Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Milcz, prostaku! - żachnął się hrabia. - Przecież negotionibus.

- Posłuchaj - zwrócił się do Gintowta, który wstał i wyszedł zza stołu. - Schwytałeś Białoskórskiego, to się chwali, ale ustąp godniejszym, coby nikt nie rzekł, żeś parweniusz! My sami zajmiemy się wywołańcem i odprowadzimy do Przemyśla. Pro fide, lege et rege.

- Pan Zenobi pro fide to uczyni. A my pro pecunia, bo my nie żadne grabie ani pludraki, ale wywołańcy i rokoszanie, a przy tym rycerze godni - zarechotał młodszy Rytarowski.

- Ot, co gadać! - Starszy z braci charknął i splunął. - Ja ci to, kawalerze, wszystko zwykłymi słowami objaśnię. Oddawaj ty nam Białoskórskiego, a jak nie oddasz, to po łbu weźmiesz szablą i kopniaka w rzyć ci takiego dołożę, że z tej karczmy przez komin wyfruniesz. My się już panem Białoskórskim zajmiemy i zadbamy, coby nam po drodze nie skapiał.

- Oto prawe i słuszne słowa - potwierdził Zenobi Fabian Eysymont-Ronikier, hrabia na Ronisławicach. - Nie szukaj z nami burdy, kawalerze, bo zdrowie stracisz. Przy tym zachowaj się, jak przystało na twój mizerny stan.

- Obawiam się, że wielce zmartwię jaśnie oświeconego pana hrabiego - rzekł spokojnie Gintowt. - Współczuję panu grabiemu niezmiernie, gdyż, niestety, nie jesteśmy tu we Francyjej czy w habsburskich pałacach we Wiedniu. Jesteśmy w Rzeczypospolitej, gdzie mieszkają szlachetkowie tacy jak ja, którzy nie znają dobrych ni pięknych manier. Gdzież im do salonów, gdzież im do Europy! Powiem więcej - prostacy owi nie dość, że nie uznają hrabiowskich tytułów, to w dodatku mają brzydki i szkaradny zwyczaj, zupełnie niegodny i niespotykany we Francyjej czy w Italiej. Mianowicie okrutnie bijają po karczmach wszelakich pludraków, hrabiów, grabiów, kawalerów i inakszych galantów tudzież sodomitów.

- Co ja słyszę?!

- Okrutnie mi żal pana hrabiego. Bo za chwilę pan hrabia zostanie obity, obrażony i sponiewierany przez takiego parweniusza i prostaka jak ja. Wasza hrabiowska mość straci zęby, palce i łeb będzie miała rozbity, że nie wspomnę o obitej francowatej gębie waszmości!

Małe oczka Zenobiego Fabiana Eysymonta-Ronikiera stały się jeszcze mniejsze i bardzo, bardzo złe. Pan hrabia porwał swą kościstą ręką za rękojeść hrabiowskiego rapiera, chcąc w słusznym gniewie ukarać szelmę i parweniusza. Niestety, nie zdążył. Zanim wyciągnął z pochwy długie ostrze, Gintowt ciął go z zamachu przez łeb, czoło, nos i pół hrabiowskiej gęby.

- Sacrebleu! - pisnął cienko Zenobi Fabian Eysymont-Ronikier i po hrabiowsku zwalił się w tył, na wznak. Potem poszło już szybko.

- Bij! Zabij! - huknął starszy Rytarowski. Bracia porwali za szable, skoczyli na młodzieńca, ich pachołek zniżył pistolety i wypalił z obu luf, ale Gintowt znowu był szybszy. Zanurkował pod krzywym ostrzem, przeskoczył nad przewracającą się ławą. Kule minęły go, świsnęły tuż obok Białoskórskiego. Jedna trafiła w ikonę Mikołaja Cudotwórcy wiszącą na ścianie za wywołańcem i zapaskudzoną przez muchy, a druga... Iwaszko miał mniej szczęścia. Zaciekawiony przedłużającą się ciszą wystawił łeb spod stołu i dostał prosto w bark; nawet nie jęknął, osunął się na posadzkę zalany krwią. W karczmie podniósł się tumult, zabrzmiały krzyki, wrzaski. Chłopi rzucili się do drzwi, a Ondraszkiewicz, przywykły do zwad i tumultów, przezornie schował się pod szynkwas.

Gintowt roztrącił Rytarowskich, skoczył ku pachołkowi, który ciągle trzymał dymiące pistolety. Czeladnik rzucił je, porwał za szablę, lecz młody szlachcic przemknął tuż obok niego, w przelocie chlasnął go końcem batorówki w brzuch i po boku. Pachołek wrzasnął i zwalił się na podłogę, wył i krzyczał, przytrzymując wypływające trzewia, a jego krew pociekła na białe, wyszorowane deski podłogi.

Rytarowscy skoczyli na Gintowta z dwóch stron. Starszy ciął płasko, z półobrotu w kiść, młodszy z zamachu, wręcz, prosto w łeb i szyję!

Gintowt sparował z brzękiem ostrze młodszego z braci, zawinął się w miejscu i cudem, niemal czartowską sztuczką, umknął spod szabli starszego. Unikając ostrza, schylił głowę, jego kołpak przechylił się i spod podwiniętego otoka na ramię młodzieńca wypadł długi, ciężki czarny warkocz...

Wyskakując przed siebie, Gintowt chlasnął w bok batorówką, rozwalił młodszemu Rytarowskiemu prawe ramię. Szlachcic nawet się nie skrzywił. Wrzasnął tylko i rzucił się w pogoń za młodzieńcem.

Starszy z braci - cięższy i hodowany na piwie - nie zdążył wstrzymać szabli. Chybiając Gintowta, przerąbał łańcuch drewnianego świecznika zwieszającego się nisko z sufitu. Drewniana decha z ogarkami świec spadła z łoskotem na posadzkę, zadudniła na deskach. Bracia puścili się w pogoń za uciekającym. Młodzieniec jak błyskawica wskoczył na ławę, na stół, strącił z niego kufle i miski, A potem, padając na kolana, aby ujść przed ciosem młodszego Rytarowskiego, uderzył szybko jak żmija. Ostrze batorówki ominęło zwodem błyszczącą, poszczerbioną klingę i rozchlastało bok Fabiana. Szlachcic potknął się, wpadł na ławę, zwalił jak ścięty dąb, jęknął z bólu, powstrzymując obficie wypływającą krew.

Achacy skoczył ku Gintowtowi, rycząc z wściekłości przez zaciśnięte zęby. Starli się na środku karczmy, wśród poprzewracanych ław. Rąbali szerokimi zamachami szabel. Rytarowski ciął na odlew, Gintowt zripostował w pierś, Achacy w kiść, a młody szlachcic odskoczył i wyprowadził podstępne cięcie krzyżem, od prawej w górę. Szable zadrżały, zabrzęczały. Karczmarz zza szynkwasu i kilku śmiałych chłopów wyglądających zza okien spoglądało na potyczkę panów.

Tnąc, uskakując i zastawiając się przed cięciami, Gintowt wywiódł Rytarowskiego na środek izby, a potem przestał zadawać ciosy i zaczął się bronić. Achacy podwoił wysiłki, walił jakoby młotem w kowadło, naparł na młodzieńca, a wówczas...

Jednym szybkim ruchem Gintowt kopnął leżącą na ziemi ławę i podsunął ją pod nogi Rytarowskiemu. Szlachcic potknął się, zamachnął w powietrzu rękoma, a potem, gdy wróg naparł na niego z boku, padł na kolana, przeszorował po deskach do stołu... Chciał się jeszcze zerwać, ale było już za późno. Gintowt ciął go z tyłu, rozcinając kołpak, pióro, trzęsień i podgolony łeb... Rytarowski wrzasnął tylko i padł bez ducha na deski.

Gintowt zatrzymał się na środku izby, dysząc ciężko, mokry od potu. Kołpaczek zsunął się z jego głowy, odsłaniając kruczoczarne włosy związane w ciężki, długi warkocz, opadający poniżej pasa. W czasie walki rozplatały się i pękły guzy żupana, odkrywając łabędzią szyję i dwa gładkie, wznoszące się stromo pagórki, wcześniej skrępowane i ściśnięte pod warstwami materii. To właśnie one sprawiły, że pan Białoskórski nie uszedł z karczmy, nie próbował przebić się do drzwi ani rozplatać więzów, a tylko siedział na ławie, wpatrując się w parę drażniąt, z których jedynie drobna część wyjrzała na światło dzienne. Ale nawet ten mały kawałek krągłości pozwalał się domyślać, jak wyglądają, gdy nie są skrępowane ciasno wykrojonym żupanem.

Dziewczyna dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Białoskórski patrzy na nią drapieżnym wzrokiem. Szybko zakryła wdzięki i skoczyła w stronę stołu, przy którym wcześniej siedzieli razem z chłopami. Szlachcic pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Waćpanna - rzekł głosem, w którym przebijał czysty zachwyt - azaliż to jesteś demonem, diabelską sukkubą zesłaną, aby kusić do grzechu prawych rycerzy?

- Jestem diablicą - roześmiała się panna Gintowt. -Wszelako obawiam się, że nie dane ci będzie posmakować moich wdzięków. Jedyna miłośnica, panie Białoskórski, która na ciebie czeka, jest chuda i koścista. Ale za to sprawnie rąbie kosą. Lubisz waszmość takie?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x