Podniosłam się z klęczek i okrążyłam statuę, nie spuszczając spojrzenia z chmury świetlistych cząstek. Stwierdziłam, że tańczą w obrębie chmury, przemieszczając się we wszystkie strony. Dopiero jednak kiedy zatrzymałam się przed posągiem, rozpoznałam kształt, jaki przybrał anioł. To była szyba twojego kosmicznego hełmu, bracie Johannie, dokładnie taka sama, jaką pozostawiłeś u nas przed odjazdem z Mutchville!
Johann okazał zdziwienie, ale nie odezwał się ani jednym słowem.
— Pobiegłam w końcu do kościoła i obudziłam Vivien — rzekła Beatrice z uniesieniem widocznym na twarzy. — Niestety, zanim powróciłyśmy, anioł zdążył zniknąć… Jeszcze tego samego dnia zaczęłam dyskutować z Vivien, czy to, co zobaczyłam, miało oznaczać, że powinnyśmy wyruszyć w drogę, by zobaczyć się z tobą. Kiedy dwa dni później nasz zakonnik pełniący służbę w ośrodku łączności przeczytał te wyjątki z pamiętnika doktor Won, upewniłyśmy się, że to Bóg wzywa nas, byśmy pojechały do Valhalli.
— Och, bracie Johannie — rzekła podniecona Beatrice. — Musimy się udać na ten lodowiec, i zobaczyć te wszystkie cuda stworzone ręką Boga.
— Już to zrobiłem, siostro Beatrice — oznajmił Johann. — Prawdę mówiąc, dzisiaj rano powróciłem z wyprawy w tamte strony.
Obie zakonnice spojrzały na niego, nie wiedząc, co mają oznaczać jego słowa.
— Udało ci się znaleźć ten prostokątny otwór w lodzie? — zapytała z nadzieją Beatrice. Johann kiwnął głową.
— I widziałeś, co jest w środku? — odezwała się siostra Vivien. — Czy nie ma tam czegoś w rodzaju podziemnej lodowej budowli?
— Żeby tylko! — niemal wykrzyknął Johann. — Istnieje tam cały świat niepodobny do żadnego, jaki można byłoby sobie wyobrazić!
— Bracie Johannie, dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wcześniej? — zapytała Beatrice. Zmarszczyła brwi i przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną.
Johann roześmiał się.
— Nie było przecież na to czasu — odparł. — W zasadzie rozmawiamy po raz pierwszy. Beatrice i Vivien chłonęły każde słowo jego opowieści. Zadawały mu mnóstwo pytań, domagając się bardziej szczegółowych opisów, a nawet żądając, by rysował mapy i szkice na rozłożonych na stole kartkach. Z upływem czasu twarz siostry Beatrice stawała się coraz pogodniejsza i kiedy Johann opisał jej jasny błysk, po którym świetlista wstęga zniknęła, radość zakonnicy osiągnęła apogeum.
— Zupełnie jak Eliasz, bracie Johannie — odezwała się uszczęśliwiona. — Jesteś jak Eliasz… Albo nawet jak Mojżesz… Bóg wyróżnił ciebie i twojego przyjaciela Kwamego spośród wszystkich innych. Musi mieć dla ciebie jakieś bardzo, bardzo ważne zadanie.
Po policzkach zakonnicy zaczęły spływać łzy radości. Wzięła Vivien i Johanna za ręce. Mężczyzna nigdy przedtem nie dotykał dłoni Beatrice. Był zdumiony tym, jak ufnie się czuje, mogąc trzymać ją w swojej dłoni.
— Pomódl się teraz z nami, bracie Johannie — wezwała go Beatrice, prowadząc Vivien i Johanna do takiego miejsca w salonie, w którym wszyscy troje mogliby uklęknąć obok siebie. — Otwórz swoje serce przed Bogiem, tak jak On otworzył swoje przed tobą.
Uklęknęli obok siebie w ten sposób, że Beatrice znalazła się miedzy koleżanką a mężczyzną. Obie zakonnice złożyły dłonie i zamknąwszy oczy, pogrążyły się w modlitwie. Po krótkiej chwili Johann uczynił to samo, chociaż czuł się niesamowicie zażenowany.
— Dziękujemy Ci, Boże — odezwała się żarliwie Beatrice. — Dziękujemy Ci za to, że nieustannie pokazujesz nam cuda, które stworzyłeś. Dobry Boże, pomóż nam wszystkim, nie wyłączając klęczącego obok nas brata Johanna, zrozumieć Twoje cuda, które w swojej dobroci pozwoliłeś nam oglądać. Pomóż nam spożytkować naszą wiedze o tych cudach w sposób, który pomógłby wszystkim ludziom nie tracić ducha, tak by po wieczne czasy Cię wysławiali. Modlimy się w imię Twojego syna, Jezusa, oraz wszystkich świętych, którzy jak nasz święty Michał służyli Ci na przestrzeni wielu wieków.
Johann bardzo długo nie mógł zasnąć. Przez jakiś czas wsłuchiwał się w szmer głosów obu rozmawiających w sąsiednim pokoju zakonnic. Wprawdzie nie rozumiał, o czym mówią, ale dźwięk ich głosów sprawiał, że był zachwycony. Nieczęsto się zdarzało, że dzielił swój apartament z kimś innym, a zwłaszcza z kobietami.
Leżąc w łóżku z zamkniętymi oczami, czuł, jak jego myśli przeskakują od jednego wydarzenia do drugiego. Przypominał sobie wszystko, czego był świadkiem w ciągu ostatnich dwóch dni. Siostry Beatrice nie dziwiły metamorfozy wstęgi i to, że przybierała figury, które Johann już kiedyś widział.
— Nie ma w tym nic zaskakującego, bracie Johannie — powiedziała. — Aniołowie wiedzą przecież o wszystkich twoich poprzednich spotkaniach z innymi aniołami nawet wówczas, kiedy miały miejsce na innej planecie. Aniołowie porozumiewają się ze sobą, gdziekolwiek są, a ukazywanie się ludziom jest czymś niezwykłym nawet w ich świecie… Jeżeli chcesz znać moje zdanie, najbardziej zdumiewa mnie fakt, że dzięki tak wielu kontaktom z nimi spadło na ciebie wiele błogosławieństw, a ty nadal nie chcesz albo nie możesz pojąć, iż twoim życiem kieruje ręka Boga.
W końcu Johann zasnął, nie przestając myśleć o siostrze Beatrice. Była główną postacią jego wszystkich snów, których większość dotyczyła przyziemnych szczegółów codziennego życia. W jednym śnie Beatrice towarzyszyła mu podczas rutynowej inspekcji placówki. Przypominał sobie później, jak w tym śnie wydawało mu się oczywiste, że oboje spędzają czas i pracują razem. Poczuł nagle, że ktoś delikatnie potrząsa go za ramię.
— Bracie Johannie — usłyszał kobiecy głos. — Obudź się, proszę… Wydarzyło się coś niezwykłego.
Przez jakiś czas nie wiedział, gdzie jest i co robi. Później usiadł na łóżku i odruchowo zerknął na stojący obok niego elektroniczny budzik. Dochodziła właśnie czwarta nad ranem.
— Przepraszam, że cię budzę, bracie Johannie — mówiła Beatrice — ale coś dziwnego dzieje się w sąsiedztwie Valhalli. Byłam w obserwatorium i miałam zacząć medytacje, kiedy na tle ciemnego nieba zobaczyłam nagle dwie jasne, spadające gwiazdy. Zastanawiałam się, czy mogły spaść blisko placówki, gdy ujrzałam trzy następne podążające mniej więcej tym samym torem, co dwie poprzednie.
Rozespany Johann wpatrywał się w piękne, szeroko otwarte oczy znajdujące się o niecały metr od jego głowy. W pierwszej chwili chciał powiedzieć siostrze Beatrice, by zajęła się swoimi medytacjami czy czymkolwiek innym i wróciła po trzech godzinach, żeby wtedy opowiedzieć mu o tych rzekomo spadających z nieba gwiazdach. Ale nie — powiedział sobie w myślach. — Pójdę z nią do obserwatorium i wygłoszę standardową mowę na temat roju meteorytów… To może być nawet całkiem dobry ubaw.
Nie zapalając światła, wyślizgnął się z łóżka, narzucił koszulę i włożył kapcie. Oboje przeszli cicho na palcach przez salon, by nie zbudzić śpiącej Vivien, i zaczęli wspinać się po kręconych schodach wiodących do jedynego obserwatorium, jakie miała Valhalla.
— Nie mogłam wcale zasnąć — dobiegł go z góry szept wchodzącej przed nim Beatrice. — Nie potrafiłam przestać myśleć o tym wszystkim, co mówiłeś nam wieczorem.
Johann musiał zwolnić, żeby nie nadepnąć na skraj nocnej koszuli zakonnicy. W pewnej chwili, pod wpływem jakiegoś łobuzerskiego odruchu, chciał unieść rąbek jej szaty, by zobaczyć, co ma pod spodem, ale w końcu udało mu się zapanować nad sobą.
Читать дальше