Jacek Komuda - Bohun

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bohun: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wiśniowiecczycy rozsypali się w szeroką ławę; podchodzili do Tarasa z boków. Pierwszy z Lachów zaszedł Kozaka z prawej. Bandurzysta odwrócił się, ciął na oślep. Ścigający go szlachcic sparował uderzenie, zawinął szablą i z krótkim świstem chlasnął uciekającego po ramieniu. Kozak wrzasnął, broń wypadła mu z ręki. Szarpnął za wodze, skręcił w prawo, tuż przed nosem ścigającego go wierzchowca. Szlachecki koń zarżał, rzucił dziko łbem i zwolnił, a Wrony wymknął mu się, przeszedł tuż obok i dalej gnał cwałem.

„Lira! Muszę zagrać na lirze” – przeszło Tarasowi przez głowę. Do diabła, jak miał to zrobić, siedząc na rozszalałym koniu, mknąc jak wicher przez step? Nie był w stanie sięgnąć do juków, nie mówiąc już o rozplątaniu sznura...

Rozglądał się dokoła z rozpaczą. Wrogowie osaczali go ciasnym kręgiem, wyprzedzali, zaciskali pierścień, wyciągali ręce ku cuglom rozszalałego wierzchowca. A przecież on musiał... Musiał dotrzeć do Bohuna, aby przekazać mu słowa Ołesia...

Jednym szybkim ruchem sięgnął po pistolet, przyłożył go sobie do piersi, nie chcąc dać się wziąć żywcem. Już miał pociągnąć za spust, gdy...

Ścigający wrzasnęli, ściągnęli wodze!

Ziemia rozstąpiła się pod kopytami Weresajowego wierzchowca. Pistolet wypadł z ręki Kozaka, a on sam zsunął się z siodła i począł spadać w dół. Leciał prosto ku błękitnym falom i tajemniczym głębiom Bohu, opadał w dół, przez powietrzne otchłanie, wzdłuż zboczy najeżonych ostrymi skałami. Rzeka przyjęła jego ciało z pluskiem i zamknęła się nad głową młodzieńca.

* * *

– Bohun nie żyje – powtórzył Fyłyp, stojąc u wejścia do namiotu atamana. – Umarł ten dobry wódz nasz, za którego głową nie tylko my, podręczni jego, ale i wszystka Małej Rusi Rzeczpospolita przy szczęśliwych sukcesach długie lata żyć sobie bezpiecznie obiecować mogła! Umarł postrach największy nieprzyjaciół naszych, Saromatów Polskich. Umarł ten, od którego armatnich i muszkietnych grzmotów nie tylko jasnoświetna starożytnych Wandalów Sarmacya i burzliwego, z swoimi mocnymi zamkami i fortecy Euksynotopu obadwa brzegi...

Fyłypowi nie dane było dokończyć oracji, gdyż łoskot końskich kopyt wmieszał się w słowa starego Kozaka. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na jeźdźca. Zaporożcy spuścili głowy, powyjmowali z ust cybuchy fajek, wypluli tytoń, a co bardziej bogobojni – padli na kolana z rękoma złożonymi do modlitwy. Była to rzecz wprost niesłychana w zgrai łotrów, szelmów i hultajów, jaką tworzyło zaporoskie towarzystwo siczowe.

– Panie pułkowniku kalnicki! – zajęczał Fyłyp. – Oto przemów do nas, braci swojej i naucz nas...

Spieniony, ociekający wodą koń wpadł na majdan przed namiotem. Omal nie stratował Fyłypa. Zatrzymał się, zarżał, stanął dęba, a na jego grzbiecie wyprostował się młody Kozak. To był Taras! Przyodziany w brudny, pokrwawiony, porwany żupan, postrzępioną świtę. Kozaczek potoczył po obozowisku błędnym wzrokiem.

– Zdrada! – krzyknął przeraźliwie. – Chmielnicki zdradził Ukrainę! Wołajcie bat’kę! Prędko, budźcie pułkownika!

Kozacy milczeli. Po twarzy Fyłypa spłynęły grube dwie łzy.

– Nie masz Bohuna – mruknął. – Pułkownik nie żyje.

– Jak to?! – zakrzyknął Taras. – Nie może być!

– Nie tylko, że nie może, ale właśnie jest – rzekł Sirko. – Pojrzyj tam, do namiotu. Na marach leży ze swą buławą. On już u Pana na Sądzie Ostatecznym.

– Spasi Chryste – jęknął Taras. Zeskoczył z konia, a potem zatoczył się i chwycił za łeb. – To matkę nam zdradzili...! To Chmielnicki przeciw towarzystwu zaporoskiemu knowa, a Bohun nie zrywa się?! I za szablę nie chwyta?! Nie może to być!

– Chwyta – mruknął Sirko – ino za gromnicę.

– Co komu pisane, to go nie ominie – rzekł Krysa i splunął. – Tak i bat ce pisana była lacka kula. Idź pomódl się za jego duszę. A jak nie chcesz modlitw klepać, to choć kwartę horyłki za niego wychyl. W Trechtymirowie go pogrzebiem.

– A zaraz dobro jego rozdzielim. Kto konia atamana bierze? A kto zbroję?

– Ataman ledwie nie ostygł, a ty już chcesz jego moderunek brać?

– Nieboszczykowi na nic. Bohun w grobie.

– Łżesz, z kurwy synu!

Kozacy zamarli. Nikt nie zwrócił uwagi, że chwilę wcześniej płótno przesłaniające wejście do namiotu poruszyło się lekko. Wolno, jakoby we śnie Zaporożcy odwracali głowy... A każdy, kto spojrzał na połoh atamana, albo zamierał, albo padał na kolana, wytrzeszczał oczy lub żegnał się znakiem prawosławnego krzyża. Sirko przygryzł fajkę tak mocno, że cybuch złamał się z trzaskiem w jego zębach, a Krysa wypuścił z rąk garniec z palanką. Fyłyp jęknął z niedowierzaniem. Pozostali Kozacy zadrżeli.

W wejściu do namiotu stał blady, zakrwawiony, chwiejący się, ale żywy... Bohun!

Kozak zrobił jeden krok, potem drugi. Szedł w stronę Tarasa, a kto tylko żyw unikał jego przekrwionego spojrzenia. Pułkownik stąpał chwiejnie, ściskając w dłoni buławę. Pokryty posoką, blady ataman doprawdy wyglądał jak ktoś, kto przed chwilą podniósł się ze śmiertelnego łoża.

– Wy skurwysyny! – wycedził przez zęby. – Wy sucze chwosty! Ja wam dam pogrzeb atamana!

Kozacy skulili się w oczekiwaniu na najgorsze. Niektórzy pozakrywali łby rękoma, inni zawczasu czmychnęli za namioty. Pozostali polecili dusze Bogu, a zwłaszcza archaniołowi Michałowi i wszystkim świętym.

Bohun wpadł między mołojców niby kula wystrzelona z lackiego arkebuza, potrząsając piernaczem.

– Złodzieje podolskie! Psie syny! Sajdaki tatarskie! Błazny jerozolimskie, kurwy babilońskie, świniarze budziaccy! Ja wam dam moje dobro dzielić! Ja wam dam atamana żywcem do grobu składać!

Jednym szybkim ruchem walnął Sirkę buławą w łeb. Kozak padł, wyrżnął głową w kocioł z gotującą się sałamachą. Bohun wymierzył mu kopniaka, posłał rezuna wprost do kałuży gorącej strawy i błota, rąbnął w kark, na koniec doprawił obcasem w oko, pogniótł i podeptał. Potem zajechał Krysę w zęby, zwalił z nóg, kopnął w rzyć. I rzucił się na struchlałych z przerażenia Niżowców. Nikt nie stawił mu czoła. Kozacy umykali z krzykiem, padali na ziemię, osłaniali się rękoma i czapami od razów piernacza, ciosów pięścią i wściekłych kopniaków zadawanych czubkiem podkutego buta. A Bohun szalał dalej...

– W Kijowie mnie pogrzebiecie! – dyszał przez zęby, rozdając razy na prawo i na lewo, tłukąc w zapalczywej zawziętości mołojców po łbach, grzbietach, rachując żebra i łamiąc kości. – Tedy macie tu monastyr Peczerski! A tu Trechtymirów. Patrzcie, toż kopuła cerkwi na końcu buławy żywcem odmalowana! Naści w zęby, psi synu, za Kalnik! A ty za konia i zbroję! A ty za kurhan w stepie! Nie wy mnie, jeno ja was do żalnika położę!

Wkrótce obozowisko przypominało małe Beresteczko, a jeśli nawet nie krwawe pole przy Płaszowej, to już na pewno Sołonicę, jaką pół wieku wcześniej zgotował mołojcom hetman Żółkiewski. Na ziemi, w błocie, wśród końskiego łajna, rozlanej sałamachy i horyłki miotali się pobici przez Bohuna Zaporożcy. Ranni jęczeli, pełzli w stronę namiotów, modlili się, nieliczni Kozacy pouciekali za wozy, pokryli się za kołami kolas lub w stepie.

Bohun ustatkował się wreszcie. Splunął czerwoną śliną, odrzucił zakrwawioną buławę, a potem podszedł do Tarasa i Fyłypa.

– Poswawoliliśmy – rzekł. – I od razu mi lepiej! Każdy człek ozdrowieje, gdy trochę zabawy zażyje. Dajcie horyłki!

Stary Zaporożec podał mu co duchu bukłak z palanką. Bohun przechylił go, pił, pił, jakby chciał zapić się na śmierć. Wreszcie oderwał prawie puste naczynie od ust i roześmiał się.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bohun»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jacek Dąbała - Prawo Śmierci
Jacek Dąbała
Jacek Piekara - Arrivald z Wybrzeża
Jacek Piekara
Jacek Komuda - Imię Bestii
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Inne pieśni
Jacek Dukaj
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Komuda
Jacek Dukaj - Czarne Oceany
Jacek Dukaj
Jacek Piekara - Miecz Aniołów
Jacek Piekara
Jacek Piekara - Sługa Boży
Jacek Piekara
libcat.ru: книга без обложки
Jacek Dukaj
Отзывы о книге «Bohun»

Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x