Arthur Clarke - Światło minionych dni

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Światło minionych dni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2001, ISBN: 2001, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Światło minionych dni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Światło minionych dni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Szef wielkiej stacji telewizyjnej dokonuje epokowego odkrycia — znajduje metodę tworzenia mikrotuneli podprzestrzennych, które pozwalają zajrzeć kamerze w każde miejsce w teraźniejszości i przeszłości... W przezroczystym świcie nic nie ukryje się przed kamerą. Ludzie zaczynają szukać sposobów na ukrycie swojej prywatności i swoich zbrodni…

Światło minionych dni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Światło minionych dni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Pierwszy wielki dzień dla ssaków — wyjaśnił David. — Lasy na całej planecie; stepy praktycznie zniknęły. Podobnie jak cała współczesna fauna. Nie ma w pełni wyewoluowanych koni, nosorożców, świń, bydła, kotów, psów…

Prababka co kilka sekund nerwowo kręciła głową, nie przerywając żucia owoców i liści. Bobby zastanowił się, jacy drapieżcy mogą runąć nagle z nieba na nieostrożnego ssaka.

Nie protestował, gdy David opuścił tę chwilę i znowu pomknęli w głębinę czasu. Tło rozmyło się w niebieskozieloną plamę, a mordka przodka zmniejszyła się płynnie, choć oczy urosły. Były teraz czarne — może zwierzęta prowadziły nocny tryb życia.

Bobby dostrzegał czasami gęstą, zieloną roślinność, całkiem obcą. A jednak świat wydawał się dziwnie pusty: żadni wielcy roślinożercy, żadne drapieżniki nie pojawiały się na pustej scenie za wąskim, szarym, wielkookim pyszczkiem przodka. Planeta przypomina miasto opuszczone przez ludzi, pomyślał; tylko małe stworzenia: myszy, szczury lub nornice ryją tunele wśród ruin.

Ale w końcu zaczęły znikać lasy; rozpływały się jak poranna mgła latem. Okolica przypominała miejsce katastrofy: równina znaczona połamanymi pniami drzew, które kiedyś musiały być wysokie.

Lód zebrał się nagle i leżał w szerokich pasach. Bobby miał wrażenie, że życie znika z tej ziemi niczym fala odpływu.

Potem nadciągnęły chmury i świat pogrążył się w ciemności. Ledwie dostrzegalny deszcz wystrzelił z czarnego gruntu. Wielkie stosy kości wynurzały się z błota i obrastały w mięso, wiszące szarymi bryłami.

— Kwaśny deszcz — mruknął David. Zapłonęło światło, oślepiające i potężne.

Nie było to światło dnia, ale pożar, który obejmował chyba całą okolicę. Szalał gwałtowny, potężny, przerażający…

Ale i on się cofnął.

Pod ołowianym niebem pożar zaczął przygasać, rozpadać się na odizolowane ogniska, które także gasły, a każde liźnięcie płomienia odradzało zieleń kolejnej ulistnionej gałęzi. Wreszcie pozostały tylko jaskrawe bryły, które wzleciały w górę i zmieniły się w obłok spadających gwiazd pod czarnym niebem.

Gęste czarne chmury rozsunęły się niczym kurtyna. Przemknął wicher, mocujący połamane konary do drzew i łagodnie sadzający na nich stadka latających istot. Na horyzoncie łuna światła skupiała się, nabierała barw różu i bieli, wreszcie zmieniła się w smugę jasności skierowaną wprost w niebo.

Była to kolumna roztopionej skały.

Kolumna opadła w pomarańczowym blasku. I, jak kolejny świt, uniosła się nad horyzontem jasna, niewyraźna masa, a długi lśniący ogon sięgnął przez połowę nieba we wspaniałym, nieregularnym łuku. Niewidoczna za dnia i jaskrawa nocą kometa odlatywała, unosząc swój ładunek zniszczenia z powrotem w głąb Układu Słonecznego.

Bracia zatrzymali się w ożywionym nagle świecie — świecie obfitym i spokojnym.

Prababka była wielkookim, przerażonym stworzeniem, zawieszonym nad ziemią, być może nieostrożnie uwięzionym na gałęzi. Za nią Bobby widział coś, co uznał za wybrzeże śródlądowego morza. Bujne lasy porastały bagniste równiny nad brzegiem, a rzeka spływała z odległych błękitnych gór. Szerokie grzbiety zwierząt, zapewne krokodyli, rozcinały leniwe, żółte wody. Kraina kipiała życiem — obcym w szczegółach, ale przecież nie tak odległym od lasów młodości Bobby’ego.

Tylko niebo straciło swój błękit — miało teraz barwę delikatnego fioletu. Nawet kształty chmur w górze wydawały się niewłaściwe. Może powietrze było inne tutaj, w głębinach czasu.

Bagnistym brzegiem sunęło stado rogatych zwierząt; z wyglądu przypominały nosorożce. Ale ruchy miały dziwne, niemal ptasie, gdy podbiegały, przeszukiwały krzaki, przysiadały, walczyły albo muskały się nawzajem. Bobby zauważył też stado innych stworzeń, podobnych do strusi — szły wyprostowane, kołysząc głowami i rzucając wokół lękliwe, czujne spojrzenia.

Wśród drzew przesunął się duży cień: sunął wolno, jakby śledził wielkich roślinożerców. Może to drapieżnik, a nawet, pomyślał Bobby w podnieceniu, veplociraptor.

Nad stadami dinozaurów unosiły się chmary owadów.

— Mamy szczęście — stwierdził David. — Możemy obserwować miejscowe zwierzęta. Era dinozaurów okazała się rozczarowaniem dla czasowych turystów. Jak Afryka jest rozległa, niezwykła i w większości pusta. W końcu ciągnie się ponad sto milionów lat.

— Dla mnie — odparł Bobby — największym rozczarowaniem było odkrycie, że tyranozaur jest padlinożercą. Tyle tu piękna, Davidzie, i ani jednego umysłu, który mógłby je podziwiać. Czy czekało na nas? Przez tyle lat?

— A tak, niewidziane piękno… „Czy cudowne spiralne i stożkowe muszle z epoki eocenu albo pięknie rzeźbione amonity okresu kredy stworzone zostały, by człowiek mógł po wiekach podziwiać je w swojej gablocie?”. Darwin, O powstawaniu gatunków.

— Czyli on też nie wiedział.

— Raczej nie. To bardzo starożytne miejsce, Bobby. Sam widzisz: antyczna społeczność, która ewoluowała przez setki milionów lat. A jednak…

— A jednak zniknie, kiedy Wormwood z kredy dokona zniszczeń.

— Ziemia jest ogromnym cmentarzem, Bobby. A kiedy zanurzamy się w przeszłość, te kości powstają znowu, by stanąć przed nami.

— Nie całkiem. Przetrwały ptaki.

— Tak, ptaki. Owszem, piękne zakończenie tego szczególnego wątku ewolucji. Miejmy nadzieję, że my skończymy nie gorzej. Ruszamy dalej?

— Tak.

Zanurkowali znowu, opadając bezpiecznie przez mezozoiczne lato dinozaurów dwieście milionów lat temu.

Rozmazane w plamach zieleni pradawne dżungle przesuwały się przez pole widzenia Bobby’ego jako obramowanie bojaźliwych, bezmyślnych oczu milionów pokoleń przodków — rozmnażających się, żyjących, umierających.

Zieleń zniknęła nagle, odsłaniając płaską, suchą równinę i puste niebo.

Ogołocony teren był pustynią, spieczoną przez stojące wysoko słońce; piasek miał jednolicie czerwonawy kolor. Sięgnęli tak głęboko w czas, że nawet góry przesunęły się i zmieniły kształty.

Przodek był niewielkim, podobnym do jaszczurki stworzeniem, które obgryzało pracowicie coś, co wyglądało na szczątki małego szczura. Stało na skraju karłowatego lasu, sięgającego brzegu leniwej rzeki.

Coś jakby iguana przebiegło w pobliżu, błyskając rzędami ostrych zębów. Być może to matka wszystkich dinozaurów, pomyślał Bobby. A za drzewami zobaczył stado zwierząt, wyglądających jak dzikie świnie, ryjące w błocie niedalego wody.

— Lystrosaurus — mruknął David. — Najszczęśliwsze stworzenie, jakie żyło na Ziemi. Jedyne duże zwierzę, które przetrwało zagładę.

— Chodzi ci o tę kometę, która wybiła dinozaury? — zdziwił się Bobby.

— Nie — zaprzeczył posępnie David. — O tę następną, która pojawi się wkrótce. Dwieście pięćdziesiąt milionów lat przed nami. Najgorsza ze wszystkich…

Więc to dlatego zniknęła bujna dżungla i stada dinozaurów. Z Ziemi po raz kolejny odpływało życie. Bobby’ego opanowało poczucie grozy.

Pomknęli dalej w głąb.

Ostatnie karłowate drzewa skurczyły się w końcu do ukrytych w glebie nasion, a resztki wątłych krzewów zwiędły i zginęły. Wypalona ziemia zaczęła odtwarzać spalone pnie i połamane gałęzie, gdzieniegdzie stosy kości. Skały, coraz bardziej odsłonięte przez cofającą się falę życia, nabrały czerwonej barwy.

— Jak na Marsie…

— I z tego samego powodu — potwierdził David. — Na Marsie praktycznie nie istniało życie. A podczas jego nieobecności skały osadowe rdzewiały: poddawane morderczemu żarowi i zimnu reagowały z atmosferą i ulegały erozji. Ziemia, kiedy zbliżamy się do najstraszniejszej zagłady, jest taka sama: prawie bez życia. Skały erodują.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Światło minionych dni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Światło minionych dni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Oko czasu
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - A Meeting with Medusa
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Grădina din Rama
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Rendezvous with Rama
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Światło minionych dni»

Обсуждение, отзывы о книге «Światło minionych dni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x