Isaac Asimov - Równi Bogom

Здесь есть возможность читать онлайн «Isaac Asimov - Równi Bogom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Równi Bogom: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Równi Bogom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wiek XXI. Wykorzystanie niezwykłej technologii Obcych umożliwia transfer materii między Ziemią a światami równoległymi i zapewnia ludzkiej cywilizacji niewyczerpane zasoby energii. Wydaje się, że darmowa energia rozwiąże wszystkie problemy. I tylko kilku ludzi wie, że może oznaczać zagładę planety...

Równi Bogom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Równi Bogom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W końcu usiadła, lekko wzdychając. Jej twarz, ozdobiona uśmiechem zawodowej uprzejmości, wyrażała ledwie odrobinę znudzenia.

Jeden z członków grupy dosiadł się do niej.

— Można? — spytał.

Spojrzała na niego krótko i przenikliwie. Umiała szybko oceniać ludzi. Nie wydawał się osobą natarczywą.

— Proszę bardzo. Ale czy nie zna pan nikogo w tej grupie? — powiedziała.

Pokręcił głową przecząco.

— Nie. Jestem sam. Nawet gdyby było inaczej, Ziemiaki mnie nie interesują.

Spojrzała na niego ponownie. Dobiegał pięćdziesiątki. Jego wygląd zdradzał zmęczenie, któremu przeczył jedynie blask pełnych ciekawości oczu. Bezsprzecznie miał wygląd Ziemianina obciążonego balastem doświadczenia.

— „Ziemiaki” to wyrażenie lunarne — wyjaśniła — i to wcale nie pochlebne.

— Pochodzę z Ziemi — powiedział — mogę go więc używać bez obrazy, jak sądzę. Chyba że pani ma coś przeciw temu.

Selene wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć: „jak pan uważa”.

Jej oczy zdradzały orientalne pochodzenie, jak u wielu innych mieszkanek Luny. Miała jednak włosy koloru miodu i wydatny nos. Mimo że nie reprezentowała klasycznego typu urody, nie można było zaprzeczyć, iż była atrakcyjna.

Ziemianin wpatrywał się w identyfikator z jej nazwiskiem, przypięty do bluzki na górnej pochyłości nie za dużej lewej piersi. Selene uznała, że — chociaż materiał bluzki stawał się półprzeźroczysty, kiedy światło padało nań pod odpowiednim kątem — mężczyzna patrzy na tabliczkę, a nie na pierś.

— Czy jest tu wiele Selen?

— O, tak. Setki, jak sądzę. Także Syntie, Diany i Artemidy. Selene jest trochę męcząca. Na połowę Selen, które znam, wołają „Silly”, a na resztę „Lena”.

— Do której połowy zalicza się pani?

— Żadnej. Jestem Seleną — pełne trzy sylaby. Se-le-ną — wymówiła, akcentując mocno pierwszą sylabę — dla tych, którzy w ogóle używają mego imienia.

Na twarzy mężczyzny pojawił się niewyraźny grymas, jakby Ziemianin z trudem przypominał sobie, jak należy się uśmiechać.

— A co, jeśli ktoś pyta, czy się lenisz, Selene.

— Nikt mnie o coś takiego nie pyta! — powiedziała z naciskiem.

Kelnerka dotarła do ich stołu i zręcznie postawiła przed nimi talerze.

Zrobiła wrażenie na Ziemianinie. Rzucił do kelnerki:

— Przy pani talerze zdają się lewitować.

Kelnerka skwitowała uwagę uśmiechem i poszła dalej.

— Niech pan tego nie próbuje naśladować — uprzedziła Selene. — Ona jest przyzwyczajona do tutejszej grawitacji i potrafi sobie z nią radzić.

— Gdybym spróbował, wszystko by mi spadło? Tak?

— Narobiłby pan niezłego bałaganu.

— No dobrze, nie będę próbował.

— Nie zdziwię się, jeśli zaraz ktoś spróbuje. Kiedy talerz poleci na podłogę, będą usiłowali go złapać, oczywiście nie uda się im. Stawiam dziesięć do jednego, że pospadają z krzeseł. Mogłabym ich ostrzec, ale to i tak nigdy nie skutkuje, a później są jeszcze bardziej zmieszani. Wszyscy inni będą się śmiać — to znaczy turyści — bo my widzieliśmy tę sytuację już tyle razy, że nie wydaje się już wcale śmieszna, a mamy tylko więcej do sprzątania.

Ziemianin ostrożnie podniósł widelec.

— Wiem, co ma pani na myśli. Nawet najprostsze ruchy wydają się tu dziwne.

— Tak naprawdę, całkiem szybko można do tego przywyknąć. W każdym razie do takich drobnostek jak jedzenie. Trudniej jest z chodzeniem. Jeszcze nie widziałam, żeby Ziemianin potrafił tu normalnie biegać. Nigdy naprawdę dobrze.

Przez chwilę jedli w milczeniu. Po czym Ziemianin spytał:

— Co oznacza to L? — Znowu spoglądał na plakietkę z napisem „Selene Lindstorm L.”

— Po prostu Luna — odpowiedziała obojętnym tonem

— dla odróżnienia od imigrantów. Urodziłam się tutaj.

— Naprawdę?

— Nie ma się czemu dziwić. Kolonia w Lunie istnieje i funkcjonuje już ponad pół wieku. Dlaczego nie miałyby się tu rodzić dzieci? Zamieszkują ją ludzie, którzy się tutaj urodzili i mają już wnuki.

— Ile pani ma lat?

— Trzydzieści dwa — odpowiedziała.

Próbował ukryć nagłe zdumienie, mówiąc: — Oczywiście. Selene uniosła brwi ze zdziwienia. — Rozumie pan? Większości Ziemian trzeba to tłumaczyć.

— Wiem wystarczająco dużo, by pojmować, że większość zauważalnych oznak starzenia jest skutkiem nieuniknionego zwycięstwa grawitacji nad ciałem, mam na myśli obwisłe policzki i piersi. Wcale nie trudno jest zrozumieć, że tu przy grawitacji wynoszącej jedną szóstą ziemskiej, ludzie zachowują młodzieńczy wygląd.

— Jedynie wygląd — wyjaśniła. — Nie znaczy to, że jesteśmy nieśmiertelni. Długość naszego życia nie odbiega od ziemskiego, tyle że starość jest łatwiejsza.

— To już coś… Oczywiście, jak sądzę, ma to swoją cenę. — Pociągnął łyk kawy. — Musicie pić tę… — Przerwał, szukając właściwego słowa, najwyraźniej bezskutecznie, gdyż nic nie powiedział.

— Można importować żywność i napoje z Ziemi — powiedziała Selene rozbawiona — ale wystarczyłoby tego tylko dla nielicznych Lunarian, a poza tym transporty są bardzo rzadkie. To nie ma sensu, lepiej używać możliwości przewozowych na bardziej istotne ładunki. Prawdę mówiąc, jesteśmy przyzwyczajeni do tej spartańskiej strawy… Czy miał pan zamiar użyć mocniejszego słowa?

— Nie na kawę — powiedział. — Miałem zamiar nazwać odpowiednio jedzenie. Ale spartańska strawa dobrze to oddaje… Czy mogłaby mi pani coś wyjaśnić, pani Lindstorm, w naszym planie zwiedzania nie zauważyłem żadnej wzmianki o synchrotronie protonowym.

— Synchrotronie protonowym? — Właśnie kończyła kawę i lustrowała salę, jakby oceniając najlepszy moment na poderwanie grupy do dalszej drogi. — To własność Ziemian, nie udostępniana do zwiedzania turystom.

— To znaczy, że także Lunarianie nie mają wstępu?

— Nie, nic z tych rzeczy. Większość personelu stanowią tam Lunarianie. Tyle że ziemski rząd ustanawia reguły. Żadnych turystów.

— Tak bardzo chciałbym go zobaczyć.

— Jestem pewna, że go pan zobaczy… Przynosi mi pan szczęście, obyło się dzisiaj bez żadnego wypadku przy jedzeniu.

Wstała i oznajmiła:

— Szanowni państwo, wychodzimy za dziesięć minut. Proszę pozostawić swe talerze na stołach. Kto chce, może teraz skorzystać z toalety. Następnym punktem wycieczki będą zakłady wytwarzające żywność, gdzie produkowane są przetwory, takie jak te, które właśnie państwo mieli okazję zjeść.

2

Mieszkanie Selene było oczywiście małe i ciasne, niemniej jednak wytworne. Ściany zdobiły panoramiczne okna ze sztucznymi widokami. Gwiezdne obrazy zmieniały się powoli i chaotycznie, nie mając nic wspólnego z żadnym prawdziwym gwiazdozbiorem. W każdym z trzech okien można było uzyskać wielokrotne powiększenie.

Barron Neville nie cierpiał ich. Zwykle natychmiast je wyłączał. — Jak możesz je znosić? — mawiał. — Jesteś jedyną ze znanych mi osób, która gustuje w tych niesmacznych widokach. Te mgławice i gromady gwiazd przecież nawet nie istnieją.

Selene chłodno zbywała jego uwagi, teraz wzruszyła ramionami odpowiadając: — Czym jest istnienie? Skąd możesz wiedzieć, czy te, które widzisz, istnieją? Poza tym to daje mi uczucie wolności i ruchu. Mogę chyba robić w moim własnym mieszkaniu, co zechcę?

Neville mamrotał coś pod nosem i bez większego entuzjazmu próbował nastawiać mechanizm kontrolny na pierwotne położenie. Selene zrezygnowanym głosem wymówiła: — Zostaw to!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Równi Bogom»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Równi Bogom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Równi Bogom»

Обсуждение, отзывы о книге «Równi Bogom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x