Jacek Komuda - Czarna Szabla
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czarna Szabla
- Автор:
- Жанр:
- Год:2007
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Jegomość, jegomość - wyszeptał Jasiek. - Tę świecę ludzie zapalili, żeby złe duchy i diabły odpędzić.
- Czy twój ojciec był tutaj, kiedy pobito kompanię von Thurna?
- To nie było tutaj. Chłopi i hajducy pana Ligęzy dopadli ich pod naszym zaściankiem... Pod Wieruszowa... Mój ojciec pomagał kasztelanowi uczynić zasadzkę.
- Dobrze. Idź stąd!
- Mości panie Dydyński... Czy ty musisz go zabić?
- Dałem słowo Ligęzie.
- To okrutnik bez czci i sumienia! - wybuchnął Jasiek. Dydyński zobaczył, że w oczach chłopaka zalśniły łzy. - Dlaczego...
- Ale ja jestem Dydyński. Ja zawszę dotrzymuję słowa! Uciekaj! Nie chcę, by ci się coś stało...
- Panie...
Jednym szybkim ruchem pan Jacek ciął szablą. Knot odcięty od świecy spadł na ołtarz. Przez chwilę płonął, migotał, w końcu zgasł.
- To rozkaz! Odejdź! Jasiek rozejrzał się.
- Już! Ruszaj się!
Chłopak pobiegł w stronę wyjścia. Jacek usłyszał oddalający się stukot jego butów, potem rżenie konia i zapadła cisza.
Długo stał z obnażoną szablą obok ołtarza. W końcu odpiął pochwę i cisnął ją na posadzkę, zasadził za pas poły żupana. Czekał.
Łomot ciężkich kopyt zbliżał się z dala. Ogromny koń sadził długimi susami przez chaszcze. Zarżał głośno raz, drugi, trzeci. Potem... Potem Dydyński usłyszał brzęk metalu. Łoskot ciężkich kroków. Ciężki oddech. I świst pałasza wyciąganego z pochwy.
Czekał odwrócony do wejścia.
Brzęk.
Łoskot.
Brzęk.
Ciężki oddech coraz bliżej. Brzęk czarnej zbroi! Zamach!
Ponury świst pałasza!
Przyklęk, unik, cięcie, blok, zwód, furkot płaszcza, pisk szabli husarskiej!
Dydyński uniknął cięcia, które odrąbałoby mu głowę. Przysiadł, obrócił się w piruecie, sam ciął. Czarny upiór zblokował cios zastawą klingi, wyprowadził szerokie cięcie z łokcia, potem krzyżowe uderzenie z ramienia.
Błysk! Zwód! Cięcie! Odbicie!
Kości zachrzęściły pod ich podkutymi butami. Ostrza migały jak błyskawica. Czarny rycerz ciął wlew, chwytając oburącz rękojeść pałasza. Dydyński uchylił się, przetoczył po ołtarzu, a pałasz uderzył w kamień, odłupał z hukiem kawał, zwalił go na posadzkę.
Walczyli jak równy z równym. Każdemu cięciu odpowiadała zastawa, każdemu pchnięciu zbicie.
Cios, zwód, unik, pchnięcie!
Kolumna z kości rozpadła się z hukiem, gdy padł na nią Dydyński odepchnięty przez przeciwnika. Szybko przeturlał się po posadzce. Czarny rycerz rąbnął pałaszem, chybił. Kamienna płyta pękła na kawałki.
Dydyński odepchnął go nogami, poderwał się z posadzki. Polska szabla zazgrzytała na pancerzu, postument zakołysał się trącony przez pancerny bark rajtara, rozpadł w gruzy, wzbudzając obłok pyłu. Razem z nim zawaliła się część ściany z kości, wpuszczając więcej światła do kaplicy.
Czarny rycerz zachwiał się. Szabla dwa razy zabrzęczała na jego pancerzu. Dydyński zwinął się jak żmija i ciął przeciwnika w nogę, tuż poniżej kolana. Czarny cofnął się, a potem, wypuściwszy pałasz, rzucił się na Dydyńskiego! Chwycił pancernymi rękawicami szlachcica za gardło, cisnął w tył, chcąc roztrzaskać mu głowę o kamienny postument.
Dydyński szybko jak błyskawica porzucił szablę, sięgnął prawą ręką do boku, a potem, gdy padał, z rozmachem wbił kindżał ukośnie pod pachę rajtara, tam gdzie nie chroniła go zbroja... Czarny zacharczał. Dydyński uderzył głową o kamień, zobaczył w oczach gwiazdy, poczuł w ustach słony smak krwi. Osunęli się na posadzkę. Rajtar upadł na bok. Rzęził. Usiłował wstać, ale ostatecznie przewrócił się na plecy, poruszył jeszcze i znieruchomiał.
Dydyński poderwał się na nogi. Ciemne plamy przesłaniały mu wzrok. Krew z rozbitej głowy sączyła się za kołnierz żupana.
Chwiejąc się na nogach, podszedł do czarnego jeźdźca. Koniec... Nareszcie koniec.
Ewa... Spokojna. Będzie ją miał. Będzie miał wszystko... Jakże pragnął jej w tej chwili.
Pochylił się nad ciałem okrytym czarną szmelcowaną zbroją z liliami. Teraz zobaczy jego twarz.
Ostrożnie dotknął przyłbicy. Czyjeś oblicze ukrywało się pod nią... Kto to był?
Wieruszowski?
Ligęza?
Zaręba?
Jasiek?
Ktoś inny...
Odsunął przyłbicę i zamarł. Spod ciężkiego hełmu patrzyło nań dwoje martwych błękitnych oczu...
Nie było pod nimi twarzy. Oblicze tego człowieka oszpecono w okrutnych mękach. Nie miał nosa, resztki warg odsłaniały pożółkłe, wyszczerbione zęby.
Dlatego ukrywał twarz!
Z boku, pod pachą, utworzyła się cała kałuża krwi...
Portret! Oblicze odarte z farby.
Opuścił przyłbicę na pokaleczoną twarz. Kto i kiedy oszpecił tak tego człowieka? Za co?
Sięgnął do sakiewki zabitego. Nie było w niej złota, tylko jakieś papiery. List złożony we czworo, zapieczętowany Lubiczem Ligęzów.
Wielmożny i umiłowany mości panie bracie.
Kocham cię i nie mogę przestać myśleć o tobie, od kiedy tylko zobaczyłam cię, gdyś przyjeżdżał w odwiedziny do mego ojca. Wiem, że mój ojciec podał ci czarne polewkę, ale rzeknę ci jedno - nic to! Uciekniemy, tak jak chciałeś, na Śląsk. Stań pojutrze w południe pod krzyżem na rozstajach, przy wsi Narużnowicze. Tam się spotkamy, mój miły. Czekaj na mnie, proszę...
Ewa z Ligęzów
Papier wypadł z ręki Dydyńskiego. Ten zatoczył się, usiadł obok czarnego rycerza, wsparł o zbroję. Siedzieli tak pospołu - martwy i żywy, połączeni straszną prawdą.
Zmierzchało już, gdy ułożył Chrystiana von Thurna w kaplicy na wieczny spoczynek, wsiadł na konia i ruszył przed siebie.
11. Czarny jeździec
Padł strzał z muszkietu. Koń Dydyńskiego zwalił się z kwikiem na ziemię. Jeździec upadł przywalony jego ciężarem.
Cztery postacie przyskoczyły bliżej. Wystarczył celny cios kolbą rusznicy, by Dydyński opadł bezwładnie. Skrępowali go szybko i powlekli pod drzewo. Oparli o pień.
Dydyński przytomniał powoli. Otworzył oczy. Pachołkowie. Czterej. W barwach Ligęzów.
Najstarszy, z sumiastym wąsem i twarzą poznaczoną bliznami, pochylił się nad szlachcicem.
- Przygotuj się na śmierć, kawalerze. Pacierz zmów.
- Chyba żeś heretyk! - dodał drugi.
- I tak zginę - mruknął Dydyński. - Powiedzcie mi chociaż, kto kazał mnie zabić.
Popatrzyli na siebie.
- Jak to kto? Mości panna kasztelanka. Jej rozkazywać, a nam słuchać.
- Usypiemy ci wysoki kurhan. I nakryjemy kamieniami.
- Nie wstaniesz z grobu jak czarny jeździec. Najstarszy poderwał Dydyńskiego w górę. Pozostali podnieśli rusznice.
Strzały rozbrzmiały głucho. Jeden z pachołków zwalił się na bok, znieruchomiał. Drugi padł na wznak, szamotał się w drgawkach.
Dwa cienie wyskoczyły zza krzaków. Stary hajduk porwał za pistolet, lecz nim skierował go przeciw napastnikom, Dydyński, choć związany, podciął mu nogi. Kula gwizdnęła obok Jacka, odłupała kawał kory z drzewa. W chwilę po tym czekan Jaśka rozwalił łeb pachołkowi. Ostatni z wrogów chwycił za szablę, zwarł się z Wieruszem, a potem padł przeszyty, jęczał jeszcze chwilę i znieruchomiał.
- W ostatniej chwili! W ostatniej! - wydyszał Jasiek.
Wierusz i jego syn podźwignęli Dydyńskiego z ziemi. Przecięli więzy. Stary szybko wlał w usta szlachcica łyk gorzałki.
- Stokrotnie dzięki, panie Wieruszowski - wyszeptał Dydyński. - Lepiej.
Długo siedzieli, patrząc na ciała zabitych, na krew i leżące na ziemi arkebuzy. W końcu Jacek odezwał się pierwszy:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czarna Szabla»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.