Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Białoskórski drgnął. Zdało mu się, że w głosie tamtego zabrzmiała groźba. Uśmiechnął się szyderczo do Gintowta. Podciągnął nogi i chciał wstać.

- Leż!!!

Głos młodzika był zimny i nieprzyjemny. Białoskórski zamarł. Gintowt celował z pistoletu prosto w jego serce. Stary brygant miał bystry wzrok; dostrzegł, że spust ugiął się pod palcem młodego. Wystarczył jeszcze drobny ruch i...

Opadł na plecy i westchnął. Do diaska. Taki młodziak, a gadał jak stary warchoł.

- Ręce do tyłu i bez szutków! Kołtun, Iwaszko! Związać ichmości.

Chłopi bez słów wykręcili Białoskórskiemu ręce za plecy, a potem okręcili mocnymi konopnymi sznurami.

- I po co się szarpiesz, panie Białoskórski? - wysyczał Gintowt. - Czyżbyś nie chciał dojechać żywy do Przemyśla? Zawsze to jeszcze przez parę dni popatrzysz sobie na ptaszki i na drzewa. I podumasz o wolności.

Białoskórski splunął. Zacharczał i zakasłał, a potem zaczął pluć krwią.

- Panie Gintowt - rzekł trochę uleglejszym tonem - po kiego diabła chcesz mnie wlec po górach i lasach? Za moją głowę wyznaczono cenę, dwa tysiące czerwonych. Dostaniesz je, jeśli odstawisz mnie cało do starosty, a przecie po drodze siła się może zdarzyć. Tedy po co ci się trudzić?! Ot, mam tutaj niedaleko zakopaną skrzynię z czerwońcami. Dam ci dokładnie tyle, na ile wycenia mój czerep pan Krasicki - dwa tysiące dukatów. Myślę, że to godziwa zapłata.

- Pomyśl lepiej o modlitwie, a nie o dukatach, panie Białoskórski - wyszeptał Gintowt. - Ja nie ufam waszmości ani trochę. I dlatego - uśmiechnął się zimno - czas, panie bracie, abyś zaczął się wreszcie modlić, bo coraz bliżej nam do Przemyśla, a tam... Doprawdy daję głowę, że kiedy obaczysz zamek starościński i basztę szlachecką, padniesz na kolana i będziesz wyznawał grzechy.

Białoskórski zaklął. Opadł na plecy i wpatrzył się w niebo. Rozprawa z Gintowtem i chłopami okazywała się znacznie trudniejsza, niż myślał.

4. Śmiertelny kunak

Horyłka otworzył oczy. Dym z dogasającego ogniska unosił się prosto w niebo rozjaśniane na wschodzie przez daleki poblask przedświtu. Powoli, ociężale zbliżał się zamglony poranek. Daleko nad górami błyszczały świetliste smugi blasku. Jednak lasy spowijał mrok, a doliny gęsta mgła. Nie było wiatru, nie śpiewały ptaki. Wielki, biały księżyc stał w pełni. Drzewa, konie i śpiący opodal ogniska ludzie - wszystko skąpane było w jego trupim blasku.

Horyłka nie obudził się jednak po to, aby podziwiać dzikie krajobrazy Bieszczadu. Przez chwilę nasłuchiwał oddechów kompanów, sprawdził, czy Gintowt nie czuwa, a potem drapieżnie chwycił sakwę. Szybko rozsupłał sznury i złapał bukłak z gorzałką.

Spojrzał na śpiących. Nikt nie poruszył się nawet. Wszyscy spali z niewinnymi obliczami. Wszak w czasie snu każdy, nawet największy łotr, wyglądał jak anioł... Każdy? O nie... O Białoskórskim nie można było tego powiedzieć. Szlachcic nawet przez sen uśmiechał się drwiąco, szydząc ze wszystkich - z Gintowta, Horyłki, ze starosty Krasickiego, a pewnie też z czekającego go w Przemyślu kata z długim, ostrym mieczem.

Gintowt westchnął przez sen. Horyłka zamarł. Przez chwilę bał się oddychać. A potem wycofał się w stronę drzew. Przy ognisku nie było bezpiecznie. Tamci mogli się zbudzić i z pewnością nie spodobałoby im się to, co robił. Musiał opróżnić flaszę w samotności. Tak jak zwykle. Odkorkował bukłak i pociągnął spory łyk gorzałki. Ufff. Od razu świat stał się weselszy. Nie łupało go już w kościach, nie bolał łeb. Ruszył w dół, do strumienia. Zrazu wymijał strzeliste, gładkie pnie ogromnych drzew, a potem, kiedy zszedł nisko nad wodę, znalazł się pod poskręcanymi gałęziami zrośniętych, splątanych buków. Martwe światło księżyca wydobywało z mroku wygięte, rozczapierzone kikuty starych drzew, a nad powierzchnią strumienia unosiła się delikatna mgiełka.

Coś zaszeleściło w ciemności. Horyłka odwrócił się błyskawicznie, przytulając do piersi swój największy skarb - bezcenny bukłak z przepalanką. Coś poruszało się wśród drzew... Pewnie puszczyk albo sowa. A może lis?

Horyłka pociągnął solidnie z bukłaka. Pił, pił i pił, aż wreszcie wszystkie kolory wokół niego wyostrzyły się, a nocne szmery stały się głośniejsze.

Przeszedł do miejsca, w którym strumyk szumiał cicho wśród kamieni.

Plusk wzburzył powierzchnię wody. Coś zaszumiało z tyłu. Gałęzie buków, złych buków szeleściły, choć nie było wiatru. Horyłka zaniepokoił się, rozejrzał po splątanym, nieprzyjemnym lesie.

Coś było tam, pod drzewami. Przemykało się w mroku niewidzialne jak upiór, przebiegłe jak wilk i bezlitosne jak wołoski brukołak... To coś było w bukach albo pomiędzy nimi... Tkwiło w bezlistnych gałęziach wiekowych, starych drzew, czaiło się w mroku między potężnymi pniami głodne i spragnione. Wszystkie włosy na głowie Horyłki stanęły dęba. Cofał się tyłem przerażony. Wiedział, że zrobił źle, że nie powinien oddalać się od obozu, ale teraz było już za późno. Zza pleców usłyszał brzęk stali. A wówczas zgarbił się, skulił, obiema rękami tuląc do piersi bukłak, i odwrócił wolno...

- Pani! - zaszlochał, gdy wstrząsnął nim dreszcz. -P-p-p-p-p-p-a-n-n-n-n-i. Ja nie... Ja nic... To horyłka... To ona...

Posępna postać nie poruszyła się.

- Ja nie... Nie... - zaszlochał Horyłka.

Tumany mgły wzniosły się na chwilę nad potokiem, przesłoniły księżyc. W ciemności rozległ się krótki, urywany świst stali, a potem doliną wstrząsnął przerażający, piskliwy okrzyk Horyłki...

Czerwona, parująca krew trysnęła na kamienie, zmieszała się z wodą potoku...

5. O świcie

Zerwali się wszyscy jak na komendę. Pierwszy Białoskórski, po nim Iwaszko, a potem Kołtun. Spojrzeli w noc zalęknieni. Iwaszko wstał.

- Horyłka!

- Spił się, gorzałecznik! - syknął Kołtun. - Dam ja didowi...

- Ciiii! - szepnął Iwaszko. - Pilnuj więźnia.

Porwał czekan leżący obok ogniska i skoczył w stronę drzew. Wpadł pod pierwszy z buków i... zderzył się z czymś miękkim, ale mocnym. Siła uderzenia odrzuciła go w bok, aż przyklęknął na żółtych liściach. Nawet nie zdążył się przerazić...

To Gintowt stał w cieniu drzew z obnażoną szablą w prawej i pistoletem w lewej ręce. Młody szlachcic patrzył w mrok, nasłuchiwał.

- Co się dzieje?

- Cicho - szepnął Gintowt. - Horyłka gorzałkę zabrał. Poszedł pić. Ja już wiedziałem, co się święci.

- Chryste pomyłuj! - Iwaszko przeżegnał się nabożnie. - Dytko go dopadł i zadusił... Hore nam! Hore!

- Gdzie Kołtun?

- Ślachcica strzeże.

- Bierz czekan, chamie - syknął Gintowt. - Tyły mi osłaniaj. Idziemy!

Ruszyli w mrok. Na niebie rozwidniało się. Powoli wstawał dzień, blask księżyca zbladł, skurczył się... Zeszli w dolinę, pod gałęzie wiekowych buków, a Iwaszko przeżegnał się znowu, widząc przerażające, mroczne sylwetki drzew.

Gintowt szedł śmiało. Wstąpił w mgłę, ominął kamienie sterczące na brzegu strumienia. Przed nimi otwarła się duża polanka skąpana w księżycowym świetle... Od razu spostrzegli ciemny kształt w chłopskiej świtce. Gintowt skoczył ku niemu, pochylił się i zadrżał.

Horyłka leżał na ziemi, pocięty, posiekany niemal na kawałki. Odcięta prawa ręka ściskała ciągle bukłak z gorzałką. Wytrzeszczone oczy patrzyły prosto w niebo, a na wargach zastygła rubinowa krew... Ciało było pokryte czerwoną, gęstniejącą posoką.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x