— Czy wiesz, jak szybko przemieszcza się burza? — zapytał go Johann.
— Dyrektor placówki w BioTech był pewien, że na początku przyszłego tygodnia obejmie zasięgiem całą planetę — odparł Yasin. — Zanim wysiadły czujniki w Mutchville, zarejestrowano prędkość wiatru równą ośmiuset kilometrom na godzinę. Chmury pyłu w okolicach równika wzbijają się na wysokość szczytów górskich Tharsis.
— Ile czasu zdołamy przeżyć bez światła słonecznego? — spytał Johann.
— Sześć tygodni, może dwa miesiące — odparł informatyk. — Najwyżej dziesięć tygodni, jeżeli będziemy mieli szczęście i nie wydarzy się żadna poważna awaria.
— Myślałem o tym, kiedy jechałem pociągiem — oświadczył Yasin. — Jeżeli teraz, zanim dotrze do nas burza, przedsięweźmiemy wszystkie niezbędne kroki, może uda się nam przeżyć jeszcze miesiąc dłużej. Trzeba będzie jednak całkowicie zatrzymać produkcję wody i użyć całego ciężkiego sprzętu do zaopatrywania placówki.
— W czasie burzy, jaka nawiedziła Valhallę w 2109 roku, na początku działalności placówki, światło słoneczne nie docierało przez całe dziewięćdziesiąt dwa dni — przypomniał zaniepokojony Narong. — Burza o takiej sile może sprawić, że wszyscy zginiemy.
Nagle z zegarka Naronga dobiegł cichy kurant.
— Zupełnie zapomniałem — powiedział odwracając się i pokazując na monitor umieszczony pod sufitem w kącie baru. — Nasza sekwencja błysków powinna się zakończyć dokładnie za minutę.
Pierwsze trzydzieści sekund Johann i Narong poświecih na wyjaśnianie Yasinowi, co zdarzyło się w Valhalli w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, jakie upłynęły od chwili odjazdu pociągu. Nie zdążywszy opowiedzieć mu o wszystkim, zamilknęli i wpatrzyli się w ekran monitora.
Obraz na ekranie przedstawiał prostokątną płytę z widocznymi na jej powierzchni błyskami światła, a w oddali mniejsze pudło na kapelusze. Można było je dostrzec tylko z wielkim trudem, gdyż na marsjańskiej równinie panowała teraz noc, a zdalnie sterowane kamery ze swoimi reflektorami znajdowały się dosyć daleko. Gdy sekwencja błysków dobiegła końca, pod pudłem na kapelusze błysnęło i po kilku sekundach cała konstrukcja uniosła się nad powierzchnię gruntu. Wszyscy patrzący na tę scenę wstrzymali oddechy. Czuwający w centrum operacyjnym technik łącznościowiec zachował przytomność umysłu i w następnym ułamku sekundy na monitorze ukazał się obraz filmowany przez kamerę z szerokokątnym obiektywem. Przez następne cztery czy pięć sekund wszyscy mieszkańcy Valhalli patrzyli w osłupieniu, jak pudło na kapelusze unosi się coraz szybciej i wyżej, by w końcu zniknąć z pola widzenia obiektywu.
Kiedy Johann ogłosił w Valhalli stan zagrożenia i oświadczył, że nadciąga niebezpieczna burza piaskowa, w placówce zawrzało jak w ulu. W zapale gorączkowych przygotowań na jakiś czas zapomniano o zdumiewających rzeczach dziejących się na płaskowyżu.
Johann i Narong poświecili kilka godzin na opracowanie ogólnego planu akcji, a później, w trakcie zebrań z pracownikami każdego wydziału, uzgadniali szczegóły kroków, jakie miały być podjęte. Zebrania te zakończyły się dopiero po pomocy, toteż Johann był dość zmęczony, kiedy otrzymał od Anny wiadomość, by spotkać się choć na kilka minut z Deirdre i kilkoma jej najbardziej pomstującymi przyjaciółkami. Wszystkie były rozgniewane na Johanna za to, że zawiesił postępowanie w sprawie ich skargi przeciwko Yasinowi.
Deirdre była niemal sina z wściekłości.
— Ten sukinsyn wygrażał mi penisem! — krzyczała, kiedy Johann spotkał się z kobietami w swoim gabinecie. — Przyznał się do tego w obecności wielu ludzi… Jeśli teraz nie podejmiesz żadnych kroków w tej sprawie, zachowasz się tak, jakbyś mu przebaczył.
— Ja patrzę na to z innej strony — odezwał się spokojnie Johann. — Jeżeli chcemy mieć pewność, że placówka przetrwa nadciągającą burzę, będziemy potrzebowali i talentu Yasina, i jego zgody na współpracę. Nie mogę narażać mieszkańców Valhalli tylko po to, by naprawić wyrządzoną ci krzywdę.
A zresztą, Yasin dał słowo, że nie będzie żadnych więcej takich incydentów. Poza tym obiecuję ci, że natychmiast po ustąpieniu zagrożenia ponownie zwołam zebranie rady i zajmę się twoją skargą.
— Jego cholerne słowo nic dla mnie nie znaczy — odrzekła z goryczą Deirdre. — Co więcej, wiesz tak samo dobrze jak ja, że nie wznowisz postępowania przeciwko niemu po upływie tak długiego czasu. Za swój karygodny czyn znowu nie poniesie żadnej kary.
— Przykro mi, Deirdre — starał się pocieszyć ją Johann. — Przyznaję, że podjęcie takiej decyzji nie przyszło mi łatwo, ale…
— Gdybyś był kobietą, wiedziałbyś, co teraz czuję — przerwała mu Deirdre. — Wy, mężczyźni, niczego nie rozumiecie — dodała odwracając się i z dumnie podniesionym czołem wychodząc z gabinetu.
Pozostałe kobiety uczyniły to samo. Johann spojrzał na zegarek i przetarł oczy. Dochodziła pierwsza. Kiedy wrócił do swojego apartamentu, ze zdumieniem stwierdził, że siostry Beatrice nie ma w salonie.
— Przez cały czas przebywa w centrum operacyjnym — odezwała się Vivien, podnosząc się z materaca, który rozłożyła na podłodze. — Możliwe, że nawet tam zasnęła… Dzwoniła do mnie przed dwiema godzinami, by powiedzieć, że zaprzyjaźniła się z Fernandem Gomezem, technikiem pełniącym dyżur na nocnej zmianie. Obiecał jej, że ją natychmiast obudzi, gdyby aniołowie robili coś niezwykłego.
Johann uśmiechnął się do siebie i życzył Vivien dobrej nocy. Udał się do sypialni i natychmiast zasnął w ubraniu na nie posłanym łóżku. Spał głęboko i spokojnie, dopóki nie obudził go lekki dotyk dłoni Beatrice.
— O, rany, siostro — powiedział, kiedy w końcu zdał sobie sprawę z tego, kto go budzi. — Czy naprawdę nie możesz dać mi spokoju chociaż jednej nocy?
Przekręcił się na łóżku, odwracając plecami do zakonnicy.
— Jest mi bardzo przykro, że zakłócam ci spokój, bracie Johannie — odezwała się Beatrice. — Wiem, że do późna kierowałeś przygotowaniami do przeciwstawienia się burzy, ale obudziłam cię, gdyż myślę, że dzieje się coś wyjątkowego.
— Cóż takiego, siostro Beatrice? — powiedział nie starając się nawet ukryć rozdrażnienia.
— Późną nocą krzątanina aniołów przybrała na sile — rzekła. — Fernando też to spostrzegł. Przypuszczamy, że harmonogram budowy większego obiektu musiał ulec niespodziewanej zmianie.
No i co z tego? — pomyślał Johann. Popatrzył na siostrę Beatrice. Zauważył, że jej błękitne oczy promieniują wyjątkowym blaskiem. Wyglądała tak pogodnie, tak świeżo… Jak to możliwe? — zapytał siebie. — Nie spała przecież dłużej niż ja.
Siostra Beatrice usiadła na skraju jego łóżka.
— Bracie Johannie — powiedziała pochylając się ku niemu i aż drżąc z podniecenia. — Aniołowie budują następne pudło na kapelusze, tylko o wiele większe i wyposażone w otwierane drzwi z drabinką dochodzącą do powierzchni gruntu. Fernando zaprogramował jedną z kamer, żeby włączyła teleobiektyw, i spróbował przez otwarte drzwi zajrzeć do wnętrza pudła. Ujrzeliśmy tam fotele, bracie Johannie. Fotele, idealnie dostosowane wielkością i kształtem do ludzkich ciał.
Johann głęboko odetchnął i postarał się w pełni zrozumieć sens tego, co powiedziała.
— Nie zawracałabym ci tym głowy, gdyby nie fakt, że mniej więcej przed pół godziną aniołowie ustawili obok tego nowego pudła następną prostokątną płytę — ciągnęła zakonnica. — Na niej także zaczęły się pojawiać sekwencje błysków… O ile Fernando i ja nie pomyliliśmy się w obliczeniach, sekwencje powinny się zakończyć po upływie jakichś trzech godzin, tuż po nastaniu świtu.
Читать дальше