• Пожаловаться

Stanisław Lem: Fiasko

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Fiasko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, год выпуска: 1987, категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Stanisław Lem Fiasko

Fiasko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fiasko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwotnie akcja toczy się na Tytanie, księżycu Saturna, gdzie bohater Angus Parvis poszukując zaginionych budowniczych kopalni oraz komandora Pirxa, który ruszył im na ratunek, sam popełnia błąd w obcym człowiekowi, mieszkańcowi Ziemi, terenie i staje w obliczu nieuchronnej śmierci. W nadziei wskrzeszenia przy pomocy przyszłych zdobyczy nauki, dokonuje aktu szczególnego samobójstwa przez poddanie się hibernacji. Po około stuleciu, na pokładzie rakiety zmierzającej w kierunku nieznanej cywilizacji pozaziemskiej, zostaje ożywiona jedna z osób, których ciała odnaleziono na Tytanie. Naukowcy przypuszczają, że uratowanym może być Parvis lub Pirx, lecz również po wskrzeszeniu, członkom załogi nie udaje się ustalić jego danych personalnych, w związku z czym występuje dalej pod przybranym imieniem i nazwiskiem jako Marek Tempe. Konstrukcja powieści, wykluczająca tzw. narratora wszechwiedzącego, pozostawia czytelnika w niepewności co do możliwego rozwiązania zagadki tożsamości bohatera. Kiedy statek dolatuje do celu, jedno z najistotniejszych zadań w zakresie kontaktu bezpośredniego z obcą cywilizacją zostaje powierzone wskrzeszonemu. Porozumienie między „braćmi w rozumie” okazuje się jednak ostatecznie niemożliwe na skutek zbyt głębokich różnic biologicznych oraz kulturowych i kończy się tytułowym fiaskiem. Będąc ostatnią z powieści Stanisława Lema, stanowi ona szczególne podsumowanie wielowątkowej beletrystycznej twórczości pisarza. Wielostronnie i dynamicznie przedstawia w niej uwikłanie człowieka we własną naturę, zdeterminowaną ziemskimi warunkami. W ten sposób autor, nie po raz pierwszy, sceptycznie odnosi się do możliwości kontaktu z naszymi „braćmi w Kosmosie”. Ostateczną przeszkodą okazuje się nie sama odległość, lecz odmienność.

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Fiasko? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Fiasko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fiasko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To mianowicie, jak mu się ta kraina — ale nie jemu jedynemu! — kojarzyła ze snem, z państwem majaków i szaleństwem rażonej urody. Słowa, że to jest strefa, w której natura śni, wcielając swoją wspaniałą grozę, swoje rozpętane koszmary wprost niejako, z pominięciem wszelkiej psychiki, w litą twardość materialnych ukształtowań, te słowa same mu się formowały na wargach. Tak samo bowiem jak we śnie, cokolwiek ujrzał, zdawało się zarazem całkowicie obce i absolutnie własne, wciąż coś przypominało i tym przypomnieniom wymykało się uparcie w następnej chwili, wciąż zdawało się grubym nonsensem, maskującym sobą jakiś cienki, aluzyjnie przewrotny sens — bo tu się wciąż jakby tylko od wieków zaczynało z świetną precyzją, ale nigdy nie mogło siebie dokończyć, wejść w pełnię ziszczenia, zdecydować się na finał — czyli na własne przeznaczenie.

Tak sobie dumał, oszołomiony i otoczeniem, i swymi refleksjami, jako że filozoficzne myśli nie były w jego zwyczaju. Już miał wzeszłe słońce za sobą, więc poprzedzał go teraz jego cień i było łaskotliwie dziwne dostrzegać w ruchach tego kanciastego kładącego się daleko w przód cienia jego maszynową, a zarazem swoją własną, człowieczą naturę — bo była to sylweta bezgłowego, jak okręt rozkołysanego w chodzie robota, który miał zarazem jemu tylko właściwe ruchy i demonstrował je jakby z ostentacyjną przekorą, bo w wyolbrzymieniu. Co prawda nie doświadczał tego widoku po raz pierwszy, lecz prawie dwugodzinny marsz po uroczysku jakoś uskrzydlił mu czy wysubtelnił wyobraźnię. Nie żałował też, że skręciwszy za Roembdenem bardziej na zachód, stracił łączność radiową z Roembdenowcami. Miał wyjść z radiowego cienia na trzydziestej mili — więc już niedaleko — lecz teraz wolał być sam, uwolniony od stereotypu pytań i meldunkowych odpowiedzi.

Na horyzoncie zaciemniały czarniawe sylwety — nie był zrazu pewien, czy chmur, czy gór. Angus Parvis, który szedł do Graala i przy całym przeżytym rozbiegu wyobrażeń ani raz nie skojarzył swego nazwiska z Parsifalem — człowiekowi najtrudniej zawsze wyjść ze swej identyczności umysłowej tak samo, jak wyskoczyć z własnej skóry, i to w mit — już odwrócił uwagę od pobliża marszowego, tym bardziej że sceneria udawanej śmierci, planetarnego theatrum anatomicum minerałów, rzedła. Już mijał takim roziskrzeniem przewrotne miejsca, jakby zastawione tajemnie na jego oczy, z nie udawaną obojętnością. Od chwili, w której podjął decyzję, zakazał sobie myśleć o tym, który tę decyzję spowodował. Nie sprawiało mu to trudu. Jako astronauta nauczył się być długo ze sobą sam. Maszerował kołyszącym się Diglatorem, bo kolos musiał się naprzemiennie chylić na boki, ale było mu to dobrze znane. Krokomierz wskazywał prawie trzydzieści mil na godzinę. Upiorne reminiscencje gadzich i płazich tańców śmierci ustąpiły miejsca łagodnym fałdom skały, pokrytej drobniejszym od piasku, lżejszym i bardziej miałkim wulkanicznym tufem. Mógł przyspieszyć, wiedział jednak, że sensacje, doznawane w pełnym chodzie, są trudne do długiego znoszenia, a czekał go wielogodzinny marsz i to w znacznie cięższym terenie, jeszcze przed depresją. Płasko pozębione kontury na widnokręgu już nie udawały chmur. Szedł ku nim, a jego cień płynął przed nim, pokraczny, gdyż przez wzgląd na ogrom masy wielkochód ma nogi równe tylko jednej trzeciej długości kadłuba: przynaglony do zwiększenia chyżości, musi, aby przedłużyć kroki, wyrzucać kolejno każdą kończynę w przód razem z biodrem, co jest wprawdzie możliwe, gdyż pierścienna osada nóg, a właściwie ich podwozia, odpowiadająca biodrom, jest ogromną ślizgową tarczą, w którą wpasowano kadłub. Jednakowoż do bocznych wychyleń przyłączają się wówczas podrzuty w górę i w dół całego wielkoluda i krajobraz zatacza się przed kierowcą jak pijany. Do biegu tak ciężkie maszyny nie są zdolne. Problematyczny jest dla nich już i zeskok z wysokości dwóch metrów na Tytanie. Na mniejszych globach i na ziemskim Księżycu swoboda poruszeń jest lepsza. Zresztą konstruktorzy nie dbali o szczególną szybkość tych maszyn, gdyż nie po to mają chodzić, by służyć jako środek komunikacji, ale by wykonywać ciężkie prace, a umiejętność marszu to dodatek, usamodzielniający pracowite kolosy.

Przez bodaj godzinę Angusowi zdawało się na przemian, że za parę chwil utknie w skalnym chaosie, to znów, że azymut został wytyczony wprost genialnie, gdy bowiem zbliżał się do kolejnego rumowiska, do płyt kamiennych, wspartych tak chwiejnie, jakby miał je byle powiew obrócić w grzmiącą lawinę, zawsze w ostatniej chwili pokazywało się dogodne przejście, nie musiał więc ani lawirować, ani wycofywać się z utykającej ślepo drogi. Co prawda uznał rychło, że na Tytanie najdoskonalszym kierowcą byłby człowiek zezowaty, skoro należało zarazem przepatrywać z wysokości teren przed maszyną i świetlisty wskaźnik kierunkowy, drżący jak igła zwyczajnego kompasu na tle półprzeźroczystej mapy. Jakoś to jednak szło i całkiem niezgorzej, gdy zawierzył i oczom, i busoli. Odcięty od świata szumem siłowych agregatów i rezonansowym dudnieniem, w jakie wprawiał cały kadłub ten ciężki marsz, widział przecież świat Tytana przez bezodblaskowe szyby swego szklanego pomieszczenia. Gdziekolwiek zwrócił głowę — a czynił tak, ilekroć pozwalał równiejszy teren — widział nad morzami mgieł grzbiety górskie, porozsadzane rozpękłymi wulkanami, martwymi od wieków. Idąc po chropawym lodzie, dostrzegał wtopione weń głęboko cienie, bomb wulkanicznych i niepojęte ciemniejsze kształty — jakby rozgwiazd czy głowonogów, zakrzepłych niczym owady w bursztynie.

Potem teren się zmienił: też groźny, lecz w odmienny sposób. Zdawało się, że planeta przeszła okres jakichś bombardowań i erupcji, które w ślepych wyskokach lawy i bazaltu wspięły się niebotycznie, aby zamrzeć bezruchem dzikim i obcym. Wkraczał już w te wulkaniczne wąwozy. Zwisy dalszych ścian zdawały się czymś niemożliwym. Cóż; takie było, niewyrażalne w mowie istot ukształtowanych planetą bardziej sielską, zdynamizowanie martwoty tych sejsmicznych zastygnięć, w rozmachu, spotęgowanym przez ciążenie, nie większe od Marsowego. Zagubionemu w tym labiryncie człowiekowi jego kroczący wehikuł przestał się wydawać olbrzymem. Malał, wprost znikomy wobec zerwisk lawy. W kilometrowych ogniospadach ściął je kiedyś kosmiczny mróz, a nim ostygły, lecąc w przepaście, rozciągnął w gigantyczne pionowe sople — monstrualne kolumnady. Widok ten czynił Diglatora mikroskopijnym insektem, wędrującym wzdłuż budowli, porzuconej po tyleż niedbałym, co mocarnym wzniesieniu przez prawdziwych olbrzymów planety. Gdyby ciężki syrop ciekł z krawędzi jakiejś i tężał w stalaktytowe sople — ze szpar podłogi widziany przez mrówkę. Proporcje były jednak przeraźliwsze. Właśnie w tej dzikości, w tym ładzie chaosu, obcym ludzkim oczom, że nie przywodził na myśl żadnych gór ziemskich, objawiała się okrutna uroda pustkowia, wyrzygniętego z planetarnych głębin i ściętego pod obcym słońcem z żaru w głaz. Pod obcym, gdyż Słońce nie było tu płomienną tarczą jak na Księżycu czy na Ziemi, lecz zimno rozpalonym gwoździem, wbitym w rudy nieboskłon, niewiele dającym światła i mniej jeszcze ciepła. Na zewnątrz było minus 90 stopni — temperatura wyjątkowo w tym roku łagodnego lata. W wylocie wąwozu dostrzegł Angus niebo w łunie — ta łuna wstępowała coraz wyżej, aż ogarnęła ćwierć firmamentu i nie od razu pojął, że to ani zorza, ani promień solektora, lecz macierzysty władca Tytana — wielkopierśoienny, żółty jak miód Saturn.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fiasko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fiasko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Marek Huberath: Gniazdo Światów
Gniazdo Światów
Marek Huberath
Szołem Alejchem: Z Jarmarku
Z Jarmarku
Szołem Alejchem
Kathy Reichs: Zapach Śmierci
Zapach Śmierci
Kathy Reichs
Matthew Pearl: Cień Poego
Cień Poego
Matthew Pearl
Barbara Cartland: Urocza Oszustka
Urocza Oszustka
Barbara Cartland
Отзывы о книге «Fiasko»

Обсуждение, отзывы о книге «Fiasko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.