Jacek Komuda - Czarna Szabla

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Czarna Szabla» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2007, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Szabla: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Szabla»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Czarna Szabla — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Szabla», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Dlaczego?

- Ja umieram. Moje włości... Wszystko zdobyłem własną krwią. Patrz - zacharczał i wskazał ręką stolik, na którym leżały stosy papierów. - Już wiedzą. Już się zbierają... Gdy wilk pada, młode rozszarpują go. Moja córka nie utrzyma majętności. Nawet jeśli nie zabije jej jeździec, krewni i sąsiedzi wezmą ją pod opiekę i rozgrabią wszystko...

- Dałem ci, panie, słowo, że zabiję czarnego jeźdźca. I słowa dotrzymam.

- Obiecałem ci dziesięć tysięcy. Ale teraz chcę z tobą zawrzeć nową umowę - z wysiłkiem kontynuował Ligęza. - Uratuj Ewę, zabij jeźdźca, a... wyznaczę cię jej opiekunem. Dostaniesz dziewkę i cały majątek. Pięćdziesiąt wsi, co wyrwałem diabłu z gardła... Ehhheeeeeeeeee. Ehhheeeee!

Kasztelan znów zacharczał, chwycił się za piersi. Dławił się, dusił własną śliną.

- Ttttto chyyyyba dobraaaaa umowa? Zabijesz jeźdźca, a pothemm dostaniesz opiekę.

- Dużo dajesz. Za dużo jak na kasztelana Janusza Ligęzę.

- Nie mam wyboru. Tyyyyylko tyyyyy. Tyyyyy wyszedłeś żywy z walki z nim. Inniiiiiiii... Wynajmowałem już innych, Rożniatowskiego, Dębickich... Wszyscy zginęli... Tylko tyyyyy jesteś w stanie gooo pokonać. I wiem, że ty i Ewa...

- Chcę to na piśmie.

- Dostaniesz... jeszcze teraz, zaraz każę wpisać do ksiąg grodzkich.

- Chcę wiedzieć, gdzie pochowano von Thurna.

- Thoooo pod Narużnowiczami... Tam... Znajdź rozstaje. Nie idź w prawo ani w lewo, ale na południe, prosto, gdzie nie prowadzi żadna droga. Dojdziesz do lasu, do jaru. A w jarze jest kaplica z czasów morowej zarazy. Tam moi ludzie zabili rajtarów i zostawili ciała.

- Czy pochowali Chrystiana w zbroi?

- Odejdźcie! - krzyknął kasztelan. - Odejdźcie! Czego tu stoicie. Ja nie, ja nie... Jezus! Mario!

Dydyński wyszedł z komnaty. Medyk i dwaj rękodajni rzucili się ku Ligęzie. Jeden z nich obejrzał się, czy nikt nie patrzy, po czym szybko zdarł z ręki umierającego pierścień z rubinem.

Pan Jacek wyszedł na galerię i ruszył po schodach na górę, do sali z portretami.

Obraz ukazujący braci Ligęzów wisiał na swoim miejscu. Dydyński spojrzał na herb z czterema liliami, a potem wziął w ręce ciężkie malowidło i zdjął z haków. Trzymał przez chwilę przed sobą, wreszcie rzucił na posadzkę. Drewniane ramy pękły od razu. Dydyński oderwał je od płótna. Tak jak przypuszczał, prawy brzeg obrazu nie został przycięty, ale zgnieciony i wsunięty pod drewno.

Rozprostował płótno i spojrzał na portret.

Nieznany flamandzki malarz namalował trzech mężczyzn. Byli tam Samuel, Aleksander i...

Ten trzeci.

Chrystian von Thurn.

Wysoki młodzieniec w rajtarskiej zbroi. Bez hełmu. Ale...

Miał długie, ciemne włosy, a bystre oczy patrzyły uważnie i spokojnie. Jednak Dydyński nie widział jego twarzy. Ktoś zdarł farbę poniżej oczu von Thurna, ktoś zdrapał ją paznokciem tak, aby nikt nigdy nie mógł rozpoznać rysów twarzy młodzieńca.

- Panie Jacku!

Odwrócił się. Przed nim stała Ewa w czarnej sukni. Nie przykryła włosów woalką ani czarną chustą.

- Byłam u ojca, zapisał cię opiekunem... Ja... Czy obronisz mnie?

Dydyński milczał.

- Panie Jacku. Miłuję cię od lat, od kiedy pierwszy raz przyjechałeś do mego ojca... Czy ty chcesz mnie?

Wypuścił portret, który upadł ze stukotem na posadzkę. A potem porwał ją w ramiona. Jej usta od razu odnalazły jego wargi, jej język wyśliznął się z nich szybko, a dłonie Dydyńskiego zacisnęły się na wąskiej talii, gładziły po plecach, wcisnęły pod suknie, pod fortugały. Przesunęła mu ręką po twarzy, poczuł jej paznokcie, jak szpony gotowe poszarpać mu skórę i oszpecić na wieki, gdyby tylko...

Gdyby tylko nie kochała go tak bardzo.

- Tak - wydyszała w przerwach pomiędzy pocałunkami - zabijesz go, mój panie. A potem weźmiesz mnie. I zamki, i dwory, i włości, i starostwa Ligęzy... Tylko go zniszcz, proszę...

- Dałem słowo, że będzie trupem!

Całował ją po szyi, rozchylił dekolt sukni, doszedł do piersi.

- Jegomość, hej, jegomość! - zabrzmiało za plecami. Dydyński oderwał się od pięknego ciała Ewy.

W drzwiach stał Jasiek, a na jego twarzy widać było zdumienie i przerażenie.

- Ty chłopski synu! - krzyknęła kasztelanka. - Nos ci wydrę, a oczy każę wykapać! Pod pręgierz postawię! Po coś tu przylazł!

- Jegomość... Koń osiodłany, zbroja gotowa...

- Muszę iść - wyszeptał Dydyński. - Ale wrócę! Wrócę po ciebie!

- Będę czekała... Czekała na ciebie, mój panie...

Dydyński poczuł, że w całym jego ciele wzbiera gorączka. Pragnął kasztelanki. W tej jednej chwili czuł, że zabiłby wszystkich, podpalił cały świat, zdobył wszystkie zamki, byleby tylko dostać jeszcze jeden jej pocałunek...

- Miłuję cię! - krzyknął do niej. Patrzyła na niego oczyma pełnymi łez. A potem zdjęła z szyi krzyżyk i podała mu.

- Przyniesie ci szczęście.

Słuchała jego kroków na schodach. Potem podniosła portret z podłogi i cisnęła go w płomienie na palenisku.

- Idź do piekła! - szepnęła.

Klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się szeroko, gdy skrzypnęły otwierane drzwi.

10. Kaplica czaszek

Jar, którym jechali Dydyński i Jasiek, stawał się coraz bardziej dziki, zarośnięty i niedostępny. Przejechali już ze trzy mile od rozstajów, a wciąż nie było widać kapliczki. Konie chrapały trwożliwie, przeskakując nad zwalonymi pniami, czasem grzęzły w trzęsawisku lub potykały się o skały i korzenie. Wokół jeźdźców rozpościerał się nietknięty ludzką stopą bór, jeden z dzikich ostępów na stokach gór Rusi Czerwonej. W ich głębi mieszkały dzikie zwierzęta, czasem zdziczali, niebezpieczni smolarze lub opryszki. Po wsiach krążyły wieści o wilkołakach lub upiorach nawiedzających te lasy, a po dworach opowieści o tym, ile to razy na polowaniach zamiast wilków i niedźwiedzi złowiono wilcze dzieci-potwory, porośnięte sierścią, o wielkich, krzywych kłach i strasznych pyskach.

Zagłębiali się w gąszcz... Dydyński zastanawiał się już, czy aby kasztelan nie oszukał go, gdy nagle gałęzie rozstąpiły się przed nimi. Wjechali na dużą polanę. Na jej krańcu stała szeroka, niska budowla ze stromym dachem. Konie parsknęły, boczyły się, nie chciały iść dalej. Dydyński zeskoczył, poprowadził wierzchowca za uzdę. Ze szczytu stromego dachu kaplicy szczerzyły doń zęby ludzkie czaszki... Ściany i dach tworzyły szare albo żółte, nadgniłe i połamane piszczele... Kiedyś, gdy sto albo dwieście lat temu grasowała na tych terenach zaraza, budowano takie właśnie kapliczki.

Jasiek przeżegnał się, a Jacek przywiązał konia do drzewa i z dobytą szablą stanął w drzwiach.

Na kamiennej podłodze leżały stosy kości, walały się czerepy. Przegniłe łachmany i pordzewiałe kawałki zbroi pomieszane z gnatami i piszczelami spoczywały pod stopami Dydyńskiego.

Na końcu pomieszczenia, przy starym ołtarzu, pan Jacek dostrzegł nikłe światełko.

Wszedł do środka. Oczyma duszy widział, jak ciśnięto tu pokrwawione ciała. Widział, jak osadzone na sztorc kosy spadają na głowy skrępowanych rajtarów. Nawet po latach na kamieniu pozostały brunatne ślady krwi.

Stąpał po chrzęszczących szkieletach, potrącił czaszkę, która potoczyła się ze stukotem. Dotarł do ołtarza. Kamienna płyta była popękana, zmiażdżyły ją w uścisku korzenie drzew, które przebiły się przez posadzkę, objęły ją brutalnie i zdławiły, potrzaskały na kawały.

Przy ołtarzu płonęła świeca. Dydyński rozglądał się, szukał ciała w czarnej zbroi, ale nic nie znalazł. Nigdzie nie dostrzegł hełmu ani resztek czarnego płaszcza. Tutaj nie było szczątków Chrystiana.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Szabla»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Szabla» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tess Gerritsen - Czarna loteria
Tess Gerritsen
Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
P. James - Czarna Wieża
P. James
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Отзывы о книге «Czarna Szabla»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Szabla» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x