Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jacka Dydyńskiego, stolnikowica sanockiego, zwano w Ziemi Sanockiej Jackiem nad Jackami, nie znano bowiem lepszego odeń mistrza w szabli. Dydyński trudnił się zaś zawodem tyleż zacnym, co pożytecznym. Był bowiem zajezdnikiem, a profesja ta sprawiała, że szanowano go w całym powiecie.

Jacek nad Jackami był mistrzem w urządzaniu zajazdów. Jeśli któryś z panów braci zamierzał wyegzekwować zbrojnie wyrok sądowy, obronić się przed napaścią sąsiada lub zagarnąć cudze włości, wystarczyło, iż dał znać Dydyńskiemu, a pan Jacek szybko stawał na wezwanie ze zbrojną asystą. Dydyński był honorowy i nigdy nie łamał danego słowa, nigdy nie zdradził pracodawcy. Polegaj na Dydyńskim jak na Zawiszy - powiadano w karczmach w Sanoku. Dydyńskiego na was trzeba! - krzyczał w złości pieniacz, drąc w strzępy pozew, który właśnie przysłał mu krewny lub sąsiad zawalidroga. Jeszcze was Dydyński nauczy! - zapowiadał zagonowy szlachetka rugowany z dóbr przez możnego magnata.

Nic więc dziwnego, że Jankiel zadrżał na widok tak znamienitej persony. Tymczasem Jacek nad Jackami podszedł do szynkwasu, po czym zaczął wpatrywać się w Żyda zielonkawymi oczyma. Żyd co tchu napełnił najlepszy kufel biłgorajskim piwem. Dydyński ujął go, upił trochę, a potem odstawił.

- A czegóż to jaśnie wielmożny pan uważa? - zaczął Jankiel. - Czymzie to ja, phosty Zid, mogę usłużyć wasiej wielmoźności?

- Chciałbym z tobą pogadać, Jankiel - uśmiechnął się Dydyński. - A jak myślisz, o czym mogą gawędzić Żyd i szlachcic? O arendzie? O pieniądzach? O pożyczce i lichwiarskich procentach? O gładkości dziewek w Lutowiskach? Przyznaję, już sprawdziłem - są gładkie. Wybacz tedy, ale wybiorę inny temat. Dla przykładu, zacny Jankielu, czy był w twej karczmie ostatnio jakiś możny szlachcic? I czy zwał się może Białoskórski? Żyd rozejrzał się dokoła, szukając wsparcia.

- Zięby ja wsiśtko wiedział, to ja ho, ho, habinem by został. Nu, ja powiem, wsiśtko powiem. Był tu jaśnie pan Białoskóhski. I on z innym ślachcicem odjechał. A ja nie wiem, kto to był. Bo ja nie wściubiam nosa między dźwi. Bo mnie nić do sphaw wielikich panów. Bo ja tylko aby pieniądz bhać. Dobhy pieniądz. Talah, złoty czehwony, holendehski talah, shebhny ghosz. A już tehnahów i sielągów obehźniętych nie biohę. Bo widzi pan ślachcić, jeden dobhy pieniądz hobi dhugi dobhy pieniądz. A jak są hazem dwa pieniądza, to się z nich hobi tzieci.

- Toteż mnie właśnie o pieniądze idzie. - Dydyński położył na szynkwasie sakwę wielką jak snopek pszenicy. - Ta kaleta ledwie na kwałki nie pęknie. Czas jej ulżyć i do innej kabzy złoto przesypać.

- Ho, ho, ja to widzę - rzekł Jankiel ze smutkiem i aż łezka zakręciła mu się w oku. - Ale ja nic pohadzić nie mogę. Ja nic nie wiem. I - powiem więcej - ja nie chcę nic wiedzieć.

- Trudno. - Dydyński nie wyglądał na zawiedzionego. - A może pamiętasz, kim był ów szlachcic, co odjechał z Białoskórskim?

- Młody panicz, ubogo odziany. Ja go nigdy nie widziałem.

Dydyński przymknął oczy. A potem uśmiechnął się wesoło, odstawił niedopite piwo i rzucił na szynkwas srebrnego grosza.

- Bywaj, Jankiel.

Szlachcic szybko ruszył do drzwi. Szedł, brzęcząc ostrogami, postukując żelaznymi podkówkami butów o drewniane, nieheblowane deski podłogi.

- Panie Dydyński!

Jacek zatrzymał się. Dobrze wiedział, kto go okrzyknął. Ledwie wszedł do karczmy, od razu wśród gości zauważył znajomą gębę.

Z ławy pod ścianą wstał ogromny szlachcic w karmazynowym żupanie. Nieznajomy nie miał lewego oka - zasłaniał oczodół skórzaną opaską. Gdy szedł ku Dydyńskiemu, deski dudniły głucho pod jego ciężarem. Szlachcic nie miał prawej nogi - pod kolanem kończyła się drewnianym kulasem. Dla równowagi mężczyzna wspierał się na długim nadziaku. Gdy szedł, biesiadnicy w karczmie ustępowali mu z drogi. Wystarczyło spojrzeć na jego paskudną gębę ozdobioną szramami, na wąsiska i krótką czarną brodę, aby przekonać się, że nie był to pierwszy lepszy szlachetka z zaścianka. Jego kompani - wąsaci rębajłowię o podgolonych wysoko czuprynach, patrzyli spode łbów na Dydyńskiego.

Ogromny szlachcic położył wielkie łapsko na ramieniu pana Jacka. Odwrócił go ku sobie powoli, ale stanowczo. Dydyński nie sięgnął jednak do szabli.

- Turcy mi oko wyłupili - rzekł beznogi szlachcic - więc mało co widzę. Ale ty, panie Dydyński, nie jesteś ślepy! Czy mnie tak łatwo można przegapić, panie kochanku? Czyja w ogóle nie zwracam uwagi?

- Witajcie, panie Kulas.

- A dokąd to drogi prowadzą? Do zamtuza? Do karczmy? - pytał Jakub Hulewicz, zwany w całej Ziemi Sanockiej Kulasem.

- Nieważne. Ale zapewniam waści, że nam nie po drodze.

- Szkoda, panie kochanku, bo w tej służbie, w której przebywam, wysoko można zajść.

- Mniemam, że nawet zbyt wysoko.

- Mój pan, starosta zygwulski, zły jest na ciebie, panie Jacku - rzekł Kulas. - Żal go bierze i melankolia, żeś służby mu odmówił i do Korniaktów przystał, do jego wrogów zaciętych.

- Eąues polonus sum. Wolny jestem i temu służę, komu mi się podoba!

- I żeś naszą kompanią wzgardził - ciągnął Kulas nieco głośniej. - A co my, śmierdzimy ci, panie Dydyński? A może nie smakuje ci nasz miód i piwo?

- Jak nie smakuje, to gardło rozerżniemy - zarechotał Pamiętowski, jeden z kompanów Kulasa, znany w całym województwie ruskim paliwoda, skazany na banicję za zajazd, zabójstwo dwóch szlachty i udział w rokoszu wojewody Zebrzydowskiego.

- Pan Dydyński już do pałaców przywykł - rzekł. - I do chędożenia dziewek w bielutkiej pościeli. I jego obyczaje już pańskie, a nie nasze, proste, szlacheckie.

- Już mu franca na lica bije - zapiszczał cienko mały i chudy Pisarski, świdrując Dydyńskiego kaprawymi oczkami. - To od sodomijej z pludrakami.

Kulas uciszył i tego kompana jednym skinieniem ręki.

- Mam ja ci dwie sprawy do przekazania, panie bracie. Primo, pan starosta zygwulski prosił ci donieść, panie Dydyński, żebyś mu się na zamku w Łańcucie ani na włości nie pokazywał. Bo jak cię zobaczy, to go znowu melankolija tknie. Melankolija straszna to jest przypadłość. A melankolijej starosty nic lepiej nie uleczy niż wieść o tym, iż pewien młody panek zwany Jackiem nad Jackami wziął szablą po łbie od pana Kulasa. A pan Kulas nie miał innego wyjścia, gdyż staroście zygwulskiemu służy, a co pan każe - sługa musi!

- To już wszystko?

- Czekajże, jeszcze nie skończyłem. Secundo, panie Dydyński, radzę ci poniechać Białoskórskiego i owego młodzieniaszka, który się przy nim wiesza.

- Tego szaraczka, co z nim razem wyjechał z Lutowisk? A po cóż ci on, panie bracie?

- To już nie waści interes. Ja jeno dobrze radzę i po przyjacielsku napominam, cobyś wasza mość ostawił ich w spokoju.

- Obaczymy. Ale dzięki za dobrą radę.

- Zatem z Bogiem, panie bracie.

Kulas odwrócił się i podszedł do swoich. Z zamachu palnął w ucho Pisarskiego, który bezczelnie zajął jego miejsce na ławie. Szlachetka padł na podłogę, przewrócił kufle i zarobił jeszcze kilka szturchańców.

8. Kompania Dydyńskiego

Przed karczmą w Lutowiskach było pełno ludzi. Jarmark trwał w najlepsze, wokół kramów kręcili się ludzie, ryczało prowadzone na targ bydło, gęgały gęsi, kwiczały świnie, a woźnice obrzucali przekleństwami chłopów, którzy niechętnie ustępowali im z drogi. Dydyński skierował się ku sagom z drewnem, przy których zgromadził się spory tłumek złożony z chłopów, Cyganów, Rusnaków i kilku Pogórzan. Wszyscy pochylali się nad beczką, przy której trwała właśnie gra w cetno i licho. Gruby, podstarzały Kozak o rumianej gębie, wygolonym łbie i osełedcu zakręconym wokół ucha rywalizował zawzięcie z chudym i szczupłym sabatem zza węgierskiej granicy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x