— Hm, każda z tych rzeczy i żadna. Ekumena to ziemskie słowo, w języku powszechnym nazywa się ją Wspólnym Gospodarstwem. karhidyjskim odpowiednikiem byłoby ognisko. Co do orgockiego, to nie jestem pewien, za słabo jeszcze znam wasz język. Wspólnota chyba nie, choć niewątpliwie istnieją podobieństwa między rządem Wspólnoty a Ekumeną. Ale Ekumena w zasadzie nie jest wcale rządem. Była to próba połączenia mistyki z polityką i jako taka musiała być skazana na niepowodzenia. Ale ta klęska przyniosła ludzkości więcej dobra niż powodzenie jej poprzednich prób. Jest to społeczeństwo i ma, przynajmniej potencjalnie, własną kulturę. Jest to forma kształcenia, z pewnego punktu widzenia jest to jedna wielka szkoła, rzeczywiście bardzo wielka. Jej podstawą są dążenia do wymiany informacji i współpracy, i dlatego z innego punktu widzenia jest to liga czy też unia światów, posiadająca pewne cechy konwencjonalnej, scentralizowanej organizacji. I ten właśnie ostatni aspekt Ekumeny reprezentuję. Ekumena jako organizm polityczny działa poprzez koordynację, a nie przez nakazy, nie wymusza praw, do decyzji dochodzi drogą kompromisów i porozumień. Jako organizm ekonomiczny Ekumena jest niezwykle aktywna, nadzorując wymianę międzyświatową, utrzymując równowagę handlową między osiemdziesięcioma światami. Osiemdziesięcioma czterema ściśle mówiąc, jeżeli Gethen dołączy do Ekumeny…
— Co to znaczy, że Ekumena nie wymusza praw? spytał Slose.
— Bo nie ma żadnych praw. Państwa członkowskie mają swoje własne prawa, a kiedy zachodzi między nimi konflikt, Ekumena pośredniczy, stara się przeprowadzić prawną lub etyczną zmianę przez uzgodnienie stanowisk lub wybór jednego. Oczywiście, jeżeli Ekumena jako eksperymentalny nadorganizm zawiedzie całkowicie, to będzie musiała narzucać pokój siłą, stworzyć jakąś policję i tak dalej. Na razie jednak nie ma takiej potrzeby. Światy centralne nadal dochodzą do siebie po niszczycielskiej epoce sprzed kilku stuleci, odtwarzają utracone umiejętności i wiedzę, uczą się na nowo rozmawiać… — Jak miałem wytłumaczyć Wiek Wrogości i jego skutki ludziom, którzy nie mają słowa na oznaczenie wojny?
— To niezwykle fascynujące, panie Ai — powiedział gospodarz, reprezentant Yegey, drobny, zgrabny, cedzący słowa osobnik o bystrych oczach. — Ale nie widzę, czego oni mogą chcieć od nas. Chodzi o to, że cóż takiego dobrego może im dać osiemdziesiąty czwarty świat? 1 to, powiedzmy sobie, niezbyt rozwinięty, bo przecież nie mamy gwiezdnych statków jak wszyscy inni.
— Nikt ich nie miał do czasu przybycia ludzi z Hain i Cetiańczyków. A niektórym światom zabraniano ich budowy przez całe stulecia, póki Ekumena nie ustaliła zasad tego, co u was, jak sądzę, nazywa się wolnym handlem. — Tu wszyscy się roześmiali, bo była to nazwa partii czy też frakcji Yegeya. — Wolny handel to jest właśnie to, co próbuję tu zapoczątkować. Handel nie tylko towarami, lecz także wiedzą, technologią, myślą, filozofią, sztuką, medycyną, nauką, teorią… Wątpię, czy Gethen kiedykolwiek będzie utrzymywać jakieś żywsze kontakty fizyczne z innymi światami. Dzieli nas tu siedemnaście lat świetlnych od najbliższego świata Ekumeny, Ollul, na planecie gwiazdy, którą wy nazywacie Asyomse. Do najdalszego jest dwieście pięćdziesiąt lat świetlnych i nawet nie widać stąd jego gwiazdy. Za pomocą astrografu moglibyście rozmawiać z tym światem jak przez radio z sąsiednim miastem, ale nie sądzę, żebyście kiedyś spotkali się z jego mieszkańcami… Ten rodzaj handlu, o którym mówię, może być bardzo zyskowny, ale polega on głównie na porozumiewaniu się, nie zaś na transporcie dóbr. Moje zadanie tutaj polega w gruncie rzeczy na tym, żeby dowiedzieć się, czy pragniecie porozumiewać się z resztą ludzkości.
— "Pragniecie" — powtórzył Slose pochylając się z napięciem. — Czy to znaczy Orgoreyn, czy też Gethen jako całość?
Zawahałem się przez chwilę, bo nie było to pytanie, któregó oczekiwałem.
— Tutaj i teraz znaczy to Orgoreyn. Ale umowa nie może nikogo wykluczać. Jeżeli Sith albo Narody Wyspowe, albo Karhid zechcą przystąpić do Ekumeny, to mają drogę otwartą. Jest to za każdym razem sprawa indywidualnego wyboru. Później z reguły na planetach równie wysoko rozwiniętych jak Gethen różne rasy, regiony albo narody dochodzą do wyłonienia wspólnego przedstawicielstwa, które koordynuje sprawy planetarne i stosunki z innymi światami, co nazywa się w naszej terminologii "lokalną stabilnością". W ten sposób oszczędza się masę czasu i pieniędzy, bo dzieli się wydatki. Gdybyście postanowili na przykład zbudować własny gwiazdolot…
— Na mleko Mesze! — wykrzyknął gruby Humery obok mnie. — Chce pan, żebyśmy wystrzelili się w pustkę? Fuj! — Na dowód rozbawienia i obrzydzenia wydał z siebie dźwięk jak wysoka nuta akordeonu.
— A gdzie jest pański statek, panie Ai? — spytał Gaum. Powiedział to cicho, z półuśmiechem, jakby było to coś niezwykle podchwytliwego i chciał, żeby to zostało zauważone. Był niezwykle pięknym okazem istoty ludzkiej według każdych kryteriów dla obu płci, tak że nie mogłem nie gapić się na niego, kiedy odpowiadałem, zastanawiając się jednocześnie, co to jest ten Sarf.
— Cóż, to żadna tajemnica. Mówiono o tym sporo w karhidyjskim radio. Rakieta, w której wylądowałem na wyspie Horden, znajduje się obecnie w Królewskich Warsztatach Metalurgicznych w Szkole Rzemiosł. W każdym razie większa jej część, bo zdaje się, że różni eksperci zabrali sobie po kawałku.
— Rakieta? — zdziwił się Humery, bo użyłem orgockiego określenia na fajerwerk.
— To zwięźle oddaje rodzaj napędu łodzi lądującej. Humery znów wydał dziwny odgłos. Gaum uśmiechnął się tylko i zauważył:
— Zatem nie ma pan drogi powrotu na… no, tam skąd pan przybył?
— Mam. Mógłbym porozumieć się przez astrograf z Ollul i poprosić, żeby przysłali po mnie statek. Przybyłby tutaj za siedemnaście lat. Mogę też połączyć się ze statkiem, którym przyleciałem do waszego układu. Jest teraz na orbicie okołosłonecznej. Byłby tutaj za parę dni.
Sensacja była widoczna i słyszalna, i nawet Gaum nie potrafił ukryć zdumienia. Coś się tutaj nie zgadzało. Był to jeden istotny fakt, z którym się nie zdradziłem w Karhidzie, nawet przed Estravenem. Jeżeli, tak jak mi to przedstawiono, Orgotowie wiedzieli o mnie tylko to, co postanowili im przekazać Karhidyjczycy, wówczas powinna to być tylko jedna z wielu niespodzianek. Okazało się, że to była jedyna niespodzianka, za to wielka.
— Gdzie jest teraz ten statek? — spytał Yegey.
— Krąży wokół słońca, gdzieś między Gethen a Kuhurnem.
— Jak się pan z niego tu dostał?
— Na fajerwerku — wtrącił stary Humery.
— Dokładnie tak. Nie lądujemy gwiazdolotem na zaludnionej planecie, dopóki nie ma ustalonych kontaktów lub nie został zawarty sojusz. Dlatego przybyłem na małej łodzi i wylądowałem na wyspie Horden.
— Czy może się pan porozumieć z tym… z tym wielkim statkiem przez zwykłe radio, panie Ai? To był Obsle.
— Tak. — Nie wspomniałem na razie o małym satelicie przekaźnikowym, którego umieściłem na orbicie. Nie chciałem, żeby odnieśli wrażenie, że ich niebo jest pełne mojego żelastwa. — Potrzebny byłby dość mocny nadajnik; ale przecież macie ich pod dostatkiem.
— Zatem moglibyśmy skontaktować się drogą radiową z pańskim statkiem.
— Tak, gdybyście znali właściwy sygnał. Ludzie na pokładzie znajdują się w stanie stasis lub, inaczej mówiąc, hibernacji, żeby nie marnowali życia w oczekiwaniu, aż załatwię tutaj swoje sprawy. Właściwy sygnał na właściwej długości fali uruchomi aparaturę, która wyprowadzi ich ze stasis. Wówczas skontaktują się ze mną za pomocą radia albo astrografu, wykorzystując Ollul jako stację przekaźnikową.
Читать дальше