— Doskonale, kapitanie.
Położyłem się i czekałem.
Natychmiast, kiedy ruszyliśmy jednym G, pojawił się Clifton. Miał na twarzy dziwny, zakłopotany wyraz, którego nie potrafiłem zinterpretować — była to jednocześnie radość, troska i zmieszanie.
— Co się stało, Rog?
— Szefie! Wszystko diabli wzięli! Rząd Quirogi podał się do dymisji!
Wciąż bytem oszołomiony snem. Potrząsnąłem głową, żeby rozjaśnić sobie w mózgownicy.
— O co to wielkie halo, Rog? Przecież chyba właśnie tego chcieliście?
— No tak, oczywiście, ale… — urwał.
— Ale co? Nie rozumiem ani w ząb. Przez całe lata pracujecie, kombinujecie, jak to osiągnąć, a teraz, kiedy zwyciężyliście… Wyglądasz jak panna młoda, która i chciałaby, i boi się. Dlaczego? Te paskudy wyniosły się z areny i wchodzą dzieci dobrej Bozi. Nie mam racji?
— No… chyba nie za bardzo interesujesz się polityką.
— Rzeczywiście tak jest. Zdołowali mnie, kiedy chciałem być zastępowym w skautach. To mnie wyleczyło na zawsze z polityki.
— Wiesz, w polityce najważniejszy jest czas.
— To samo zawsze powtarzał mi ojciec. Słuchaj no, Rog. Czy mam rozumieć, ze gdyby to od ciebie zależało, Quiroga wciąż byłby u, władzy? Powiedziałeś, że „wszystko diabli wzięli”.
— Pozwól mi wyjaśnić. Tak naprawdę chcieliśmy tylko zaproponować wotum zaufania i przegłosować je, tym samym doprowadzając do wyborów powszechnych… ale w odpowiednim czasie, kiedy uznamy, że jesteśmy w stanie je wygrać.
— Aha. A teraz nie wydaje ci się, że możecie wygrać? Uważasz, że Quiroga wróci na następne pięć lat? A jeśli nie on, to przynajmniej Partia Ludzkości?
Clifton zamyślił się.
— Nie, wydaje mi się, że mamy dość dużą szansę wygrać wybory.
— Co? Chyba jeszcze się nie obudziłem. Może nie chcesz wygrać?
— Jasne, że chcę. Ale nie widzisz, co nam narobiła ta rezygnacja?
— Chyba nie.
— No cóż, rząd będący u władzy może rozpisać wybory powszechne w dowolnym czasie w ciągu określonego konstytucyjnie okresu pięciu lat. Zazwyczaj rozpisują je wtedy, gdy odpowiada im czas i warunki. Nigdy jednak nie rezygnują pomiędzy zapowiedzią a samymi wyborami, o ile nie są do tego zmuszeni. Rozumiesz?
Dotarło do mnie, że rzeczywiście stało się coś dziwnego, choć polityka mało mnie obchodzi.
— Chyba tak.
— Rząd Quirogi zaplanował wybory, a potem podał się do dymisji w całości, pozostawiając Imperium bez rządu. Teraz władca musi wezwać kogoś innego, aby stworzył rząd tymczasowy, do momentu zakończenia wyborów. Zgodnie z prawem może poprosić o to każdego z członków Wielkiego Zgromadzenia, ale konstytucja nie pozwala mu na swobodny wybór. Kiedy rząd składa dymisję w całości, nie tylko tasuje teki, ale odchodzi jak jeden mąż, wówczas monarcha musi wezwać lidera opozycji, aby stworzył rząd „tymczasowy”. W naszym systemie to nieuniknione, bo nie można dopuścić, aby dymisja stała się posunięciem przetargowym. W przeszłości chwytano się wszelkich możliwych sposobów, tego również. Rządy zmieniano częściej niż bieliznę. Dopiero nasz system zapewnia odpowiedzialność rządu.
Byłem tak zajęty próbami dostrzeżenia, do czego zmierza, że prawie nie dosłyszałem kolejnego zdania.
— Dlatego właśnie Imperator wezwał Bonforte’a do Nowej Batawii.
— Co? Nowa Batawia? Doskonale. — Pomyślałem, że nigdy wcześniej nie widziałem stolicy Imperium. Ten jeden raz, kiedy byłem na Księżycu, złośliwość losu, częsta w mojej profesji, zostawiła mnie bez grosza i nie mogłem sobie pozwolić na taką wycieczkę.
— To dlatego ruszyliśmy? Cóż, na pewno nie mam nic przeciwko temu. Podejrzewam, że znajdziecie sposób, żeby mnie wysłać do domu, jeśli nie wracamy od razu na Ziemię.
— Co? Wielkie nieba, nie zawracaj sobie teraz tym głowy. Kiedy przyjdzie czas, kapitan Broadbent znajdzie sto sposobów, żeby cię wysłać do domu.
— Przepraszam, zapomniałem, że teraz masz na głowie o wiele ważniejsze sprawy, Rog. Oczywiście, skoro już zrobiłem swoje, teraz spieszy mi się do domu. Jednak kilka dni, nawet miesiąc na Księżycu nie znaczy wiele. Nic mnie nie goni. Ale dziękuję, że przekazałeś mi te nowiny. — Przyjrzałem mu się dokładniej. — Wiesz co, Rog? Wyglądasz na piekielnie zmartwionego.
— Nie rozumiesz? Imperator wezwał pana Bonforte. Imperator, człowieku! A pan Bonforte nie jest w stanie pojawić się publicznie! Zaryzykowali gambit, a chyba dali nam mata!
— Zaraz, zaraz… chwileczkę. Powoli. Wiem, do czego zmierzasz, przyjacielu, nie jesteśmy w Nowej Batawii. Jesteśmy od niej o sto, może dwieście milionów mil, czy czego tam. Doc Capek na pewno zdąży go wyciągnąć, postawić na nogi i przygotować do wygłoszenia swojego kawałka. Nie mam racji?
— No cóż… mamy nadzieję.
— Ale nie jesteście pewni?
— Niestety, nie. Capek twierdzi, że na temat takich potężnych dawek nie ma wielu danych klinicznych. Zależy to głównie od indywidualnej chemii ciała i użytego narkotyku.
Nagle przypomniałem sobie, jak jakiś dupek podsunął mi przed samą sztuką silny środek przeczyszczający, a ja i tak wystąpiłem, co dowodzi, że umysł ma przewagę nad materią. Potem zresztą załatwiłem dowcipnisiowi wylanie na bruk.
— Rog… oni dali mu tę zbyt potężną dozę narkotyku nie z czystego sadyzmu… Oni to wcześniej zaaranżowali.
— Też tak sądzę. Doktor Capek tak samo.
— Hej, w takim razie to znaczy, że Quiroga osobiście rnaczał palce w tym porwaniu… Z tego wynika, że Imperium rządzi gangster! Rog potrząsnął głową.
— Niekoniecznie. To nawet nieprawdopodobne. Ale pozwala sądzić, że te same siły, które kontrolują Aktywistów, sterują również maszynerią Partii Ludzkości. Mimo to nigdy jednak nie uda się przypiąć im czegokolwiek. Są nieosiągalni, super szacowni. Mogli jednak podszepnąć słówko Quirodze, że nadszedł już czas, aby przewrócić się na grzbiet i udawać martwego… i jeszcze kazać mu to zrobić. Prawie na pewno — dodał — nie powiedzieli mu ani słowa, dlaczego ten moment jest tak odpowiedni.
— Zbrodnia! Czy chcesz powiedzieć, że najważniejszy człowiek w Imperium po prostu zwinie chorągiewkę i sobie pójdzie, bo ktoś zza kulisy tak mu kazał?
— Obawiam się, że właśnie tak to wygląda. Potrząsnąłem głową.
— Polityka to brudna gra.
— Nie — z mocą odparł Clifton. — Nie ma czegoś takiego jak brudna gra. Quiroga to trzeciorzędny pionek i popychadło… Moim zdaniem popychadło tych bandytów. W Johnie Josephie Bonforte nie ma nic trzeciorzędnego, i nigdy, przenigdy nie był niczyim popychadłem. Jako wyznawca, wierzył w sprawę, jako przywódca-przewodzi z przekonania.
— Przyjmuję naganę — odparłem z pokorą. — Wobec tego co robimy? Czy Dak ma się wlec tak, żeby „Tom Paine” znalazł się na Nowej Batawii dopiero wówczas, gdy Bonforte będzie w stanie podjąć swoje obowiązki?
— Nie możemy zwlekać. Nie możemy lecieć szybciej niż z jednym G, nikt nie będzie wymagał od człowieka w wieku Bonforte’a, aby nadwerężał niepotrzebnie swoje serce. Nie możemy jednak opóźniać lotu. Kiedy Imperator po ciebie posyła, przychodzisz i już.
— A potem co?
Rog spojrzał na mnie bez słowa. Poczułem dziwny niepokój.
— Hej, Rog, nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego! To nie ma ze mną nic wspólnego. Ja skończyłem, jeśli nie liczyć kilku przypadkowych spacerów po statku. Brudna czy nie, polityka nie jest moją grą. Zapłaćcie mi tylko, a ja gwarantuję, że nawet nie zarejestruję się na liście wyborców.
Читать дальше