Stanislaw Lem - Niezwyciężony
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanislaw Lem - Niezwyciężony» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Niezwyciężony
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Niezwyciężony: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Niezwyciężony»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Niezwyciężony — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Niezwyciężony», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Rohana zbudziło zimno. Półprzytomny, kurczył się pod swoim kocem, wciskając twarz w pościel. Próbował okryć twarz rękami, ale mróz ogarniał go coraz większy. Wiedział, że musi się ocknąć, ale odwlekał jeszcze tę chwilę, nie zdając sobie sprawy, dlaczego. Nagle usiadł na koi w zupełnym mroku. Dostał lodowatym podmuchem prosto w twarz. Zerwał się po omacku i cicho klnąc, szukał klimatyzatora. Było mu tak duszno, kiedy się kładł, że przesunął gałkę na pełne chłodzenie.
Powietrze małej kajuty ocieplało się powoli, ale on, na pół siedząc pod kocem, nie mógł już zasnąć. Spojrzał na świecącą tarczę ręcznego zegarka — była trzecia czasu pokładowego. Znowu tylko trzy godziny snu — pomyślał gniewnie. Wciąż jeszcze było mu zimno. Narada trwała długo, rozeszli się koło północy.
Tyle gadania na nic — pomyślał.
Teraz, w tej ciemności, nie wiedzieć co dałby, aby na powrót znaleźć się w Bazie, aby nie wiedzieć nic o tej przeklętej Regis III, jej martwym i po martwemu przemyślnym koszmarze. Większość strategików radziła wejść na orbitę, tylko główny inżynier i główny fizyk od początku przychylali się do stanowiska Horpacha, że należy zostać, jak długo się da. Szansa odnalezienia czterech zaginionych Regnara wynosiła może jeden na sto tysięcy, może jeszcze mniej. Jeśli nie zginęli już przedtem, tylko znaczne oddalenie od miejsca walki mogło uratować ich przed jej atomowym piekłem. Rohan dałby wiele, by się dowiedzieć, że astrogator nie wystartował jedynie przez nich — czy nie grały tu roli aby inne względy? Inaczej wszystko wyglądało tu, a zupełnie inaczej przedstawiałoby się to, ujęte w suche słowa raportu, w spokojnym świetle Bazy, gdzie trzeba byłoby powiedzieć, że straciło się połowę maszyn wypadowych, główną broń — „Cyklopa” z miotaczem antymaterii, który stanowić miał odtąd dodatkowe niebezpieczeństwo dla każdego statku lądującego na planecie, że straty w zabitych wynoszą sześciu ludzi, a nadto połowę przywiozło się hospitalizowanych, niezdolnych na lata, a może i na zawsze do lotów. A straciwszy ludzi i maszyny, i najlepszy sprzęt, uciekło się — bo czymże innym byłby teraz odwrót, jeśli nie zwykłą ucieczką — przed mikroskopijnymi kryształkami, tworem małej pustynnej planety, martwą pozostałością po cywilizacji lyrańskiej, którą ziemska prześcignęła tak dawno! Ale czy Horpach był człowiekiem, który liczyłby się z takimi względami? Być może, sam nie wiedział dobrze, dlaczego nie startuje? Może liczył na coś? Ale na co?
Owszem — biologowie przedstawili szanse pokonania martwych owadów ich własną bronią. Skoro ten gatunek ewoluował — rozumowali — można by ująć w ręce dalszą jego ewolucję. Należy najpierw wprowadzić w znaczną ilość schwytanych egzemplarzy mutacje, zmiany dziedziczne określonego typu, które w trakcie rozmnażania się przejdą w następne pokolenia i unieszkodliwią całą tę krystaliczną rasę. Musiałaby to być zmiana bardzo szczególna, taka, która dałaby jakąś doraźną korzyść, a równocześnie sprawiłaby, że ten nowy gatunek, ta odmiana miałaby jakąś piętę achillesową, słaby punkt, w który by się uderzyło. Ale to właśnie była typowa gadanina teoretyków: nie mieli pojęcia o tym, jaka miałaby to być mutacja, jaka zmiana, jak ją przeprowadzić, jak schwytać wielką ilość tych przeklętych kryształków, nie wdając się w następną bitwę, w której mogli przecież ponieść klęskę gorszą od wczorajszej. A gdyby nawet wszystko się udało, jak długo przyszłoby czekać na efekty tej dalszej ewolucji? Przecież nie dzień i nie tydzień. Więc jakże, mieli kręcić się wokół Regis jak na karuzeli przez rok, dwa, może przez dziesięć lat?! Wszystko to razem nie miało sensu. Rohan czuł, że przeholował z klimatyzatorem: było już znowu za gorąco. Wstał, odrzucił koc, umył się, szybko ubrał i wyszedł.
Windy nie było. Wezwał ją i czekając w półmroku rozświetlonym skaczącymi światełkami indykatora, czując w głowie cały ciężar nie dospanych nocy i pełnych napięcia dni, poprzez szum krwi w skroniach wsłuchiwał się w nocną ciszę statku. Czasem zabełkotało coś w niewidzialnych przewodach, z niższych pokładów niósł się stłumiony pomruk pracujących jałowo pędni, bo byli wciąż w pełnym pogotowiu startowym. Suchy powiew o metalowym smaku ciągnął z pionowych studni z jednej i drugiej strony platformy, na której się znajdował. Drzwi odsunęły się, wszedł do windy. Na ósmej kondygnacji wysiadł. Tu korytarz skręcał, biegnąc wzdłuż głównego pancerza, oświetlony linią niebieskich lampek. Szedł tak, nie wiedząc dokąd, odruchowo podnosił nogi we właściwych miejscach, przekraczając wysokie progi hermetycznych grodzi, aż dostrzegł cienie osób z obsługi głównego reaktora. Pomieszczenie było ciemne, jarzyło się tylko kilkadziesiąt wskaźników na tablicach. Ludzie siedzieli pod nimi na rozłożonych fotelach.
— Nie żyją — powiedział ktoś. (Rohan nie poznał mówiącego). — Chcesz się założyć? W promieniu pięciu mil było tysiąc rentgenów. Już ich nie ma. Możesz być spokojny.
— To po co tutaj siedzimy? — mruknął drugi człowiek. Nie po głosie, ale po miejscu, które zajmował — u kontroli grawimetrycznej — Rohan zorientował się, że to bosman Blank.
— Bo stary nie chce wracać.
— A ty byś wrócił?
— Co można zrobić innego?
Było tu ciepło i w powietrzu unosił się ów szczególny zapach, sztuczna woń igliwia, którą klimatyzatory usiłowały stłumić zapach wydzielany przez rozgrzewające się w czasie pracy stosy plastyków i blachy obudowy pancernej. W efekcie powstawała z tego mieszanina, niepodobna do niczego poza okolicą ósmego poziomu. Rohan stał, niewidzialny dla siedzących, oparty plecami o piankową wyściółkę przegrody. Nie żeby się ukrywał: po prostu nie chciało mu się mieszać do tej rozmowy.
— On może podejść teraz… — odezwał się ktoś po krótkim milczeniu.
Twarz mówiącego ukazała się na chwilę, gdy pochylił się do przodu, w połowie różowa, w połowie żółta od blasku kontrolnych światełek, którymi ściana reaktora zdawała się patrzeć na skulonych pod nią ludzi. Rohan, jak wszyscy tamci, natychmiast domyślił się, o kim mowa.
— Mamy pole i radar — odburknął niechętnie bosman.
— Dużo da ci pole, jak podejdzie na bilierg rażenia.
— Radar go nie dopuści.
— Mnie to mówisz? Przecież ja go znam jak własny nóż.
— I co z tego?
— To, że ma antyrad. Układy zakłócające…
— Ale on jest przecież rozstrojony. Elektryczny wariat…
— Ładny wariat. Byłeś w sterowni?
— Nie. Tu byłem.
— No. A ja byłem. Szkoda, że nie widziałeś, jak rozwalał nasze sondy.
— To znaczy, że jak? Że oni go przestroili? Że jest już pod ich kontrolą?
Wszyscy mówią „oni” — pomyślał Rohan. Jakby to naprawdę były żywe, rozumne istoty…
— A proton go wie. Podobno tylko się rozstroiła łączność.
— To dlaczego miałby w nas walić?
Znowu zaległa cisza.
— Nie wiadomo, gdzie on jest? — spytał ten, który nie był w sterowni.
— Nie. Ostatni meldunek był o jedenastej. Kralik mi mówił. Widzieli go, jak się kręcił po pustyni.
— Daleko?
— A co, masz pietra? Jakieś dziewięćdziesiąt mil stąd. Dla niego to niecała godzina. Albo mniej.
— Może już dosyć tego przelewania z pustego w próżne? — wtrącił gniewnie bosman Blank, ukazując swój ostry profil na tle kolorowo mżących światełek.
Wszyscy zamilkli. Rohan powoli odwrócił się i oddalił tak samo cicho, jak przyszedł. Po drodze minął dwa laboratoria; w dużym światła były wygaszone, w małym się świeciło. Widział światło padające na korytarz przez podsufitowe iluminatory. Zajrzał do środka. U okrągłego stołu siedzieli sami cybernetycy i fizycy — Jazon, Kronotos, Sarner, Liwin, Saurahan i jeszcze ktoś, kto odwrócony do reszty plecami w cieniu skośnej przegrody programował wielki mózg elektronowy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Niezwyciężony»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Niezwyciężony» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Niezwyciężony» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.