Bohdan Petecki - Sola z Nieba Północnego

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Sola z Nieba Północnego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1985, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sola z Nieba Północnego: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sola z Nieba Północnego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opuścił głowę i osłupiał. Jakieś sześćdziesiąt metrów przed nim, w samym środku polany, wyrósł czwarty bunkier. Tak samo, jak tamte, miał białoszare ściany, pozbawione okien i w ogóle jakichkolwiek otworów. Tyle, że jego powierzchnia lśniła jak szkło. A poza tym Jarek nie widział w życiu bunkra, który by miał kształt lekko spłaszczonego jaja o obwodzie co najmniej trzydziestu metrów w najszerszym miejscu. Mało tego. Wodząc nieprzytomnym wzrokiem po tajemniczej budowli chłopiec odkrył nagle, że…

Sola z Nieba Północnego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sola z Nieba Północnego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— …Tak. Wygadałem się… — przyznały potulnie głośniczki. — Informacja blokowana. Przekażę to Centrali…

— A przekaż sobie! — zawołał Jarek z mimowolnym tryumfem. — Więc jesteście z Wegi! I aż tu musiałem przylecieć, żeby z was to wydusić!..

— Proszę określić parametry domu — powtórzył zimno komputer.

— Nie trzeba — krzyknął prawie chłopiec. — Nie — trze — ba — wyrecytował w myśli, przywołując całą przytomność umysłu, aby przepłoszyć cisnące mu się pod czaszkę obrazy. Wega…

Mówili o niej z ojcem. Jest w tej jasnej gwieździe coś szczególnie ciekawego, o czym Jarek powinien wiedzieć… zaraz… nie, nie pamięta. A może… tak, chyba tak. To jest gwiazda podwójna. To znaczy, że naprawdę widać z Ziemi nie jedną, ale dwie gwiazdy, tylko zawieszone bardzo blisko siebie. A poza tym… no cóż, poza tym muszą tam być planety. Obcy nie wyglądają na to, że mieszkają w słonecznym ogniu.

Gwiazda to jeszcze nie wszystko… trzeba by wiedzieć, ile tam jest tych planet?… Przecież nasze słońce ma ich niezbyt wiele, raptem coś dziesięć… a ludzie nie wyściubili dotąd nosa poza Marsa i Wenus. Spytać komputer? Nie ma” po co. Nie powie. Nie powiedziałby i o Wedze, gdyby Jarek przypadkiem nie pomyślał o domu… oto jak nawet komputer może palnąć gafę…

— Nie powiem — potwierdziły głośniki.

Jarek zacisnął zęby. — Nie myśleć — powiedział na głos. — Nie myśleć — powtórzył. Co, u licha. Ludzie zwykle mają kłopoty, kiedy przychodzi im poruszyć głową, a tu okazuje się, że jeszcze trudniej jest nie myśleć właśnie… a w każdym razie nie myśleć nic, ale to nic takiego, czego nie chciałoby się powiedzieć…

— Dwadzieścia minut — głos komputera zabrzmiał pół tonu wyżej. Jarek bezwiednie wyprężył się w fotelu. Teraz sygnalizacja świetlna — przypomniał sobie.

— Dwadzieścia minut trzydzieści sekund…

— Co z tą sygnalizacją?… — zirytował się.

— Nie zrozumiałem… dwadzieścia jeden minut…

— Zacz — nij — syg — na — li — zo — wać — wysylabizował w myśli chłopiec. Uf…

— Uruchamiam sygnalizację laserową — powtórzył natychmiast komputer. — Dwadzieścia jeden minut trzydzieści sekund…

Jeszcze nie skończył, kiedy przestrzeń przed panoramiczną szybą kabiny przeszyły najcieńsze, jakie tylko można sobie wyobrazić, szpady światła. Takie nitki, płonące ostrym, białym ogniem i biegnące ku kresom widzialności, w czerń kosmosu… Błysnęły i natychmiast zaczęły zmieniać położenie, najpierw powoli, potem coraz szybciej. W końcu statek, wiozący chłopca, przemienił się w gigantyczny ruchomy reflektor, wirujący z niesłychaną szybkością. Powstał nieobjęty wzrokiem ani myślą świetlny młyniec, w którego centrum siedział oszołomiony przybysz z Ziemi, wytężając do bólu oczy, aby nie przegapić tego ułamka sekundy, kiedy jedna z pędzących w nieskończoność płomienistych nitek dotknie zawieszonego w próżni kosmonauty…

— Dwadzieścia dwie minuty…

Jeszcze czas — pomyślał Jarek. Jeszcze mnóstwo czasu. Za wcześnie zacząłem…

Całe świetlne widowisko wokół niego raptownie zgasło. W pierwszej chwili nie połapał się, co właściwie zaszło.

— Co się stało?! — krzyknął.

— Nie rozumiem — zabrzmiała spokojna odpowiedź. — Wyłączyłem sygnalizację zgodnie z poleceniem…

Pomyślałem „za wcześnie” — z rozpaczą zdał sobie sprawę Jarek.

— Włącz — na — tych — miast—świa — tło!!! — znowu musiał zamknąć oczy, żeby to pomyśleć.

Promienisty młyniec wokół statku natychmiast podjął swój przerwany taniec.

— Dwadzieścia dwie minuty trzydzieści sekund…

A jeśli się pomylili? Jeśli obcy wraz ze swoim statkiem przemknął już obok nich i teraz płonie nie mniej jasno niż te laserowe igły, tam w dole, czy raczej w tyle, bo przecież odległość od Ganimeda dawno już przestała być tym, co można nazwać wysokością?…

— Dwadzieścia trzy minuty…

Jeszcze minuta. Minuta to tylko sześćdziesiąt sekund. W tej chwili już mniej. I jeszcze mniej…

— Dwadzieścia trzy minuty trzydzieści sekund…

Jarek z całej siły zacisnął pięści. Gdyby mógł, zacisnąłby tak samo zęby na swojej własnej dłoni. Żeby nie wyrwać się z czymś teraz. Cholerna sprawa. Miał ryzykować życiem… chodziło o możliwość zderzenia, o wchłonięcie śmiertelnej dawki promieniowania, o ewentualność, że automaty odmówią posłuszeństwa… Tymczasem jedyne, z czym naprawdę ma kłopot, to jego własny mózg… niemożliwe, żeby jeszcze nie upłynęło tych trzydzieści sekund… w dodatku musi patrzeć… teraz musi tylko patrzeć…

— Dwadzieścia cztery minuty…

Już.

— S — t–o — p–!!! — wykrzyczał w myśli.

— Zrozumiałem. Stopuję… — odpowiedziały słuchawki i Jarkowi wydało się, że z serca spadł mu ogromny, ciężki kamień.

— Spokojnie… — ostrzegł sam siebie na głos. To dopiero początek…

— Dwadzieścia cztery minuty trzydzieści sekund…

— Nie trze… — krzyknął i natychmiast poprawił się, myśląc: — Nie — trze — ba…

— Przestać podawać czas? — upewniał się komputer.

— Tak. Czy możesz obserwować drogę naszych laserowych sygnałów? — spytał.

— Nie rozumiem?…

Nie rozumie. Pewnie, że nie rozumie. Inaczej on sam nie byłby tutaj potrzebny. Gdyby komputerowi „zadano” w programie prowadzenie obserwacji wokół statku… to znaczy gdyby to było możliwe…

Kątem oka pochwycił krótki, trwający ułamki sekund błysk tuż przy lewej krawędzi panoramicznej szyby.

Złudzenie — pomyślał.

— Złudzenie? — powtórzył komputer. — Nie mogę wykonać…

Jarek otworzył usta, ale nic nie odpowiedział. I nic także nie pomyślał. Bo błysk powtórzył się, dokładnie w tym samym miejscu co przedtem.

Niczego nie widziałem — przemknęło mu przez myśl. Nie było żadnego błysku… Polecę dalej, nikogo nie spotkam i wrócę…

— Zrozumiałem — odpowiedź była natychmiastowa. — Lecimy dalej.

— Stój! — krzyknął chłopiec. Zaschło mu w gardle.

Odchrząknął i to go otrzeźwiło. Błyski powtarzały się teraz regularnie, tylko miejsce, gdzie coś odbijało promienie lasera, przesuwało się szybko w dół. Za moment zniknie z pola widzenia…

— Stój — pomyślał z rozpaczą.

— Zrozumiałem…

— Nic nie mów… — Jarek ponownie zwinął dłonie w pięści. Musiał teraz myśleć szybko. I tym razem już naprawdę bez żadnych zawijasów.

— Z miejsca, gdzie siedzę — tłumaczył komputerowi, najlepiej jak potrafił — widzę po lewej stronie błysk… tuż przy krawędzi szyby… zrób tak, żeby ten błysk znalazł się pośrodku, dokładnie na wprost mojej głowy…

— Zmieniam kurs — odpowiedział posłusznie komputer. — Musisz mnie naprowadzać.

— Jeszcze w prawo… — teraz zrób tak, żeby moja głowa patrzyła bardziej w dół… — komenderowały myśli Jarka — ciągle w prawo… dobrze… i jeszcze w dół… już nie zniżaj… troszeczkę w prawo… uważaj… stój! — krzyknął na głos. — Stój — równocześnie przebiegło mu przez myśl.

— Stopuję…

— Nie stopuj — pomyślał chłopiec. — Teraz leć prosto… to znaczy leć dokładnie w kierunku, jaki… no, leć tam, gdzie patrzę — wybrnął wreszcie.

— Przyśpieszam — poinformował komputer. Proszę określić szybkość…

— Szybciej… jeszcze szybciej… trochę w lewo… w dół! W dół!!! — pomyślał gorączkowo, bo migocący w świetle lasera obiekt zaczął szybko uciekać za dolną krawędź szyby.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sola z Nieba Północnego»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sola z Nieba Północnego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Sola z Nieba Północnego»

Обсуждение, отзывы о книге «Sola z Nieba Północnego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x