Wladimir Sawczenko - Retronauci

Здесь есть возможность читать онлайн « Wladimir Sawczenko - Retronauci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Kraków, Год выпуска: 1989, Издательство: Wydawnictwo Literackie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Retronauci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Retronauci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zebrane opowiadania prezentują rozmaite odmiany literatury sf od „powieści kryminalnej w czterech trupach” do interesującej parafrazy motywu wehikulu czasu. Pisarz rezygnuje niekiedy z zasady prawdopodobieństwa naukowego na rzecz fantazji paradoksalnych hipotez i eksperymentów intelektualnych. Jego utwory dobrze osądzone są w codzienności radzieckiej, wiele tu trafnych obserwacji obyczajowych i humoru.

Retronauci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Retronauci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

À propos Ryndyczewicza — dlaczego nie zjawił się? Naruszył obyczaj. Piwo z rybką, Bóg z nim, powiedziałem o tym, żeby nacieszyć wzrok wyrazem twarzy szefa, jednak sam Ryndyczewicz powinien tu tkwić jak lanca. Żeby nie spotkać się ze mną po takim przerzucie!.. Przede wszystkim powinien zainteresować się, co i jak, na niego także przyjdzie kolej. Czyżby nie poradził sobie z profesorem? Poczekam jeszcze.

Schodzę na dół, przechodzę po łące obok nowego starorzecza, aż do końca zakola, odkrywam tam źródło i — z braku piwa — piję wodę z garści. Ta woda również jest smaczna, ale nie tak jak tamta, pachnie gliną. I woda nie jest taka sama i rzeka — i ja wróciłem nieco inny. Zubożyłem swoje życie.

Wracam na górę: nie ma mojego słoneczka Światosława Iwanowicza. Miedzą, wśród kukurydzy i słoneczników, idę do szosy, a potem — do przystanku autobusowego.

…Na dworcu autobus zatrzymuje się na stanowisku akurat obok kiosku. Dostrzegam w nim lokalną gazetę z portretem w czarnych ramkach na pierwszej stronie. Kupuję: Matko Boska! — profesor Miskin zmarł nagle wczoraj… z powodu wylewu krwi do mózgu! A więc Rynda pokpił sprawę?

Wpadam do gabinetu Bahryja. Szef czeka na mnie i widać po nim, że oczekuje mnie od dawna i z niepokojem. Zrywa się, ściska w objęciach.

— No, przynajmniej z tobą wszystko w porządku! Dzielny jesteś, znakomicie się spisałeś.

— A co ze Sławkiem? — uwalniam się z objęć, widzę na biurku szefa taką samą gazetę z nekrologiem. — Gdzie on jest?

— Siedzi.

— Jak to, siedzi?

— Tak to, siedzi. W areszcie śledczym. Ustalanie tożsamości, pobudek czynu i tak dalej… Przecież mu mówiłem, nieraz mówiłem: należy ostrożnie pracować, delikatniej! No i masz, po prostu wyłączył prąd…

Bahryj sadowi się na brzegu biurka, zapala, opowiada.

Ryndyczewicz cofnął się z piętnastogodzinnym retrointerwałem i zjawił się w Instytucie Neurologii pod koniec pracy — w charakterze inspektora bhp. Do laboratorium Miskina na trzecim piętrze wszedł godzinę przed wybuchem butli, akurat kiedy trwały przygotowania do doświadczenia. Chwila była nie najodpowiedniejsza i Miskin (niskiego wzrostu, łysy brodacz, o wysokim głosie i przenikliwym spojrzeniu… taki sobie przyjemniaczek) od razu zabrał się do odprawiania Ryndyczewicza: wszystko tu jest w porządku, powiada, jestem dyrektorem instytutu i za wszystko odpowiadam. Na co Rynda rozsądnie, chociaż nie całkiem taktownie stwierdził, że jedno z drugiego nie wynika (czyli, że skoro jest tu dyrektor, to na pewno jest i porządek) i życzyłby sobie jednak dokonać przeglądu. Profesor i zarazem dyrektor natychmiast nieco się wzburzył, podniósł głos: takie przeglądy należy przeprowadzać podczas pracy, a teraz jest już po pracy i postronni nie mają po co wałęsać się o tej porze w laboratorium.

— Przybyłem właśnie w celu sprawdzenia waszych prac wykonywanych wieczorem — znowu rezolutnie odpowiedział „inspektor” — ponieważ o tej porze zdarza się u was najwięcej wykroczeń przeciwko zasadom bhp… — i przystąpił do sprawy. — Pierwsze wykroczenie mam wprost przed oczyma — wskazał butlę obok komory operacyjnej — tak pracować nie wolno. Należy umieścić butlę za mocną siatką, a jeszcze lepiej wynieść ją na korytarz, tam zasłonić i przewód doprowadzić do laboratorium przez ścianę.

— Posłuchaj pan, wynoś się stąd! — Miskin coraz bardziej tracił cierpliwość; doświadczenie było już przygotowane i nawet nie chciał myśleć o tym, żeby je odkładać i coś zmieniać. — Zawsze tak pracujemy, wszyscy tak pracują i nic się nie dzieje.

— I nie nabita broń strzela raz do roku, towarzyszu dyrektorze — odparował Ryndyczewicz. — Nawet sprzedawcy wody sodowej nie zapominają osłonić siatką miejsca nabijania syfonów, chociaż nie mają do czynienia z takim dużym ciśnieniem jak w tej butli. Tak więc jestem zmuszony nalegać na ustawienie osłony. W przeciwnym razie nie pozwolę pracować.

— Pan — mnie?! — osłupiał profesor.

Tak od słowa do słowa rozegrała się owa skandaliczna scena, w której niewielkiego wzrostu Miskin, rozogniony i czerwony, atakował Ryndyczewicza, wrzeszczał nieprzyjemnym falsetem: „Jak pan śmie przeszkadzać mi w badaniach?! Pana trzeba by wsadzić za kratki… do zoo! Skąd takiego typa wytrzasnęli: osłona… woda sodowa… bhp… ja ci dam bhp!” Także jego współpracownicy dorzucali swoje i nawet pies w kabinie, przywiązany do stołu, ale jeszcze nie zoperowany, rozszczekał się z podniecenia.

— A, co ja będę z wami dyskutował! — i „inspektor” podszedł do laboratoryjnej tablicy rozdzielczej, przekręcił główny wyłącznik (neonowe wskaźniki przyrządów zgasły), stanął przed tablicą w niewzruszonej pozie. — Nie będziecie pracowali, dopóki nie zmienicie!..

Słucham i robi mi się nieswojo. Z jednej strony uczucia Sławka można zrozumieć: przybył, żeby ratować człowieka — i natknął się na coś takiego. Ale z drugiej strony… przecież doprowadziło go do tego prostactwo, ta prostota, która rzeczywiście jest gorsza niż złodziejstwo. „Mam prawo” — i cześć. W najważniejszym momencie przygotowań do doświadczenia. Trzeba przecież choć trochę znać się na ludziach. W takiej sytuacji nie tylko profesor, który przywykł czuć się w swoim instytucie panem i władcą — lecz również zwykły eksperymentator może rzucić się z pięściami.

— Precz mi stą—ąd! — wrzeszczał podchodząc do „inspektora” profesor, któremu nawet łysina spąsowiała. — Jakim prawem?! Chuligan, bandyta! Natychmiast wezwać tu straż, milicję… a… a!

I nagle zachwiał się, przewrócił na plecy.

— Głęboki wylew, porażający ważne dla życia ośrodki w mózgu — zakończył opowiadanie Bahryj. — Przecież on miał nadciśnienie, a do tego był impulsywny, miał usposobienie choleryczne. No i trafił go szlag. Tylko spokój mógł go uratować. Zgon nastąpił po półgodzinie. No a potem… przybiegła straż, przybyła milicja. Oczywiście Ryndyczewicz nie miał żadnych dokumentów stwierdzających, że jest inspektorem, a wyjaśnić nic nie mógł. No i…

— Ale wybuchu nie było?

Szef patrzy na mnie z ironią, odpowiada zakończeniem anegdoty:

— „Ale chory przed śmiercią wypocił się?” — „O tak!” — „Więc widzicie”. Jakie to ma znaczenie, że butla nie wybuchła, jeśli profesor umarł.

— Powiem jedno: pan przecież dał Ryndyczewiczowi niewykonalne zadanie. Zgon nastąpił pół godziny później, czyli mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Miskin zginął na skutek wybuchu?

— Tak.

— Więc to, że momenty zgonów z powodu różnych przyczyn pokrywają się w obu wariantach, świadczy właśnie o tym, iż owe różne przyczyny to tylko zewnętrzny pozór, a istotny powód — to charakter i styl pracy zmarłego Miskina. I słusznie chciał pan wybrać wariant minimalnie zmieniony: żeby wybuch butli nie zabijając Miskina nauczył go chociaż rozsądku. A tu: żadnych wybuchów w laboratorium. Cicho, sza! A cicho, sza być nie mogło — uratowano głowę profesora przed zewnętrznym wybuchem, ale rozerwał ją wybuch od wewnątrz!

Bahryj patrzy na mnie z zadowoleniem:

— Tak, właśnie „rozerwał”, przecież była sekcja, otwarto czaszkę… Dorośleje pan, Sasza, poprawnie pan motywuje. Przed tą retromisją tak pan jeszcze nie rozumował… Wszystko w porządku, w takim duchu złożyłem wyjaśnienie Worotilinowi: to był jego rozkaz, on jest więc winien, niech wyciąga Światosława z paki. Ale dla Ryndyczewicza… dla niego niech to też będzie porządna nauczka! Nie wolno tak… — szef ponownie radośnie patrzy na mnie. A tak naprawdę to pan przyszedł z pomocą swojemu przyjacielowi — swoją superretromisją i jej wynikami. Bez nich Worotilin nie kiwnąłby nawet palcem. Nie ma co, zuch z pana, bohater, proszę żądać, czego tylko pan chce.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Retronauci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Retronauci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Retronauci»

Обсуждение, отзывы о книге «Retronauci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x