Meble wyginały się gładkimi krzywiznami. Ściany pokrywały, nie rzucające się w oczy, abstrakcyjne wzory. W całym mieszkaniu nie było niczego, co przypominałoby jakikolwiek żywy organizm.
— Istoty żywe to Ziemia — mawiała Selene — nie Księżyc. Teraz, kiedy weszła do mieszkania, znalazła w nim jak zwykle Neville’a. Barron Neville spoczywał na pajęczynowatej kanapie, balansując sandałem na lewej stopie. Drugi sandał leżał tam, gdzie upadł. Czerwona linia na brzuchu Neville’a, tuż ponad pępkiem, znaczyła miejsce, po którym się drapał z roztargnieniem przed chwilą.
— Barronie, proszę, zrób kawę — powiedziała i pozbyła się odzieży jednym wdzięcznym ruchem, do którego dołączyło westchnienie ulgi w momencie, gdy rzeczy opadały na podłogę. Jednym kopnięciem umieściła je w kącie pokoju.
— Jaka ulga, że mogę nareszcie je zrzucić. W całej tej pracy najgorsze chyba jest to, że trzeba się ubierać jak Ziemiaki.
Neville krzątał się w części kuchennej mieszkania. Nie zwracał uwagi na to, co mówi partnerka, słyszał to już nieraz.
— Co z twoją instalacją wodną? Jest do niczego.
— Czyżby? — zapytała. — No, chyba zbyt dużo wody zużyłam. Trochę cierpliwości.
— Jak poszło dzisiaj? Wzruszyła ramionami.
— Bez problemów. Normalka. Ciągle tracili równowagę, wlokąc się za mną. Udawali, że nie czują wstrętu na widok naszego jedzenia. Jak zwykle, zastanawiali się, czy będą proszeni o rozebranie się, nie zdziwiłoby mnie, gdyby… To po prostu wstrętne.
— Czyżbyś się stawała pruderyjna? — Postawił dwa kubki kawy na stoliku.
— W tym przypadku pruderia jest wskazana. Ziemiaki mają pomarszczone twarze z obwisłymi policzkami, wystające brzuchy i pełno na nich zarazków. Nie obchodzi mnie, co mówią przepisy kwarantanny, i tak są pełni zarazków… A co nowego u ciebie?
Barron pokręcił głową. Jak na Lunarianina miał potężną budowę. Jego oczy zastygły w ciągłym wyrazie ponurego skrzywienia, który stał się nieodłącznym elementem jego twarzy. Z tym jedynym wyjątkiem, był dobrze zbudowany i bardzo przystojny, myślała Selene.
— Nic nadzwyczajnego — powiedział. — Nadal czekamy na zmianę komisarza. Musimy zobaczyć, jaki będzie Gottstein.
— Czy może sprawiać trudności?
— Nie więcej niż tyle, ile już mamy. W końcu, co mogą zrobić? Nie mogą nas infiltrować. Nie można przebrać Ziemiaka za Lunarianina. — Jego niespokojne zachowanie zdawało się jednak przeczyć temu, co mówił.
Selene sączyła kawę i spoglądała na niego przenikliwie. — Niektórzy Lunarianie mogą być wewnątrz Ziemiakami.
— Tak, chciałbym wiedzieć którzy. Czasami myślę, że nie mogę ufać… Hm, tracę niewiarygodne ilości czasu na badania synchrotronowe i nic z tego. Nie mam szczęścia do priorytetów.
— Chyba ci nie ufają, i wcale się im nie dziwię. Gdybyś tylko nie przybierał takich konspiratorskich póz.
— Ależ wcale tego nie robię. Sprawiłoby mi ogromną przyjemność wyjść z budynku synchrotronu i nigdy tam nie wrócić, ale wtedy naprawdę zaczęliby coś podejrzewać… Gdybyś nie zmarnowała tyle tej cholernej wody, moglibyśmy wypić jeszcze po jednym kubku kawy.
— Cóż, nie wypijemy. Ale, jeżeli chodzi o wodę, nie zapominaj, że i ty zużywasz jej wiele. W zeszłym tygodniu brałeś dwa razy prysznic.
— Oddam ci mój przydział wody. Nie wiedziałem, że tak mnie kontrolujesz.
— Ja cię nie kontroluję, po prostu woda znika dziwnie szybko.
Wypiwszy kawę, wpatrywała się w zamyśleniu w dno kubka.
— Turyści zawsze stroją takie miny. Zupełnie nie mogę pojąć dlaczego. Smakuje całkiem dobrze. Czy próbowałeś kiedyś ziemskiej kawy, Barronie?
— Nie.
— Ja próbowałam. Raz. Jeden z gości przemycił kilka paczuszek czegoś, co nazywał kawą instant. Zaproponował mi ją w zamian, za wiesz co. Wydawało się to dobrym interesem.
— I spróbowałaś jej?
— Byłam ciekawa. Miała gorzki i metaliczny smak. Straszna. Wtedy powiedziałam mu, że stosunki z osobnikami spoza Księżyca są zakazane, a wtedy on z kolei stał się gorzki i metaliczny.
— Nigdy mi o tym nie mówiłaś. Nie próbował czegoś niewłaściwego, co?
— To chyba nie twój interes? Nie, nie próbował. Wziąwszy pod uwagę, że nie jest przyzwyczajony do naszej grawitacji, gdyby to zrobił, wyleciałby stąd na korytarz numer jeden. — Po czym zmieniła temat. — A właśnie. Znalazłam następnego Ziemiaka. Nalegał na to, by koło mnie siedzieć.
— I co on zaoferował w zamian za pieprzenie, które tak delikatnie określasz „wiesz co”.
— Po prostu siedział przy mnie.
— I wywalał gały na twoje piersi?
— Po to są, żeby na nie patrzeć, ale tak naprawdę, nie patrzył na nie. Wpatrywał się w moją plakietkę… Poza tym, co cię obchodzi, o czym sobie marzył? Każdy może sobie marzyć, o czym mu się spodoba, przecież nie muszę spełniać ich oczekiwań. O czym, jak sądzisz, ja marzę? O pójściu do łóżka z Ziemianinem? Z facetem nie przystosowanym do naszej grawitacji? Nie twierdzę, że nie zdarzały się takie przypadki, ale nie mi. Zresztą, nic z tego dobrego nie wychodziło. Zrozumiałeś? Czy mogę wrócić do mojego Ziemiaka? Który ma pięćdziesiątkę i który nie był zbyt przystojny nawet jako dwudziestolatek?… Chociaż muszę przyznać, że ma interesujący wygląd.
— Dobrze. Obejdzie się bez szczegółowego opisu. Co z nim?
— Pytał mnie o synchrotron protonowy!
Neville wstał gwałtownie, po czym lekko się zachwiał, co po szybkim ruchu przy słabej grawitacji było nie do uniknięcia. — O co dokładnie mu chodziło?
— Nie mam zielonego pojęcia. Zapytał po prostu, czy mógłby go zobaczyć. Może jest turystą zainteresowanym nauką. Z tego co wiem, to mógł być tylko punkt zaczepienia, może chciał dzięki temu zwrócić na siebie moją uwagę.
— I to skutecznie. Jak się nazywa?
— Nie wiem. Nie pytałam go o to.
— Dlaczego?
— Bo ja nie jestem nim zainteresowana. A co byś wolał? Jego prośba wskazuje na to, że jest turystą. Gdyby był fizykiem, nie musiałby o to prosić. Po prostu by tam był.
— Kochana Selene — zaczął zgryźliwie Neville — posłuchaj uważnie. W obecnych okolicznościach każdy, proszący o pokazanie synchrotronu protonowego, jest podejrzanym typem, o którym powinniśmy wiedzieć. Dlaczego zwrócił się z tym właśnie do ciebie? — Chodził pospiesznie tam i z powrotem, jakby chcąc się pozbyć nadmiaru energii. — W takich bzdurach jesteś specjalistką. Czy wzbudził twoje zainteresowanie?
— Seksualne?
— Wiesz, o co mi chodzi. Nie czas na gierki, Selene.
— Jest w nim coś interesującego, a nawet niepokojącego — odpowiedziała z wyraźną niechęcią. — Ale nie wiem, skąd się to bierze. Nic nie powiedział. Nic nie zrobił.
— Interesujący i niepokojący, tak? No to musisz się znowu z nim spotkać.
— I co?
— Skąd mam wiedzieć? To twoja sprawa. Dowiedz się, jak się nazywa. Wyciągnij z niego, ile tylko możesz. Masz przecież głowę na karku, a więc użyj jej do praktycznych celów dla odmiany.
— No dobrze — zgodziła się — rozkaz wydany. Okay.
Kwatera komisarza nie różniła się wielkością od pomieszczeń Lunarian. Ograniczona przestrzeń życiowa na Księżycu skazywała nawet ziemskich urzędników na obywanie się bez komfortu, choćby symbolicznie nawiązującego do ich rodzimej planety. Zresztą żadne upiększenia nie zmieniłyby faktu, iż kwatery znajdowały się pod powierzchnią, i nie zdołałyby ukryć znacznie słabszej grawitacji.
Читать дальше