Jacek Komuda - Bohun

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bohun: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Na Swiatuju Pereczystuju. Jam prawie zdrów!

– Sława Bohu!

– Ozdrawiałem – mruknął Bohun – bo słyszałem, że Chmielnicki Ukrainę zdradził. Co to ma znaczyć?

– Ne serdyte, bat’ko. Com słyszał to i mówię. Za dwie niedziele pysar Wyhowski zwołuje sekretną radę w Czortowym Jarze i was na nią zaprasza.

– A skąd ty to wszystko wiesz?

– Spotkałem posłańca... Ołesia Mikitę z bracławskiego pułku. Rzekł mi, że rada będzie i cobym przekazał wam, co Wyhowski mówił, że Chmielnicki Ukrainę zdradził. Nic więcej nie wiem – objaśnił cicho Taras, nie dodając wszakże, że Ołeś umierał na palu, kiedy wieszczył mu te słowa.

– Jużem na tamtym świecie był, ale gdym usłyszał, że bat’ko zdrajca, to i z piekła bym wrócił, aby braci Kozaków bronić. Mnie i tak śmierć pisana, ale póki Boh da – pożyję jeszcze trochę. Taras, ty za tamto, co między nami było... Nie gniewasz się?

– Oj, bat’ko, przecie wróciłem... I was o wybaczenie proszę.

– Taras, oj, Tarasieńku! – ryknął Bohun i chwycił młodego Kozaka w ramiona. – Już ty nie sumuj i nie krzyw się na mnie.

– Ne bude.

– No widzisz. A teper! Otwórzcie beczki z miodem! Hej, ha! Wasz pułkownik do życia wrócił, sukinsyny! A kto mego zdrowia nie wypije, tego żywcem na palik wsadzić każę! Cóż to, psie syny? Nie chcecie wstawać?

Pobici Kozacy poruszyli się niemrawo. Jakoś niespieszno było im do szaflików z palanką, do beczek z miodem i winem. Jęczeli w błocie, trzymali się za porozbijane łby, krwawiące brody, bolące żywoty i plecy. Co poniektórzy zbierali zęby z ziemi, obmacywali podbite oczy, przetrącone nosy, naderwane uszy, łapali za połamane żebra.

– Co to ma być?! – zakrzyknął Bohun. – Ze mną nie poswawolicie? Mojego zdrowia nie wypijecie, skurwesyny?! Tedy może pomoc wam potrzebna – dorzucił i wyciągnął rękę w stronę buławy.

Na ten znak kilku Kozaków – tych trochę słabiej poturbowanych przez Bohuna – roześmiało się wesoło. Z początku weselili się cokolwiek niemrawo, potem coraz głośniej.

Hej burłaku, burłaku

Młody Kozaku

Co zarobisz, to przepijesz

A jak zahulasz, muzykę najmniesz!

– zaśpiewał wesoło Bohun i podniósł z ziemi obitego Krysę.

– Nalewajcie, bracia! – krzyknął. – Dziś Taras do mnie wrócił. Będziem pili i hulali!

Szybko przyniesiono baryłki z gorzałką i miodem, i drewniane skopki. Odbito wieka beczek, a potem zabrzmiały śpiewy, teorbany, liry oraz pierwsze toasty.

– Tak tedy pijmy i weselmy się! – zawołał Bohun i pochylił się do Tarasa. – A za dwie niedziele obaczymy, po co wzywa nas pan pysar i co to za zdrada Chmielnickiego.

Taras pokiwał głową. Patrzył z niepokojem na pułkownika i Kozaków, szukając na nich krwawych szram – zapowiedzi śmierci, która miała spotkać ich wkrótce. Jednak nie znalazł nic, poza ranami zadanymi przez Bohuna, więc odetchnął z ulgą. Śmierć nie miała nadejść szybko. Przynajmniej jeszcze nie dzisiaj.

Rozdział II

Ars moriendi

Danse macabre ● Chłopom na dziwowisko albo wieszają Fraficuza ● Zdrada ladacznicy ● W kości ze śmiercią ● Diabelska maskarada ● Jego Mość Pan Śmierć ● Ars moriendi i Ars amandi, czyli sześćma końmi do źródła miłości

Bertrand de Dantez czekał na śmierć. Modlił się cicho, wpatrzony w mrok rozjaśniany blaskiem pochodni. Każda godzina wybijana przez zegar na przemyskim ratuszu przybliżała go do nieuchronnej kaźni. Na rynku cieśle zbijali szafot, a małodobry mistrz smarował dziegciem stryk szubienicy. Sznur przeznaczony na jego biedne gardło.

Nie mógł uciec, pilnowany dniem i nocą przez hajduków starosty jurydycznego. Najgorsze zaś, że choćby nawet przebił się przez grube na łokieć mury wieży starościńskiej, wyłamał żelazne kraty i zasuwy, pokonał okute i strzeżone furty zamku, nie miał dokąd ujść. Był banitą, wygnańcem z własnego kraju, który w poszukiwaniu chleba zawędrował do Rzeczypospolitej, na kraj świata. Powrót do rodzinnej Francji oznaczał dlań śmierć, przy której jutrzejsza egzekucja była niby rwanie zęba u cyrulika porównane z torturami biegłego niemieckiego kata.

Czuł, że życie bezpowrotnie przecieka mu przez palce. Pierwszy blask słońca miał oznajmić jego zgubę. Wtedy otworzyć się miało wyjście z ciemnicy, wiodące prosto w objęcia oprawcy i jego drewnianej meretrycy – szubienicy.

Tak głupio kończyło się to wszystko. On, możny pan, szlachetny kawaler ze znanego rodu, ledwie dochodzący do trzeciego dziesiątka lat, miał położyć głowę jak pierwszy lepszy brygant z gościńca. A wszystko dlatego, że do końca wierny był swemu honorowi. I tenże honor zaprowadzić miał go teraz na pohybel. Spoglądając na życie, które przesuwało mu się przed oczyma, Dantez czuł, że wyglądało ono zgoła jak commedia dell’arte – włoska opowiastka odtwarzana ku uciesze gawiedzi przez postacie Pantalona, Dottora i Arlekina. Niestety, tuż przed ostatnim aktem nie mógł skłonić się widzom i zaprosić na kolejne widowisko. Wkrótce miał zejść ze sceny ostatecznie i nieodwołalnie – odtańczyć na stryczku popisowe lazze, powierzgać chwilę nogami, a potem gnić przez wieczność na podłym podmiejskim cmentarzu, w miejscu przeznaczonym dla skazańców i samobójców.

Kamienne schody za kratą zagradzającą wyjście z jamy rozjaśniła poświata pochodni. Dantez uniósł głowę. Nadchodził jeden ze strażników. Za nim tłoczyła się gromada dziwacznych postaci okutanych w siermięgi, kapoty i sukmany, w wilczych czapach, prostackich kołpakach i kapuzach, w szubach i kożuchach obróconych wełną na wierzch. Francuz odetchnął. Jego czas jeszcze nie nadszedł. To tylko strażnik po raz kolejny sprowadzał do lochu na widowisko chłopów spod pobliskiej Żurawicy, Krasiczyna, Sośnicy czy Szmańkowic.

– Patrzajcie i dziwujcie się pracowici, sławetni i uczciwi! – zawołał wesoło hajduk, zniżając pochodnię, świecąc poprzez kratę prosto w oczy Bertrandowi i reszcie skazańców. – Oto są bestyje cudaczne, mieszkańcy Hyperborei, Nowej Anglii i zamorskich krain: Eboraku, Nowej Szkocji i Arkadyi legendarnej. Patrzajcie, a uważajcie, bo drugiej takiej okazji nie będzie!

Dantez i kilku więźniów zbliżyli się do kraty.

– Poglądajcie ludziska na tego tu osiłka – gadał hajduk, wskazując pochodnią jednego z rajtarów spod regimentu Denhoffa, który za rozbój na dwóch żydowskich karczmach i podpalenie dworu powieszony miał być skoro świt razem z Dantezem. – Oto jest człek z Herulów włoskich, narodu mężnego, co nago zawsze chodzili na wojnę, ale cale zbici od Francuzów ostali. Tamten zaś – ciągnął, pokazując chudego Hiszpana skazanego na utratę gardła za zajazd na dwór szlachecki i wymuszenie kontrybucji na sanockich mieszczanach – jest z Astemii, ziemi w Indyi Orientalnej leżącej, gdzie ludzie liściem się okrywają, samym odorem żyją, alias noszą ze sobą korzenie cytryny, balsamy i cynamon. Tamże takoż dzieci swe jadają żywcem. Uważajcie tedy, aby do kraty nie zbliżać się, bo łacno was nie tylko zjeść żywcem może, ale i wydupczyć, na śmiech i sromotę podać!

Chłopi jęknęli jednym głosem.

– Ten zaś oto kawaler – pokazał hajduk na Bertranda Danteza – jest z nacji Scytów okrutnych, co po śmierci wrogów z trupich głów pija miód jakoby z czar albo roztruchanów. Stąd wielka w nich miłość do trunków wszelakich. Gdyby nie ona, łacno by świat cały zwyciężyli, bo waleczni są wielce i nie tylko Scytię, ale i Królestwo Polskie zawojowali i do Ziemi Przemyskiej, do waszych chałup przyszli!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bohun»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Jacek Piekara - Sługa Boży
Jacek Piekara
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Dukaj
Отзывы о книге «Bohun»

Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x