Wladimir Sawczenko - Retronauci

Здесь есть возможность читать онлайн « Wladimir Sawczenko - Retronauci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Kraków, Год выпуска: 1989, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Retronauci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Retronauci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zebrane opowiadania prezentują rozmaite odmiany literatury sf od „powieści kryminalnej w czterech trupach” do interesującej parafrazy motywu wehikulu czasu. Pisarz rezygnuje niekiedy z zasady prawdopodobieństwa naukowego na rzecz fantazji paradoksalnych hipotez i eksperymentów intelektualnych. Jego utwory dobrze osądzone są w codzienności radzieckiej, wiele tu trafnych obserwacji obyczajowych i humoru.

Retronauci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Retronauci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Pan zapewne z milicji… przepraszam, z prokuratury? — wyrzekł łysy grubasek. — To dobrze, jeśli w ogóle w danej sytuacji może być coś dobrego! Będziemy zastanawiali się razem. Pan pozwoli, że się przedstawię: Stern, doktor nauk medycznych, lekarz profesora Turajewa. To — Chalila Kurbanowna… — zawahał się na moment — żona zmarłego. (Na języku miał wyraźnie słowo „wdowa”, ale nie tak łatwo jest wymówić je po raz pierwszy.)

Kobieta w podomce smutnie spojrzała na Kołomyjca; miała delikatne wschodnie rysy pociągłej twarzy, prawie zrośnięte nad nasadą nosa czarne brwi, ciemne oczy. „Tadżyjka? — pomyślał Staszek. — Nie, raczej Turkmenka, Tadżyjki mają okrągłe twarze”.

— A to jest… — Stern nieco teatralnym gestem wskazał na wysokiego mężczyznę.

— Zagórski — ten elegancko skłonił piękną szpakowatą głowę.

— Eugeniusz Pietrowicz, zastępca profesora Turajewa, członek korespondent Akademii Nauk i profesor — mimo wszystko dopełnił prezentacji Stern.

Wyraźnie wnosił do sytuacji niestosowną w danym przypadku krzątaninę.

Trzeci mężczyzna, którego Stern nie przedstawił Kołomyjcowi, leżał przy ścianie na kanapie z czarnej skóry, zupełnie jakby się położył odpocząć. Miał na sobie białą nylonową koszulę z podwiniętymi rękawami, szare cienkie spodnie i pantofle. Wijące się ciemne włosy z siwizną na skroniach, pociągła twarz, zapadnięte policzki, cienkie ironiczne usta. Wyraz twarzy nieboszczyka również był spokojny i nieco ironiczny, z lekkim odcieniem zdziwienia.

Następnie przedstawił się Staszek i przystąpił do sprawy. Właściwie nie całkiem jasno wyobrażał sobie, jak ma postępować i zachowywać się: na pierwszy rzut oka było jasne, że nie zdarzyło się tutaj nic prócz zwyczajnej śmierci, więc przysłano go tylko pro forma, żeby zadowolić czyjeś dygnitarskie ambicje. „Dobrze, proszę bardzo, zadowolę!” Zdecydował się wykręcić niezbędnym minimum: oględziny, zeznania obecnych, kogo się podejrzewa (jeśli w ogóle kogoś się podejrzewa?) — i tyle. I bez protokołu ze świadkami, zbędnego, skoro nie było oficjalnego zgłoszenia.

Oględziny zwłok nic nie dały. Na ciele profesora Turajewa nie było śladów przemocy. Wystąpiło tylko stężenie pośmiertne, które już nieco podgięło nogi w kolanach i ręce z łokciach. Stern potwierdził sugestię Kołomyjca, że śmierć nastąpiła około piątej nad ranem, to znaczy około sześciu godzin temu. Ubranie nieboszczyka też było w zupełnym porządku, nie stwierdzono na nim rozdarć i rozcięć materiału ani plam krwi (i w ogóle jakichkolwiek plam).

Staszek sfotografował zwłoki.

Oględziny pokoju, do których następnie przystąpił (uprzednio upewniwszy się, że wszystko tu od momentu odkrycia zwłok pozostało bez zmian), niczego nie wniosły do obrazu zajścia. W pokoju znajdowały się dwa miękkie fotele z gąbki z szaroniebieskim obiciem, wspomniana już kanapa, na której leżał nieboszczyk, duże biurko (na nim — czasopisma, książki, kartki papieru z notatkami i puste, szklanki z resztkami herbaty i plasterkami cytryny, długopis), stelaże z książkami na bocznej ścianie. „Jak na profesora, to książek nie tak znów dużo zauważył w duchu Staś pewnie większa część jest w mieszkaniu w mieście”. Kąt przy oknie zajmował fikus w drewnianej donicy. Z sufitu, z ozdobnej rozety, zwisał kilkuramienny żyrandol — trzy żarówki na obrzeżu, jedna w środku. Czysty parkiet, ściany pomalowane na przyjemny dla oka jasnobeżowy kolor. Lecz najważniejsze było to, że w tym wszystkim nie było śladów ani walki, ani czyjegoś bezprawnego wtargnięcia; odwrotnie, pokój był zadbany, odkurzony.

Kołomyjec otworzył okno, za którym widniał piękny krajobraz ze stawem i lasem; podśmiewając się w duchu z siebie samego zbadał zasuwki — sprawnie działające, szyby — całe, zewnętrzną powierzchnię ściany — gładką, bez rys. „Po jakiego diabła mnie tu przysłano?!” — z rozdrażnienia znowu zachciało mu się palić.

Wywiad wśród obecnych także nic nie dał. Wdowa po „poszkodowanym”, nosząca egzotyczne imię Chalila Kurbanowna (reagująca, jak zauważył Staszek, również na imię Lila), zeznała, że kiedy jej mąż pracował, a pracował prawie zawsze, to zostawał na noc w tym pokoju; ponieważ przesiadywał do późna w nocy, więc i spał do białego dnia. Dlatego dzisiaj rano nic sobie takiego nie pomyślała, zaniepokoiła się dopiero po dziesiątej: śniadanie podano, jak prosił wieczorem, na tę godzinę, a on się nie pojawił. I nie słychać było, żeby chodził — a pracując, zawsze chodził tam i z powrotem; to znaczyło, że jeszcze nie wstał… Wdowa mówiła prawie bez obcego akcentu, jedynie intonacja zdradzała niekiedy jej orientalne pochodzenie.

Najpierw zawołała męża, następnie weszła na mansardę, żeby go obudzić i… Tu Chalilę Kurbanownę opuściło opanowanie, głos załamał się, w oczach pojawiły się łzy. Sasza był martwy, nawet już zimny. Wezwała telefonicznie profesora Zagórskiego i doktora Sterna. Na pytanie śledczego, czy podtrzymuje orzeczenie obywatela Sterna, że w zgonie jej męża można doszukać się znamion przestępstwa, kobieta wzruszając szczupłymi ramionami powiedziała zmęczonym głosem: „Ja… nie wiem. Czy to teraz nie wszystko jedno?” Zaś dotknięty Stern nie omieszkał zareplikować:

— Przecież to pan powinien ustalić, młody człowieku!

Staszek zmilczał, ale rozzłościł się jeszcze bardziej. „Dobra, będziemy ustalać!” Gdzie tej nocy spała żona poszkodowanego? Na dole, odpowiedziała Chalila Kurbanowna, w sypialni. „No proszę, można sprawdzać, czy rzeczywiście nocowała w domu. Ustalilibyśmy, oczywiście, że tak właśnie było, ale zdenerwowałbym ją, skompromitował. Poważny człowiek — Kołomyjec z ukosa spojrzał na Sterna — łysy, a nie rozumie”. Kiedy ostatni raz widziała męża żywego? O wpół do jedenastej wieczorem, odpowiedziała wdowa, Sasza zawołał z góry, żeby zaparzyła im herbaty, więc zaparzyła i podała.

— Komu „im”? — od razu zareagował śledczy. — Z kim był?

— Z Eugeniuszem Pietrowiczem oni wczoraj razem pracowali.

„Tak!” Staszek zatarł w myślach dłonie, zaczynało go bawić, jak wypracowana przez wieki procedura śledztwa sama, wbrew woli jej uczestników, nadawała zdarzeniu charakter kryminalny. W powietrzu wyraźnie zaczynało pachnieć nie wyjaśnionymi wątpliwościami, a być może i premedytacją. Zwrócił spojrzenie na Zagórskiego i wyczuł, jak ten, zasmucony dotąd jedynie śmiercią przyjaciela i kierownika, teraz zaczął doświadczać bardziej osobistych uczuć. „Gdybyż jeszcze wziąć go w krzyżowy ogień pytań — żeby przesłuchiwanemu robiło się na przemian to gorąco, to zimno, zwłaszcza jeśli w nic nie jest zamieszany…”

Z jakiego powodu obywatel Zagórski był wieczorem o tak późnej porze u profesora Turajewa? Razem pracowaliśmy nad nową teorią, odparł ten; on i Aleksander Aleksandrowicz w ciągu wielu lat współpracowali ze sobą i byli współautorami artykułów, monografii, nawet podręczników fizyki. Było to powiedziane z całkowitym opanowaniem i nawet pewnym wyrzutem — tak jakby pracownik prokuratury miał obowiązek znać autorów i współautorów zajmujących się fizyką teoretyczną. O której godzinie wyszedł? O jedenastej, pół godziny po tym, jak Chalila Kurbanowna podała im herbatę. On, Zagórski, czasami nawet zostawał tutaj na noc — kiedy razem z Turajewem zapominali o wszystkim, pochłonięci pracą. Lecz tym razem nie wychodziło im, obaj uznali, że lepiej będzie rozstać się na parę dni, przemyśleć wszystko niezależnie, żeby następnie spotkać się i przedyskutować. Prócz tego on, Zagórski, miał dużo spraw w instytucie: organizacja sympozjum, różne sprawy bieżące…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Retronauci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Retronauci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Retronauci»

Обсуждение, отзывы о книге «Retronauci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x