Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Foremny z waćpanny hajduczek, tfu, co mówię, czeladniczek z najprzedniejszej chorągwi! Nie myślisz waćpanna nadłożyć trochę drogi? Wielce rad powitałbym cię w mej kompanii.

Spojrzała na Białoskórskiego spod zmrużonych powiek i zważyła w ręku zakrwawioną szablę.

- Dziaduś mawiał, że co koń, to Turek, co chłop, to Mazurek, co czapka, to magierka, a najlepsza szabla zawsze węgierka - powiedziała, ocierając batorówkę o połę żupana młodszego Rytarowskiego. - Więc waszmość nie zbaczaj z tematu, jeno godzinki odmawiaj, bo Przemyśl już blisko.

- A jak waćpannie na imię?

- Dla waści niechaj będę Eufrozyną.

- Piękne imię.

- Za ładne dla ciebie, panie Białoskórski.

- A więc, panno Eufrozyno, trzy tysiące.

- Co takiego?

- Trzy tysiące czerwonych za puszczenie mnie żywego. Płatne w gotowiźnie. To więcej, niż daje za mój łeb starosta Krasicki.

- O nie, panie Białoskórski - wyszeptała Eufrozyną. - To za mało, o wiele za mało.

- Cztery?

- My, panie Białoskórski, mamy niewyrównane porachunki. O czym chyba waść zapomniałeś?

- Co takiego? O czym waćpanna mówisz?

- Jeszcze mnie sobie przypomnisz, panie Białoskórski. Mamy czas. A teraz siedź i milcz!

Ondraszkiewicz, dla którego pańska zwada w karczmie nie była niczym niezwykłym, skoczył do komory, aby zebrać pajęczyn, a potem przedsięwziął środki zwyczajne w takiej krotochwili. Białoskórski zobaczył przez otwarte okno, że do karczmy zmierzał już Żyd cyrulik z wielką torbą, pachołkowie poczęli wynosić pobitych Rytarowskich, hrabiego i pachołka, a dziewki służebne przytargały cebry z wodą i poczęły szorować deski szmatami, aby zmyć krew. W izbie zapachniało mydlinami i ługiem. Panna Gintowt trąciła podkutym butem Kołtuna, który schylił się, aby zgarnąć sakiewki Rytarowskich.

- Ejże, chłopie! - rzekła. - Zapomnieliście się chyba! Toż nie godzi się takiego dobra rabować. Srogo skarałby was za to dziadunio. Konie siodłaj!

Kołtun pokiwał głową, a potem popędził do stajni. W zwykłych okolicznościach nie byłby taki prędki, zwłaszcza że równie jak Białoskórski zdziwiony był zgoła diabelską przemianą Janusza Gintowta w Eufrozynę. Jednak kiedy przypomniał sobie, jak chwacko dziewczyna rozprawiła się z Rytarowskimi, zgiął się w pas i popędził do stajni.

- Dziadunio mawiał, że komu w drogę, temu czas. - Eufrozyna zbliżyła się do Białoskórskiego. - A że wasz czas, panie Białoskórski, się zbliża, to rzecz pewna. Już tam kat na was czeka, a i mieszczanie radzi by nowe igrzysko zobaczyć.

Białoskórski splunął siarczyście. Ale to w zasadzie było jedyne, co jeszcze mógł uczynić. Wciąż miał przed oczyma rozprawę z Rytarowskimi i tak naprawdę nie mógł uwierzyć, że ta mała szlachcianeczka tak szybko dała sobie radę z czterema rosłymi swawolnikami. Doprawdy zapowiadała się ciekawa krotochwila.

7. Jacek, nad Jackami

Janko muzykant wpadł do karczmy Jankiela, potknął się o próg, ledwie nie wyrżnął głową w szynkwas, a potem chwycił za krawędź grubej deski i wydyszał wprost w twarz Jankielowi:

- Pan Dydyński przyjechał!

Żyd kolejny raz przeklął chwilę, w której Białoskórski przekroczył próg jego karczmy. Przeklinał ją regularnie od czasu, gdy wieść o tym, iż w Lutowiskach pochwycono jednego z największych warchołów Ziemi Sanockiej obiegła wszystkie okoliczne wioski i dwory. Od rana jego karczma przeżywała prawdziwe oblężenie. Gdyby jeszcze zawitali do niego w gościnę chłopkowie, chcący posłuchać opowieści Janka muzykanta, który nadymał się i pysznił, jakby to właśnie on sam jeden schwytał groźnego swawolnika, Żyd zacierałby ręce z uciechy, spodziewając się dużego zarobku. Niestety, do karczmy wpadali sami zawalidrogi z gościńca, którzy wiedzieli o nagrodzie, jaką wyznaczył za Białoskórskiego starosta Jerzy Krasicki, i liczyli, że odbiją hultaja, a potem sami dostarczą go do Krasiczyna lub do Przemyśla. Każdy z nich pokrzykiwał na biednego Żyda, pobrzękiwał szabelką, a gdy Jankiel wymigiwał się od odpowiedzi, spadały na niego połajanki i groźby, targano go za pejsy i brodę, grożono biciem, wylewano wino, nie płacono za trunki, przewracano stoły i ławy. Gdyby Jankiel wiedział, że taki obrót przybierze sprawa, nigdy nie wymyśliłby planu, aby pojmać Białoskórskiego, ani nie powiedziałby o tym Kołtunowi. A tak miał teraz wielki kram. I prawie żadnego geszeftu!

Bladym świtem, jeszcze w nocy, wpadli do karczmy bracia Rytarowscy ze swym kompanem Ronikierem, mieniącym się samozwańczym hrabią z Ronisławic, leżących gdzieś między Psimi Kiszkami a Berdyczowem. Przycisnąwszy Żyda i Janka, pognali na złamanie karku do Czarnej, choć Jankiel łgał sprytnie, iż Białoskórskiego porwali nieznani szlachcice i wywieźli wprost do Baligrodu. Po Rytarowskich przyjechał stary Kozak Dytko i jego trzej synowie - wszyscy szelmy i hultaje najmujący się szlachcie do zajazdów i egzekucji. W czasie ich odwiedzin Żyd stracił zęba i pół brody, a Janko miał podbite oko i naderwane uszy. Potem wpadł z krótką, lecz bynajmniej nie przyjacielską wizytą pan Policki ze swoimi ludźmi. Później byli jeszcze jacyś obszarpańcy, powiadający się towarzystwem z chorągwi kwarcianej starosty Jana Potockiego, choć w oczach Jankiela nie wyglądali nawet na obozowych ciurów. Gest i fantazję jednak mieli całkiem jak husarze - zażądali najlepszego jadła i napitków, palili z jedynego bandoletu, jaki mieli, omal nie spalili karczmy i, rzecz jasna, nie zapłacili za biesiadę. Potem, po południu, przyjechał wielki i gruby szlachcic z jednym okiem i drewnianą nogą, na szczęście nie rozbijał się i nie wybierał nigdzie, ale pił tęgo wraz z kompanami, krzyczał, zaczepiał chłopów i dziewki, a od pieśni wywrzaskiwanych zapitymi, ochrypłymi głosami przez jego ludzi spuchły Jankielowi uszy.

Nic dziwnego zatem, że gdy Janko muzykant wykrzyczał nowinę o tym, kto przybył, Jankiel poczuł, że grunt usuwa mu się spod nóg. Żyd złapał się za brodę i pejsy i stał jako obraz nędzy i rozpaczy, dopóki drzwi do izby gościnnej nie otwarły się szeroko i nie stanął w nich gość zapowiadany przez muzykanta.

Jacek Dydyński z pozoru nie wyglądał groźnie. Był średniego wzrostu, śniady, szczupły, zwinny jak kot. Po wysokich, usztywnionych czerwonych cholewach safianowych butów znać było po nim zamożnego pana. Dydyński odziany był w zielonkawy, szamerowany żupan szyty z przedniego adamaszku, zapinany na skrzące się guzy z pętlicami. Na żupan zarzucił ferezję podbitą lamparcim futrem, z wielkim kołnierzem spływającym aż do połowy ramion. Na podgolony wysoko łeb wcisnął rysi kołpak ozdobiony czaplim piórem i trzęsieniem. Na prawym przedramieniu nosił lśniący karwasz szmelcowany na czarno, zdobiony w liście i gwiazdki. Szlachcic przepasany był szerokim, ciężkim pasem kolczym, przy którym wisiały: pistolet, prochownica i szabla. Nie była to jednak zwykła, ciężka batorówka ani zygmuntówka o krótkim, prostym jelcu, ale czarna szabla husarska, która dopiero wchodziła w modę i uzbrojenie. Jej jelec zakrzywiał się u jednego z końców w kabłąk, który osłaniał wierzch dłoni i dochodził prawie do kapturka, a kształtne wąsy opuszczały się na krzywą klingę. Oprawiona w czarną skórę i srebro szabla miała jeszcze paluch, to jest mały kabłąk przy jelcu na kciuk. Dzięki temu w rękach doświadczonego szermierza chodziła jak błyskawica - gdy pan Dydyński chciał podgolić zawalidrogę, uderzała z wielką siłą, a jeśli wyłuskiwał szablę z rąk hajduka czy pachołka, dzięki paluchowi błyskawicznie przechodził od zastawy do cięć z łokcia i nadgarstka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x