Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Jak reszka, to na Przemyśl pojedziemy! - zakrzyknął. - A jak korol, to na Ralskie.

Nie bardzo wiadomo było, czym różniła się reszka od króla, bo na obydwu stronach monety były podobne znaczki. Jednak gdy moneta brzękła i upadła na stół, Szawiłła uśmiechnął się od ucha do ucha i zakrzyknął:

- Na Ralskie!

Mikłusz i Dydyński złapali za kufle.

- No to na Ralskie - zadecydował Dydyński i jednym tchem osuszył naczynie do połowy.

11. Białoskórski przerażony

Po rozstaniu z Kołtunem Eufrozyna przestała się spieszyć. Był już prawie wieczór, a oni nie dojechali jeszcze do Hoczwi. Zatrzymali się na popas nad Sanem, na kamienistym pagórku w pobliżu rzeki. Szlachcianka zsiadła z konia, przecięła więzy na nogach Białoskórskiego i zepchnęła go z wierzchowca tak mocno, że szlachcic zwalił się na kamienie. Dziewczyna rozkulbaczyła konie i puściła je, by podjadły trochę wyschłej trawy, a sama chwyciła olstra z pistoletami, jakąś wypchaną sakwę i zeskoczyła po głazach na brzeg rzeki. Białoskórski widział, jak zaczerpnęła ręką wody, a potem... To, co stało się potem, sprawiło, że przeszły go ciarki. Panna Eufrozyna Gintowt zrzuciła żupanik, giezło i poczęła obmywać się w rzece.

Infamis patrzył. Spoglądał łakomym wzrokiem na jej krągłości, uformowane jak kopułki w najpiękniejszej cerkwi Bieszczadu, a nade wszystko to, czego nie widział z bliska, gdyż leżał zbyt daleko - wdzięczny gaiczek kryjący źródełko miłości, gotowe napoić spragnionego konika...

Jasny szlag!

Nagle Białoskórski zamarł. Zobaczył kątem oka, że z juków rzuconych niedbale na kamienie kilka kroków dalej wystawała rękojeść jego szabli.

Swawolnik wstał z trudem. Powoli, ostrożnie przesuwał się w prawo, wpatrzony w sylwetkę panny Gintowt tam, na dole. Jeszcze chwila, jeszcze moment...

Dotarł do szabli. Opadł przy niej i związanymi z tyłu rękoma chwycił rękojeść.

Nagle w płucach mu zarzęziło, zakrztusił się śliną i krwią, serce zabiło mu niespokojnie. Do wszystkich diabłów, brakowało tylko tego, aby zakasłał i zwrócił na siebie uwagę. Z wysiłkiem zdusił oddech, wyciągnął ostrze do połowy, oparł o nie więzy i począł przesuwać w górę i w dół.

Zachrypiał, bo w płucach znów zarzęziło mu głośno. Przeklęte suchoty dopadły go przed ośmioma laty, na wyprawie na Wołoszczyznę. Zmagał się z nimi, udawał, że nie dzieje się nic wielkiego, ale i tak wiedział dobrze, że przez te przeklęte płuca przyjdzie mu kiedyś zatańcować ze śmiercią. Jednak jeszcze nie dziś, jeszcze nie teraz.

Niżej, na brzegu rzeki, Eufrozyna zamarła. Stała i nasłuchiwała. Czarne plamy zawirowały przed oczyma Białoskórskiego. Czekał z napięciem na każdy ruch panny Gintowt. Jednak... Jednak szlachcianka się nie odwróciła.

Więzy poluzowały się, osłabły!

Jeszcze chwila, jeszcze jedno mgnienie oka...

Eufrozyna wróciła do mycia, odrzuciła w tył długie, czarne, mokre włosy...

Więzy puściły. Białoskórski odskoczył w bok, porwał swoją szablę. Zwykle taką broń nazywano zygmuntówkami, od imienia Jego Królewskiej Mości Zygmunta III, pan Maciej jednak, były rokoszanin, obrońca wolności i przywilejów, nie lubił monarchy, który przeniósł stolicę Rzeczypospolitej ze wspaniałego Krakowa do zaściankowej, mazowieckiej Warszawy. Dlatego zamiast zygmuntówką nazywał swoją szablę rokoszanką.

W tej chwili nie miało to jednak wielkiego znaczenia. Pan Białoskórski stał, wpatrując się w Eufrozynę, która na brzegu Sanu ochlapywała się wodą. Wywołaniec roztarł zesztywniałe dłonie, splunął, rozkasłał się, a potem ruszył do tyłu. Odwrócił się, powoli wszedł między drzewa i... Krzyknął z przerażenia!

Eufrozyna stała przed nim!

Sama!

Z szablą!

W delii!

Nie była to już panna z zapyziałego zaścianka, która w męskim przebraniu zgłosiła się w Lutowiskach, aby zawieźć Białoskórskiego do starosty. Eufrozyna zmieniła się, spotężniała... Nie miała na sobie spłowiałego, przykrótkiego żupanika, ale karmazynowa delię obszytą czarnym wilczurem, rysi kołpak, dostatni czerwonawy żupan przepasany wzorzystym pasem.

Panna krzyknęła ostrzegawczo i cięła. Białoskórski w ostatniej chwili sparował uderzenie. Było tak silne, że rzuciło go w tył. Nim zdołał unieść broń, Eufrozyna chlasnęła znowu; z zamachu odbiła ostrze Białoskórskiego w bok, pchnęła szlachcica na ziemię, poprawiła uderzeniem płazem i wybiła przeciwnikowi rokoszankę z dłoni. Szabla wyleciała łukiem, obróciła się w locie, zafurkotała i wbiła w pień wiekowego buka, zakołysała. Białoskórski chciał odskoczyć - nie zdążył. Dziewczyna była szybka jak żmija, okręciła się jak turecka tancerka, zamierzyła szablą, ale nie uderzyła ostrzem! Z całych sił walnęła Białoskórskiego w łeb płazem szabli. Szlachcic zachwiał się, chwycił Eufrozynę za kołnierz, a w tej samej chwili panna Gintowt z zamachem uderzyła go w pierś i poprawiła kopniakiem.

Białoskórski upadł na bok, zacharczał, splunął krwią. Szlachcianka przyskoczyła bliżej. Obojętnym ruchem kopnęła go w brzuch. Gdy infamis się poderwał, dostał w twarz, zwalił się na ziemię, przeturlał. Kopniak rzucił go dalej, po kamieniach. Białoskórski otrzymał cios płazem w łeb, wypluł dwa zęby, przewalił się na bok i wtedy niewiasta dokopała mu jeszcze w bok, aż chrupnęły żebra. Swawolnik jęknął, a potem zawył boleśnie.

Stanęła nad nim dumna, blada, z gniewem płonącym w pięknych czarnych oczach.

- Pamiętasz mnie?! - syknęła jak harpia. - Pamiętasz, psi synu, wierszokleto za trzy grosze? Pamiętasz, jak zabrałeś mnie z domu, jak prawiłeś dusery? Nazywałeś wielką miłością?! A potem osławiłeś jak zwykłą przechodkę, jak parszywą meretrycę na gościńcu pod Lwowem.

Białoskórski zadygotał. Jezu Chryste! Tak... To była ona... Szlachecka córka, którą zbałamucił... Kiedy? I która to była? Do diaska, Białoskórski nigdy nie zaprzątał sobie tym głowy. W swoim życiu pozbawił wianka tylu niewiast, że nie mógł się doliczyć, czy była to Sonka spod Halicza, panna Zofia z senatorskiego rodu, małżonka kasztelana albo wojewody, czy też zwykła nadobna mieszczaneczka z Sanoka?

- Wy... wybacz, waćpanna - skłamał przez poranione wargi. - Ja nie... chciałem. Ja cię naprawdę miłowałem... Ja byłem głu...

Dopadła do niego szybciej, nim zdołał skulić się między kamieniami. Dwa celne kopniaki i uderzenie płazem szabli pozbawiły go tchu.

- Siedem lat, skurwysynu! Siedem lat czekałam na chwilę, gdy będę mogła zabrać cię tam, gdzie odpokutujesz za wszystkie swoje grzechy! Straciłam wszystko, sprzedałam nawet mą własną duszę, aby tylko odpłacić ci pięknym za nadobne.

Eufrozyna przyłożyła szlachcicowi sztych szabli do szyi, przycisnęła tak mocno, iż Białoskórski nie był w stanie nawet drgnąć.

- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, panie Białoskórski. Pozwól, waść, że będę twoim preceptorem w czasie naszej krótkiej podróży. Oto pierwsza nauka. Tak właśnie wygląda strach. Posmakuj go, panie bracie, bo tam, dokąd się wybierasz, będzie go co niemiara.

- Dokąd jedziemy? - wychrypiał Białoskórski. - Do piekła?

- Pojedziesz teraz bez więzów. Jednak nie próbuj uciekać. Zrobisz krok w prawo albo w lewo, a połamię ci wszystkie kości. Umiem to zrobić tak, byś mógł poruszać się jedynie, pełzając, jak glista albo padalec, ale pozostał żywy. Bo zaprawdę dowiozę cię żywego tam, gdzie zapłacisz za wszystkie swoje grzechy!

Białoskórski nie pomyślał nawet, że mógłby raz jeszcze spróbować ucieczki. Bał się, bał się tak, jak jeszcze nigdy w życiu. A strach był uczuciem prawie nieznanym jego duszy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x