Roześmiałem się radośnie.
— Tak „przy okazji”, co? Czy to właściwa kolejność? Nie uważasz, że teraz jest kolej doktora Capka, żeby mnie przydusić?
— Opuścił kolejkę. Jest zajęty z panem B. Przesyła ci jednak wiadomość.
— Tak?
— Powiedział, że możesz iść do diabła. Ubrał to w milsze słowa, ale taki był ogólny sens.
— Naprawdę? Dobrze, powiedz mu, że będę trzymał dla niego miejsce przy ognisku.
— Czy Penny może tu przyjść?
— No pewnie! Powiedz jej tylko, że traci czas. Odpowiedź wciąż brzmi, „nie”
No dobrze, zmieniłem zdanie. Do licha, dlaczego każdy argument wydaje się o wiele bardziej logiczny, jeśli się go poprze smużką „Zwierzęcej żądzy”? Nie, to nie znaczy, że Penny użyła nieuczciwych metod… Nawet nie zaczęła popłakiwać, nawet nie dotknąłem jej palcem… ale zacząłem ustępować jej punkt po punkcie, a potem nie było już więcej punktów do ustępowania. Trudno, trzeba to powiedzieć wprost. Penny jest typem zbawicielki świata, a jej entuzjazm jest bardzo zaraźliwy.
Wkuwanie, jakie zaliczyłem w czasie podróży na Marsa, było niczym w porównaniu z tym, przez co przeszedłem w drodze na Nową Batawię. Miałem już opanowane podstawy, a teraz należało tylko wypełnić tło, przygotować się na to, aby być Bonforte’em w prawie każdych okolicznościach. O ile nastawiłem się głównie na królewską audiencję, musiałem też wziąć pod uwagę, że na Nowej Batawii spotkam setki, może tysiące ludzi. Rog planował, że będzie mnie wspierał w sposób, w jaki odbywa się to rutynowo w przypadku każdej osoby publicznej, jeśli ma ona spełnić swoje zadanie. Niemniej jednak musiałem widywać się z ludźmi. Postać publiczna to zawsze postać publiczna i nie da się tego obejść.
Taniec na linie, jaki miałem zamiar odstawić, był możliwy tylko dzięki aktom sporządzonym metodą Farleya, jakie przygotował Bonforte. Stwierdziłem, że to prawdopodobnie najlepsza dokumentacja tego typu, jaką kiedykolwiek stworzono. Farley był w dwudziestym wieku menedżerem politycznym, chyba prezydenta Eisenhowera, a metoda, jaką wymyślił, żeby poznać życie prywatne polityków, była równie rewolucyjna, jak niemiecki wynalazek dowództwa sztabowego dla wojskowości. Sam jednak nigdy nie słyszałem o tych aktach, dopóki Penny nie pokazała mi dzieła Bonforte’a.
Byty to tylko akta różnych ludzi. Sztuka polityki to właśnie tylko ludzie. Dokumentacja zawierała wszystko, lub prawie wszystko, na temat tysięcy i tysięcy osób, jakie Bonforte poznał w ciągu swego długiego życia politycznego. Każda teczka kryła w sobie wszelkie dane o nich, zdobyte w trakcie własnych, osobistych kontaktów. Wszystkie, bez różnicy, ważne czy nieważne… W zasadzie najbardziej banalne sprawy były na samym początku: imiona i przydomki żon, dzieci i zwierzątek, pasje, ulubione potrawy i napoje, uprzedzenia, dziwactwa. Po nich następowała lista miejsc i dat oraz komentarze na temat każdej okazji, przy jakiej Bonforte rozmawiał z danym człowiekiem.
Fotografie również dołączał, jeśli je miał. Czasem dodawał dane „przypisowe”, które sam wygrzebał, a nie dowiedział się o nich bezpośrednio. Zależało to od politycznej pozycji danej osoby. W niektórych przypadkach „przypisy” stanowiły całe biografie i liczyły się w tysiącach słów.
I Penny, i Bonforte nosili przy sobie minidyktafony, zasilane ciepłem ich ciał. Jeśli Bonforte był sam, przy każdej nadarzającej się okazji: w toalecie, w czasie jazdy i tak dalej, rejestrował na swoim wszystko, co mu przyszło do głowy. Jeśli towarzyszyła mu Penny, nagrywała wszystko na swoim dyktafonie, noszonym na przegubie ręki i udającym zegarek. Penny nie miała szans, aby stenografować czy mikrofilmować: tym zajmowały się dwie z dziewcząt Jimmiego Washingtona.
Penny, udostępniając mi te akta, pokazała mi najpierw ich objętość… Dużo tego było, nawet przy dziesięciu tysiącach słów przypadających na taśmę. Dopiero potem wyjaśniła, że są one zbiorem informacji o znajomych pana Bonforte’a. Krzęknąłem (krzęknięcie to krzyk i jęk wydane jednocześnie w stanie emocji):
— Na litość boską, dziecko! Przecież tego nie da się zrobić! Jak ktokolwiek byłby w stanie to zapamiętać?
— Oczywiście, że nie może.
— Powiedziałaś przed chwilą, że to wszystko, co on pamięta o swoich przyjaciołach i znajomych.
— Niezupełnie. Powiedziałam, że chciałby to wszystko pamiętać, ale ponieważ to niemożliwe, przygotował właśnie tę dokumentację. Nie martw się, nie musisz pamiętać wszystkiego. Chcę tylko, żebyś wiedział, że masz to pod ręką. Do mnie należy obowiązek dbania o to, aby pan Bonforte, zanim kogokolwiek przyjmie, najpierw przeczytał o nim wszelkie informacje. Jeśli będzie trzeba, mogę zapewnić ci taką samą usługę.
Spojrzałem na typowe akta, które mi wyświetliła na czytniku. Był to chyba jakiś pan Saunders z Pretorii w Afryce Południowej. Ma buldoga imieniem Wąchacz Rozrabiaka, kilka mało interesujących pociech i lubi plasterek limonki w swojej whisky and soda.
— Penny, czy chcesz przez to powiedzieć, że pan Bonforte udaje, że pamięta takie drobiazgi? To mi się wydaje nieco sztuczne.
Zamiast wściec się o to, że śmiałem podważyć autorytet jej ukochanego idola, Penny poważnie skinęła głową.
— Też mi się tak kiedyś wydawało. Ale nie patrzysz na to pod odpowiednim kątem, Szefie. Zapisujesz nieraz numer telefonu przyjaciela?
— Co? Tak, oczywiście.
— Czy to nieuczciwie? Czy przepraszasz przyjaciela za to, że nie lubisz go aż tak, żeby po prostu zapamiętać jego numer?
— Co takiego? W porządku, poddaję się, przekabaciłaś mnie.
— Są sprawy, które każdy chciałby pamiętać, gdyby miał pamięć absolutną. Ale ponieważ jej nie ma, nie widzi w tym nic wstydliwego, że je sobie notuje, tak, jak ty notujesz sobie w notesiku datę urodzin kolegi. Bo te akta są właśnie takim notesikiem, zawierającym dokładnie wszystko. Poza tym służą jeszcze jednemu celowi. Spotkałeś kiedyś kogoś naprawdę ważnego?
Próbowałem sobie przypomnieć. Penny nie miała naturalnie na myśli wielkich aktorów, chyba nawet nie wiedziała, że są tacy.
— Kiedyś poznałem prezydenta Warfielda. Miałem dziesięć albo jedenaście lat.
— Pamiętasz szczegóły?
— No pewnie. Powiedział do mnie: „W jaki sposób złamałeś sobie to ramię, synku?” a ja odpowiedziałem: „Na rowerze, sir”. Odparł wtedy: „Kiedyś przytrafiło mi się to samo, ale z obojczykiem”.
— Myślisz, że o tym pamięta, jeśli jeszcze żyje?
— Z pewnością nie.
— A jednak może… jeśli wprowadził cię do swoich akt farleyowskich. Zawierają one właśnie informacje o chłopcach i dziewczynkach w tym wieku, ponieważ oni dorastają i stają się mężczyznami i kobietami. Sprawa polega na tym, że takie osoby, jak prezydent Warfield, spotykają znacznie więcej ludzi, niż mogą zapamiętać. Każda z tych postaci bez twarzy pamięta swoje własne spotkanie ze sławnym człowiekiem i to bardzo szczegółowo. Jednakże w życiu każdego człowieka najważniejszą osobą jest on sam i polityk nie może o tym zapomnieć. Jest zatem dla niego ważne, aby był grzeczny, przyjacielski, otwarty i miał swój sposób na zapamiętanie drobiazgów o innych ludziach — drobiazgów, które oni na pewno będą pamiętać ze swojego punktu widzenia. To także jest polityka.
Poleciłem Penny, żeby wyświetliła akta króla Willema. Byty dość krótkie, co z początku mnie przeraziło, dopóki nie doszedłem do wniosku, że Bonforte nie znał imperatora zbyt dobrze i spotkał się z nim tylko przy kilku oficjalnych okazjach, ponieważ stanowisko premiera piastował po raz pierwszy jeszcze za życia imperatora Fredericka. W przypisach nie było biografii, tylko adnotacja „Patrz: Dom Orański”. Nie patrzyłem — nie miałem dość czasu, żeby przedzierać się przez kilka milionów stów na temat historii imperialnej i preimperialnej, a poza tym w szkole zawsze miałem piątki i szóstki z historii. O imperatorze chciałem wiedzieć tylko to, co wie o nim Bonforte, a czego nie wiedzą inni ludzie.
Читать дальше