Przez kilka minut stał, niezdolny do żadnego ruchu. Przez cały ten czas dziewczynka nie odpłynęła ani na chwilę. W głowie mężczyzny kłębiły się tysiące pytań. Kim ona jest? Jak się tutaj dostała? W jaki sposób oddycha? Co stało się z jej palcami? Na chwilę przedtem, zanim bałwan gestem wyrostka dał znać, że czas iść dalej, Johannowi zaczęło się wydawać, iż dostrzega zaczątki palców tworzących się na końcach górnych płetw dziewczynki. W tej samej chwili zrozumiał, że musiał chyba postradać zmysły.
Ogromny morski wąż z łbem przypominającym paszczę smoka nie wywarł na Johannie już tak dużego wrażenia. Mimo że potwór walił wielkim ogonem w szybę pojemnika i wykrzywiał pysk w grymasach mrożących krew w żyłach, Johann prawie wcale nie zwrócił na niego uwagi. Nie mógł przestać rozmyślać o dziwnej, małej, złotowłosej dziewczynce, która miała płetwy zamiast palców.
Oszołomiony, wyszedł za śniegowym bałwanem z akwarium i podążał za nim kilkoma ciemnymi korytarzami o gładkich lodowych ścianach. Później tylko mgliście przypominał sobie, że jego przewodnik zaprowadził go do windy, którą Johann wyjechał na powierzchnię. Kiedy dotarł do namiotu, jak nieżywy zwalił się na śpiwór. Nie potrafił go obudzić nawet Kwame, który dołączył do niego po kilku minutach.
Nie zdziwili się faktem, że żaden ich radiotelefon nie działa. Uznali też za niemal oczywiste, że kiedy przebywali w podziemnym lodowym świecie, ich namiot przeszukano, a wszelką informację zarejestrowaną przez kamery wideo skasowano.
— A zatem nie mamy żadnego dowodu, że widzieliśmy to, co widzieliśmy — stwierdził Kwame.
— Wobec tego zostają tylko zeznania naocznych świadków — rzekł Johann.
Na dworze zrobiło się ciemno. Johann przespał całe dziewięć godzin i chociaż obudził się jakiś czas temu, nadal czuł się oszołomiony. Nie wiedział, co sądzić na temat tego wszystkiego, co widział i co przeżył. Rozmowa z Kwamem pozwoliła mu trochę oprzytomnieć.
— Zastanawiam się, dlaczego pozwolili doktor Won uciec z pamiętnikiem i mapami — powiedział Kwame.
— Może wcale nie pozwolili — stwierdził Johann. — Może kulki przyczyniły się do jej śmierci. A może bałwan czy jakiś inny stwór. Może nawet spowodowały awarię jej komputera, nie spodziewając się, że znajdziemy kobietę i odzyskamy zapisaną w pamięci maszyny informację. Prawdopodobieństwo czegoś takiego było przecież jak jeden do miliona.
Przez cały czas rozmowy zbierali swoje rzeczy i pakowali je do dużych toreb.
— Jak sądzisz, dlaczego pokazali to wszystko tylko tobie? — zapytał Kwame. — Dlaczego nie pozwolili mi obejrzeć chociaż drobnej części?
Johann wzruszył ramionami.
— Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, tak samo jak nie mogę zrozumieć, co właściwie starali się mi pokazać… A jednak oglądając to wszystko, dowiedziałem się czegoś ważnego, zapewne najważniejszego w życiu. Może jeszcze po tym nie ochłonąłem i nie całkiem przyszedłem do siebie, ale to, co zobaczyłem w tych podziemnych korytarzach, upewniło mnie, że obce istoty, z którymi możemy mieć kiedyś do czynienia, będą o wiele dziwniejsze, niż potrafimy sobie wyobrazić.
Zapadła krótka cisza.
— Czy sądzisz, że dadzą nam teraz spokój? — zapytał Kwame, zarzucając torbę na ramię.
— Nie wiem — odparł Johann. — Myślę, że w dużej mierze to będzie zależało, czy poczują się zagrożeni tym, co wiemy. — Na chwilę przerwał pakowanie i popatrzył na przyjaciela. — Bez względu jednak na to, co postanowią, wydaje mi się jasne, że jesteśmy zdani na ich łaskę lub niełaskę.
— To nie było pocieszające — oświadczył Kwame.
— Bo nie miało być — odrzekł Johann.
Z zawieszonymi na ramionach torbami, które teraz, bez sznurowych drabinek, były o wiele lżejsze, obaj mężczyźni zaczęli z mozołem pokonywać usianą lodowymi głazami przestrzeń dzielącą ich od pojazdu. Kiedy układali torby w bagażniku lodomobilu, nad ich głowami pojawiła się świecąca wstęga. Ku zdumieniu Johanna lodomobil dał się jednak uruchomić bez najmniejszego trudu.
— Może nie chcą nas zabijać tak blisko swojego domu. — Kwame roześmiał się nerwowo. Kiedy skierowali się na południe i mknęli po lodzie, wypełniona świetlistymi cząstkami wstęga towarzyszyła im, unosząc się nad pojazdem. Johann zaczął nawet martwić się czymś innym.
— A co będzie, jeżeli ta wstęga zechce podążać za nami aż do samej Valhalli? — zapytał. — Czy możemy narażać wszystkich mieszkańców placówki na nowe niebezpieczeństwo, którego sami nie znamy?
— Tego nie będziemy mogli wiedzieć — odparł Kwame. — Założę się jednak, że cząstki i ich przyjaciele wiedzą o Valhalli od dawna, a zatem musi istnieć jakiś inny powód, dla którego ta przeklęta wstęga nam towarzyszy.
Kiedy pojazd dojeżdżał do skraju głównego podbiegunowego lodowca i znajdował się o niecały kilometr od miejsca, w którym zostawili łazik, silnik lodomobilu niespodziewanie odmówił posłuszeństwa.
— Oho — odezwał się Kwame. — Wcale mi się to nie podoba… To paskudne miejsce, żeby stracić życie.
Unosząca się nad nimi wstęga przemieściła się i znieruchomiała nad ich głowami.
— Zostaw wszystko — powiedział nagle Johann. — Wyjmij to, co masz w kieszeniach, i przełóż do bagażnika lodomobilu. Może chociaż w ten sposób przekonamy ich, że jesteśmy gotowi rozstać się ze wszystkim, co mogłoby stanowić dowód ich istnienia.
Kwame spojrzał na Johanna, jakby chciał zorientować się, czy nie żartuje.
— No dobrze — zgodził się w końcu. — Jeżeli uważasz, że to takie ważne…
W dalszą drogę ruszyli pieszo. Wstęga świecących cząstek opuściła się na wysokość ich oczu i przez cały czas pozostawała między nimi. Johann stwierdził, że znajduje się o niecałe pół metra od niego. Każde spojrzenie na nią denerwowało go coraz bardziej. W końcu nie wytrzymał i krzyknął:
— Posłuchaj, kimkolwiek jesteś! Jeżeli zamierzasz nas zabić, to zrób to i przestań nas dręczyć!
Biała wstęga przekształciła się w aureolę i przez kilka sekund unosiła się to nad nim, to nad Tanzańczykiem. Później obaj mężczyźni zostali oślepieni silnym błyskiem. Nie widzieli więc, jak wstęga eksploduje, zamieniając się w tysiące mikroskopijnych kulek, które opadają, pokrywając ich kombinezony cienką warstwą. Wydawało im się, że świetlista wstęga po prostu zniknęła.
Kiedy Johann i Kwame wrócili do Valhalli, placówka przeżywała właśnie kolejny kryzys.
— Wiem, że chcesz opowiedzieć mi o wielu rzeczach — powitał Johanna Narong — ale potrzebna mi jest twoja natychmiastowa pomoc. Deirdre Robertson oskarżyła Yasina o to, że poprzedniej nocy napastował ją w jej pokoju. Twierdzi, że zamierzał ją zgwałcić, i zrobiłby to, gdyby Anna nie pospieszyła jej na ratunek. Zwołałem w tej sprawie zebranie, które ma zacząć się za dwie godziny… Ponieważ wróciłeś, będziesz musiał przewodniczyć.
— Cholera — zaklął Johann. — Przeżyłem właśnie najważniejszą przygodę w całym swoim życiu; możliwe nawet, że w życiu jakiegokolwiek człowieka. Czy naprawdę muszę teraz zajmować się Yasinem?
Narong wzruszył ramionami.
— Szlachectwo zobowiązuje i tak dalej — powiedział. — Wszyscy wiedzą, że wróciłeś. Wiadomo, że nie mogę rozpocząć zebrania bez ciebie, a jeżeli przełożymy je na inny termin, rozwścieczymy wszystkie kobiety z Valhalli. Ale rób, jak uważasz.
— Nie, nie — odrzekł pospiesznie Johann. — Lepiej będzie mieć to już za sobą. Jeżeli cokolwiek pomoże mi przyjść do siebie, to słuchanie Yasina, jak się kłóci z dwiema kobietami naraz. — Odwrócił się do Kwamego. — W czasie rozprawy będziemy cię potrzebowali w charakterze oficjalnego doradcy. Oficjalnie jesteś także muzułmaninem, a więc Yasin nie będzie mógł nam zarzucić, że rozprawa jest nieobiektywna pod względem religijnym… Muszę cię jednak uprzedzić, że Yasin ma opinię człowieka mściwego.
Читать дальше