Bohdan Petecki - Sola z Nieba Północnego

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Sola z Nieba Północnego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1985, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sola z Nieba Północnego: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sola z Nieba Północnego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opuścił głowę i osłupiał. Jakieś sześćdziesiąt metrów przed nim, w samym środku polany, wyrósł czwarty bunkier. Tak samo, jak tamte, miał białoszare ściany, pozbawione okien i w ogóle jakichkolwiek otworów. Tyle, że jego powierzchnia lśniła jak szkło. A poza tym Jarek nie widział w życiu bunkra, który by miał kształt lekko spłaszczonego jaja o obwodzie co najmniej trzydziestu metrów w najszerszym miejscu. Mało tego. Wodząc nieprzytomnym wzrokiem po tajemniczej budowli chłopiec odkrył nagle, że…

Sola z Nieba Północnego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sola z Nieba Północnego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Statek zmienił nieznacznie położenie i przyśpieszył. Jeszcze kilka sekund… i nagle Jarek zobaczył.

Przed nimi, teraz dokładnie na przedłużeniu linii jego nosa, wisiało pozornie nieruchome wielkie cygaro. Odległości nie sposób było ocenić, ale na podstawie rozmiarów statku chłopiec mógł stwierdzić, że był bardzo blisko. Właściwie widoczne były tylko kontury kosmolotu, zakrywające sobą kolejne skupiska gwiazd. No i może odrobinę jakby bardziej gęsta czerń, wypełniająca te kontury. Ale przede wszystkim jednak to, że pomiędzy nimi nie było gwiazd.

Niemal równocześnie chłopiec pochwycił drugi błysk, tuż obok czarnego kadłuba. Był znacznie słabszy.

— Trzymaj tak dalej — zawołał, czując, że jego serce zamieniło się w ognisko, z którego promieniuje gorąco sięgające aż do czubka głowy. „Trzymaj tak dalej…”. Gdzie on słyszał te słowa? A może czytał je w jakiejś książce? Tak mówią piloci ustalając kurs.

To się zgadza. Jakim teraz językiem miał niby mówić, jeśli nie językiem pilotów? I to nie byle oblatywaczy szybowców, ale kosmonautów. Nieważne, czy człowiek pilotuje statek rękami czy głową… Głupstwo. Przecież nawet jeśli ręce trzymają stery, i tak pilotuje się głową… Jestem pilotem — pomyślał.

— Jesteś pilotem — powtórzył jak echo komputer. — Zrozumiałem.

— Niczego nie zrozumiałeś — warknął Jarek, wyrwany nagle z błogiego, choć trwającego ułamki sekund zapamiętania. — Pilnuj kursu! — pomyślał ze złością.

Duże i małe „lustro”, odbijające w przestrzeni wiązki promieni, rozdzieliły się i oddaliły od siebie. Duże znikało już z pola obserwacji i chłopiec był z tego zadowolony. Wolał nie mieć w pobliżu potężnego krążownika próżni, kiedy będzie musiał przystąpić do manewrów przed przyjęciem obcego na pokład.

Mniejsze zwierciadło natomiast rosło w oczach. Świetlny refleks, jaki uderzył w przeźroczystą ścianę kabiny, zmienił się nieco. Do białego błysku dołączył jakby ogon, podobny do warkocza, czy raczej warkoczyka jakiejś minikomety. Był żółtawy i urywał się postrzępionym języczkiem… To już nie mogło być tylko odbicie laserowych reflektorów. Człowiek wyrzucony poza burtę własnego kosmolotu żył, był przytomny i zaświadczał to przy pomocy swojego pistoleciku, o którym mówiła Sola…

— Przyhamuj! — rzucił gorączkowo Jarek. — Cholera — burknął, po czym wytężając wszystkie rezerwy silnej woli powtórzył w myśli:

— Przyhamuj…

— Zrozumiałem.

— Otwórz właz…

— Zrozumiałem.

— Zastopuj.

— Zrozumiałem. Stopuję — powtórzył komputer.

— A teraz odwróć się otwartym włazem w tę stronę, w którą dotąd patrzyłem… tam gdzie jeszcze patrzę w tej chwili — pomyślał Jarek, starając się myśleć coraz szybciej, bo figurka człowieka… no, obcego, w skafandrze, była już bardzo blisko…

Upłynęło kilkanaście sekund, podczas których nic się nie działo. Jarek milczał i wytężał wszystkie siły, żeby jego myśli milczały również.

Światełko zniknęło z pola widzenia. To nasunęło chłopcu pewną wątpliwość. Dotychczas widział obcego. Teraz musi mieć jeszcze pewność, że tamten trafi do włazu. I że wejdzie do śluzy.

— Czy właz jest oświetlony? — spytał…

— Nie.

— Możesz zapalić… to znaczy — przypomniał sobie, że przecież w całym jego latającym jaju nie ma żadnych lamp — zrób tak, żeby tam było jasno…

— Aktywizuję ściany… — odpowiedziały głośniczki. — Zrozumiałem…

Aktywizuje. Dobrze, niech aktywizuje, byle było jasno.

— Jest jasno — odpowiedział komputer, jakby lekko urażonym tonem.

Jarek zbagatelizował to drobne nieporozumienie.

— Uważaj — pomyślał, stwierdzając, że powoli nabiera wprawy w tym myśleniu. Gdyby tak jeszcze, na przykład, tydzień…

— Po wykonaniu zadania powrót do bazy — zastrzegł się szybko komputer.

Nie, tydzień by jednak nie wystarczył.

— Uważaj — powtórzył w myśli chłopiec. — Za chwilę ktoś wejdzie na pokład. Kiedy tylko znajdzie się wewnątrz statku, zamkniesz za nim właz i natychmiast mnie o tym zawiadomisz…

— Zrozumiałem. Zamykam właz… — odpowiedział błyskawicznie komputer.

— Nie teraz! — Jarek powstrzymał się w ostatniej chwili, żeby nie wrzasnąć. — Dopiero jak człowiek w skafandrze znajdzie się wewnątrz statku!..

— Tak jest. Przyjąłem. Zamykam właz — powtórzył z uporem głos komputera.

I Jarek wreszcie zrozumiał. Na moment, dwa, zamarł w bezruchu, po czym zaczerpnął głęboko powietrza i długo wypuszczał go z piersi, jakby w obawie, by nagły wydech nie rozsadził mu krtani. Potrzebował tego oddechu. Może bardziej niż kiedykolwiek.

Dobrą chwilę we wnętrzu statku panowało zupełne milczenie. Wreszcie, wbrew wszystkim swoim dotychczasowym zwyczajom, pierwszy przerwał go głos komputera.

— Dziękuję… — powiedziały poważnym tonem głośniczki.

Jarek zmarszczył brwi i próbował dojść, o co komputerowi chodzi. Czyżby sam od siebie poczuł potrzebę wyrażenia wdzięczności człowiekowi, który tu, na rubieży własnego systemu słonecznego, uratował życie przybyszowi z gwiazd… przedstawicielowi rasy, która zbudowała między innymi i jego, czyli komputer numer zero jeden zero… i tak dalej?

I raptem, po raz nie wiadomo który w ciągu tych dwóch dni, spłynęło na niego nagłe jak błyskawica olśnienie. Dziękuje? Aha, dziękuje… A co niby miał powiedzieć?… Oczywiście, że nie mógł się do niego odezwać swoim własnym głosem… i własnym językiem. Dużo Jarek by z tego wiedział.

„Dziękuję…”. Dobrze.

Chłopiec poprawił się w fotelu, zacisnął dłonie na oparciach i pomyślał tak, jakby mówił nienaturalnie spokojnym głosem:

— A teraz ruszaj z powrotem do bazy. Pamiętasz kurs?…

— Kurs bezpośredni do bazy — odpowiedziały głośniczki, tym razem jednak, po raz pierwszy, po krótkiej, ledwie uchwytnej przerwie. Ale Jarek zrozumiał i to. Nie był już sam na pokładzie. A tą drugą osobą tym razem nie był nawet wyczarowany z jego własnej pamięci, bezcielesny obraz dziewczyny. Nie. Zjawiła się żywa, obca istota, z krwi i kości. Żywy kosmonauta, przedstawiciel nieznanej ludziom cywilizacji. Przybysz z gwiazd…

— Więc leć tym kursem — pomyślał leniwie, znowu zamykając oczy.

— Zrozumiałem — powtórzył komputer. — Kurs bezpośredni do bazy…

— O rany…

Po raz trzeci, a może czwarty tej nocy, zadudnił tuż przy ognisku przejęty, gruby głos, tak gruby, że mógł należeć tylko do małego Pawełka. I tak rzeczywiście było. Ale tym razem brat nieszczęsnego Piotrka, ofiary własnego obżarstwa, nie poprzestał na tym jednym dowodzie swojej obecności.

— O ra… — zaczął powtarzać soczystym basem, który jednakże w tej właśnie chwili wywinął straszliwego kozła, przeskakując wszystkie naraz klawisze pianina, aż do ostatniego dźwięku, cienkiego jak szkło i niemożliwego do powtórzenia dla przeciętnego śmiertelnika, obdarzonego normalnym gardłem i normalnymi uszami.

— …niii… — dokończył dumnie Pawełek, spoglądając rozszerzonymi z wrażenia oczami na wysoką, ciemną postać, która nie wiadomo kiedy pojawiła się przy ognisku Węży.

Głowy zasłuchanych wodniaków zafalowały i jak na komendę zwróciły się w jedną stronę. Chwilę trwało pełne napięcia milczenie.

— Prosimy — zabrzmiał nagle w tej ciszy podejrzanie uprzejmy głos Olika. — Jednak pan przyszedł… czekaliśmy na pana — wyznał drużynowy. W jego tonie nie było jednak żalu, a tym mniej wyrzutu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sola z Nieba Północnego»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sola z Nieba Północnego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Sola z Nieba Północnego»

Обсуждение, отзывы о книге «Sola z Nieba Północnego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x