Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie uspokoiła!

Chmielnicki zaległ w Czehryniu jak wilk w jamie osaczony przez charty, ale Ukraina nie chciała spokoju. Na Zadnieprzu, Bracławszczyźnie i Podolu czerń i mołojcy mieli Chmielą dokładnie tam, gdzie kończyły się plecy, a poczynały brudne zadki, które przy lada sposobności wypinali na wojska koronne. Z Kozaków pozostających poza regestrem, z Tatarów, którzy nie wrócili na Krym, ze zbiegłej czeladzi chorągwi koronnych, czerni i chłopów, którzy nie chcieli wracać pod władzę starostów, potworzyły się swawolne kupy i watahy, które rzucały się na dwory szlacheckie, miasta, a czasem nawet na chorągwie lackie. Buntowali się przeciwko Chmielnickiemu pomniejsi watażkowie kozaccy, zbóje, rezuny, swawolnicy i hultaje - Aleksandreńko i Czuhaj pod Barem; Buhaj, który z watahą czerni palił i rabował dwory na Zadnieprzu. A wśród Kozaków podnosili się po kolei - niby łby stugłowej hydry - Wdowiczeńko, Półtorakożucha, a nawet Bohun, krzyczący, iż hetman zdradził Zaporoże. Z częścią z nich Chmielnicki przeprowadził zwykły zaporoski dyszkurs, to znaczy za łaską Bożą wygolił do szczętu, część z rezunów rozbiegła się jednak jak Ukraina długa i szeroka, znajdując schronienie w jarach, stepach, borach i zbuntowanych miastach.

Żołnierze koronni wrócili nad Dniepr po trzech latach, aby zamiast dworów, zamków i kościołów ujrzeć ruiny i pogorzeliska, trupy pomordowanych, opustoszałe pola, sąsieki i spichrze, złupione miasta i zdziczałe kupy pospólstwa. I wtedy rozgorzał gniew szlachecki - za porabowane dwory, pohańbione panny, za dzieci szlacheckie wyrżnięte ukraińskimi kosami, sprzedawane w niewolę Tatarom, za gwałty i swawoleństwa. Żołnierze znosili watahy czerni ogniem i żelazem, palili futory i miasteczka, wbijali rezunów na pale, wieszali na przydrożnych krzyżach, odrąbywali ręce, rujnowali cerkwie i monastery, bili i grabili jak w okupowanym kraju, a nie w zbuntowanej prowincji Rzeczypospolitej. Ukraina przymierała głodem, zniszczona przez wojnę, pożogi, deszcze i przemarsze wojska. Bochenek chleba szedł po cztery złote, a za kwartę prostej gorzałki - byle tylko mógł jej dostać - po złotych osiem płacono.

Przez taki właśnie zdziczały kraj szedł Dydyński z Machnówki ku Barowi, wiodąc komunikiem chorągiew pancerną. Pierwsze ślady Baranowskiego znaleźli dopiero wieczorem następnego dnia po wyjściu z obozu pod Machnówką. To było w stepie, za Przyłuką, przy jednym z licznych jarów rzeczki Olszanki, a może Kobylni.

Jako pierwsze uwagę towarzystwa zwróciły ptaki.

Ogromne stado wron, kruków i kawek wirowało nad stromym jarem. Zniżały lot, znikały za wierzchołkami drzew, a potem podrywały się do lotu, nie robiąc sobie nic z obecności zbrojnych. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, co to znaczy. Dopiero kiedy Dydyński i jego pancerni zjechali do rozległego jaru, konie zachrapały ze strachu, a jeźdźcom włosy stanęły dęba.

Jan był na wojnie od dwóch lat. A jednak to, co ujrzał, sprawiło, że zdjął z głowy szlachecki kołpak zwieńczony trzęsieniem z diamentem i przeżegnał się. Jadący obok niego namiestnik Bidziński, rodowity Mazur spod Sochaczewa, na którym krwawe i okrutne kaźnie robiły równie wielkie wrażenie co bicie wieprzy na rozdzimym folwarczku, począł szeptać pacierze.

Wąska droga wijąca się dnem jaru obstawiona była świeżo ciosanymi, zakrwawionymi palami. Na ich szczytach tkwiły nieruchomo, czasem zaś wiły się, skręcały w boleści, rzucały w drgawkach ciała ukrainnych rezunów. Byli to chłopi, młodzieńcy, starcy, niewiasty i mołodycie w świtach z szaraczyny, sirakach i kożuchach, bekieszach i rańtuchach, a czasem obdarci do naga. W jarze znać było ślady walki - tu i ówdzie leżały ścierwa martwych koni, czasem porzucona chłopska broń - kosy osadzone na sztorc, masłaki, spisy, siekiery.

- Baranowski - wycharczał Bidziński. - On to sprawił.

- Baranowski... - szło z ust do ust słowo powtarzane przez towarzyszy i pocztowych.

Las krwawych pali nie był najstraszniejszą częścią tego theatrum. Rotmistrz oszczędził dzieci. Małe, brudne, w poszarpanych świtkach, w zakrwawionych koszulach kuliły się przy krwawych palach. Jedne szlochały, chwytały za nogi swych rodziców, nawoływały ich nadaremnie, krzyczały z boleści, tarzały się w błocie i krwi, modliły, a czasem bezsilnie potrząsały drągami, myśląc, że uwolnią bliskich. Nadaremnie. Ich matki i ojcowie byli martwi albo konali na palach, krzyczeli, czasem przyzywali dziatki lub szlochali, widząc, jak ich synkowie i córki wyciągają do nich ręce, jak padają na kolana w wielkiej rozpaczy.

- Jezus Maria - przeżegnał się pan Andrzej Policki, stary, posiwiały wywołaniec o gębie poznaczonej szramami po zwadach i pojedynkach. Był to człowiek skazany na banicję za zabójstwo dwóch szlachty oraz podpalenie dworu, a teraz szukał obrony przed prawem pod protekcją hetmana Potockiego. - Toż to piekło!

Kiedy chorągiew weszła w szpaler upalowanych chłopów, dzieci rzuciły się do gościńca. Panowie polscy na smukłych, dzielnych koniach, w karmazynowych deliach, kolczugach i bechterach, w misiurkach nabijanych turkusami i perłami. Rozparci w kulbakach i łękach zdobionych forgami i kitami wolno przebijali się przez szary tłum zakrwawionych pacholąt.

Żadne z dziatek nie prosiło ich o łaskę dla rodzicieli. Żadne nie rzuciło im się do stóp.

- Budte proklatyje, Lachy!

- Trastia was mordowała!!!

- Na pohybel! Na smert!

- Precz, wraże syny! - krzyczały pacholęta.

Pancerni w milczeniu znosili krzyki i złorzeczenia. Nikt nie sięgnął po nahaj, ani jeden towarzysz nie położył ręki na szabli, żaden czeladnik nie porwał za bandolet.

- Oto jest sprawiedliwość wedle pana Baranowskiego - rzekł Dydyński, gdy wyjechali poza krwawy szpaler utworzony z chłopów na palach. - Musimy dostać go jak najszybciej albo Podole we krwi utopi!

- Źle czyni - mruknął Bidziński. - Rezuny radzi by naszą posokę chłeptać, ale karać winno się sprawiedliwie. I szybko...

- A jak waszmość myślisz, co by te rezuny zrobiły, gdyby nas żywcem dostali? - wtrącił Policki. - Okazaliby miłosierdzie? Pewnie takie, że zamiast na pale gardła by nam ośnikami poderżnęli.

Bidziński nie odrzekł nic.

- Niedobrze, że Baranowski szczenięta przy życiu ostawił - ciągnął Policki, który zapomniał już widać, że wcześniej zbladł na widok krwawych pali. - One zapamiętają. Na hultajstwo wyrosną. I na gardłach szlacheckich usiądą.

- Tedy popraw błędy pana stolnika - prychnął Dydyński. - Dalejże, mości panie bracie, łap za szablę, wracaj do dziatek i skończ z nimi; pokaż, co z ciebie za rycerz i wiary obrońca. A może potrzebujesz muszkietu pożyczyć?

Policki zbladł, szarpnął się w kulbace, ale nie złapał za szablę, bo znał Dydyńskiego nie od dziś; wiedział, że porucznik nie znosił żadnych sprzeciwów.

Minęli zakole strumienia, wjechali wyżej, pomiędzy dopalające się chaty wioski. Potem wychynęli na pagórek. Dymiły tu jeszcze drewniane belki, a wiatr rozwiewał gorący popiół po spalonej budowli, daleko większej niż najzamożniejsza chata we wsi. To były resztki dworu spalonego zapewne przez chłopów. Pod dębem przy gościńcu usypano sześć świeżych mogił. Ktoś wyrył na drzewie symbol męki pańskiej, pod nim widniał niewyraźny znak: podkowa oraz krzyż. Szlachecki herb Pobóg. I jeszcze data:

DOM

AD 1651

- Chłopi dwór spalili - jęknął poszarzały Bidziński.

- To była kara, nie zemsta - mruknął Policki. - Baranowski pokarał czerń za mord na szlachcie.

- Powiadali w obozie - wyszeptał Bidziński i jako przesądny Mazur przeżegnał się zamaszyście - że stolnik za krzywdy swoje krew rozlewa. Jego dziatkom rezuny kosami głowy pościnali, żonie gwałt zadawali potąd, aż od zmysłów odeszła...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x