepchnęło w dół i przekręciło. Oparty plecami o gąsienicę martwy Haczyk nadal wesoło się uśmiechał…

Maksym zerwał się, rozrzucając pokrywające go gałęzie. Podbiegł do Gaja, uniósł go, zajrzał w szklane oczy, przytulił policzek do policzka, przeklął po trzykroć ten świat, w którym jest tak samotny i bezradny, gdzie martwi pozostają martwymi na zawsze, bo niczego nie ma, nie ma ich czym ożywić… Zdaje się, że płakał, młócił pięściami ziemię, deptał biały hełm. Potem Zef zaczął wyć z bólu. Maksym przyszedł do siebie i nie patrząc na nic, nic już więcej nie czując poza nienawiścią i żądzą mordu, powlókł się znów na górę, na swój punkt obserwacyjny…

Tam też wszystko się zmieniło. Krzewy zniknęły i zbocze wzgórza płonęło. Na północy purpurowe niebo zlewało się ze zwartą ścianą czarnobrunatnego dymu, a nad tą ścianą wypiętrzały się olbrzymiejąc w oczach jaskrawopomarańczowe, jakby oleiste chmury. I tam, gdzie wznosiły się roztrzaskane pod ciosem niebiańskiej opoki niezliczone tysiące ton rozpalonego prochu, spopielonych na atomy nadziei życia i przeżycia, do tego piekielnego pieca rozpalonego przez nieszczęsnych durniów dla innych nieszczęsnych durniów, ciągnął z południa, niczym do paleniska lekki wilgotny wietrzyk.

Maksym popatrzył w dół, w lukę między wzgórzami. Luka była pusta; zryta gąsienicami i stopiona atomowym płomieniem ziemia dymiła, migotała tysiącem ogników; to tliły się i dopalały gałęzie zdmuchnięte z drzew. A równina na południu wydawała się bardzo rozległa i bardzo pusta; nie pokrywały jej już spaliny i gazy prochowe, była czerwona pod czerwonym niebem i gdzieniegdzie tylko upstrzona uszkodzonymi wcześniej czołgami katorżników. Przez tę pustą równinę toczyła się już w stronę wzgórz rzadka tyraliera dziwnych pojazdów.

Były podobne do czołgów, tylko zamiast wieżyczki artyleryjskiej miały wysoką stożkowatą kratownicę z okrągłym matowym przedmiotem na wierzchołku. Jechały dość szybko, miękko kołysząc się na nierównościach i nie były czarne, jak czołgi nieszczęsnych blitztraegerów, ani zielonoszare, jak pojazdy szturmowe armii regularnej — były jaskrawożółte, jak wozy patrolowe żandarmerii… Prawe skrzydło tyraliery już skryło się za wzgórzami i Maksym zdążył naliczyć tylko osiem promienników. W ich zachowaniu dawało się wyczuć bezczelną beztroskę panów sytuacji; szły do walki, ale nie uważały za stosowne kryć się lub maskować; umyślnie wystawiały się na pokaz swoją barwą, swoim niezgrabnym pięciometrowym garbem i brakiem normalnego uzbrojenia. Ci, którzy kierowali tymi pojazdami, uważali się chyba za całkowicie bezpiecznych. Zresztą wątpliwe, aby o tym myśleli; po prostu spieszyli naprzód, popędzając promienistymi batami żelazne stado, które toczyło się teraz przez piekło i z pewnością nic nie wiedzieli o tych batach, podobnie jak nie wiedzieli i o tym, że te baty chłoszczą ich samych. Maksym zobaczył, że lewoskrzydłowy promiennik skręca w jego dolinkę i ruszył mu zboczem naprzeciw.

Szedł wyprostowany. Wiedział, że będzie musiał siłą wygrzebywać czarnych poganiaczy z ich żelaznej skorupy i chciał tego. Nigdy jeszcze w życiu tak niczego nie pragnął, jak pragnął teraz poczuć pod palcami żywe ciało. Kiedy zszedł do dolinki, promiennik był już całkiem blisko. Żółta machina toczyła się wprost na niego, połyskując ślepo szkiełkami peryskopów, kołysząc ciężko stożkową kratownicą i teraz widać było wyraźnie, że na jej szczycie chwieje się nie w takt podskoków czołgu srebrzysta kula najeżona długimi błyszczącymi igłami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przenicowany swiat»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przenicowany swiat» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkady Strugatsky - The Dead Mountaineer's Inn
Arkady Strugatsky
Arkady Strugatsky - Roadside Picnic
Arkady Strugatsky
Arkady Strugatsky - Definitely Maybe
Arkady Strugatsky
Arkady Strugatsky - Hard to Be a God
Arkady Strugatsky
Arkady Fiedler - Orinoko
Arkady Fiedler
Charles Stross - Halting State
Charles Stross
Arkady Strugatsky - Tale of the Troika
Arkady Strugatsky
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata
Borys Strugacki
Отзывы о книге «Przenicowany swiat»

Обсуждение, отзывы о книге «Przenicowany swiat» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x