— Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł — odparł Johann odwracając się, by spojrzeć na Yasina.
W tej samej chwili zobaczył kierujące się ku nim dwie mniejsze wstęgi. Na ten widok mężczyźni przystanęli obserwując, jak wstęgi zamieniają się w torusy i zatrzymują się nad ich głowami. Pierwszy torus zawisnął nad głową Johanna, a drugi obrał sobie za cel głowę Kwamego. Johann poczuł, że przez ręce i nogi przebiega mu jakieś dziwne mrowienie.
— Pozostały jeszcze trzy wolne miejsca — usłyszał w słuchawkach głos Beatrice. Zakonnica stała w otwartych drzwiach pudła i patrzyła w ich stronę.
Kwame odchylił głowę i wpatrywał się w'zawieszoną nad nim wypełnioną świecącymi drobinami aureolę.
— No cóż — odezwał się po kilku sekundach. — Jeżeli chodzi o mnie, to wystarczy… Potrafię zrozumieć, kiedy zostaję wybrany.
Wyciągnął rękę i wymienił uściski z trzema pozostałymi mężczyznami.
— Trzymaj za mnie kciuki — odezwał się do Johanna, który przez rozdzielające ich szyby hełmów mógł widzieć, jak Tanzańczyk się uśmiecha.
— A co z tobą, szefie? — zapytał go Narong, kiedy pozostali patrzyli, jak Kwame odwraca się i rusza w stronę pudła na kapelusze. — Wydaje mi się, że i nad twoją głową unosi się coś dziwnego.
— Ja nigdzie nie idę — oświadczył zdecydowanie Johann, odwracając się i ruszając pod górę zbocza. — To wszystko jest dla mnie zbyt zwariowane. A poza tym jestem przecież potrzebny w Valhalli.
— Moglibyśmy poradzić sobie i bez ciebie — stwierdził informatyk. — Przypomnij sobie, co mówiłeś mi o swoim pierwszym spotkaniu…
Johann nie miał czasu, by odpowiedzieć, gdyż wszystkie cząstki tworzące zawieszony nad nim torus skupiły się nagle w kulę wielkości tenisowej piłki, która zamarła w powietrzu nad jego głową, zaledwie o kilka metrów przed nim. Kiedy Johann dał następny krok, tenisowa piłka ruszyła ku niemu, rozbijając się o szybę jego hełmu.
— Bracie Johannie — usłyszał w słuchawkach melodyjny głos Beatrice. — Chodź do nas. Aniołowie wybrali ciebie nie po raz pierwszy.
Tenisowa piłka znalazła się na poprzednim miejscu. Było jasne, że jest gotowa do zadania następnego ciosu, gdyby Johann spróbował zrobić jeszcze jeden krok naprzód. Mrowienie w jego rękach i nogach przybrało na sile. Czując, że zniewala go coś, co wydaje mu się sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, Johann zawrócił i skierował się w dół pochyłości.
— Brawo, bracie Johannie — odezwał się w słuchawkach głos siostry Beatrice. — Nareszcie okazujesz, że masz chociaż trochę wiary.
Johann znalazł się pod drabinką, kiedy do końca sekwencji błysków pozostało już tylko sześć minut. Gdy wspinał się po szczeblach, był świadom, że jego nierytmicznie bijące serce i jakiś wewnętrzny głos mówią mu, że jest kompletnym, absolutnym głupcem.
Siostra Beatrice przywitała go na progu, obejmując na krótką chwilę, a potem gestem zaprosiła, by zajął miejsce w środku. Pomieszczenie w kształcie sześciokąta miało rozmiary niewielkiej sypialni. Spoglądając co kilka sekund na zegarek, Johann starał się uspokoić nerwy, rozmawiając na różne błahe tematy z innymi, i dopiero na jakieś dwie minuty przed spodziewanym startem zajął miejsce w fotelu stojącym jak najdalej od wejścia.
— Chyba nadchodzi ktoś jeszcze — odezwał się siedzący najbliżej drzwi Feraando Gomez, gdy do końca sekwencji błysków została minuta.
Johann i siostra Beatrice odruchowo wstali, żeby zobaczyć, co się dzieje.
Po marsjańskiej równinie biegł samotny, ubrany w kosmiczny kombinezon człowiek. Przeskakując po dwa szczeble drabinki, wpadł do środka.
— Pomyślałem, że mogę zająć ostatni fotel — powiedział Yasin, bezwstydnie szczerząc się w uśmiechu. Po piętnastu sekundach drzwi pudła same się zamknęły.