Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkadij Strugacki - Trudno być bogiem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1974, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trudno być bogiem: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trudno być bogiem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Grupa historyków z XXI wieku trafia do królestwa Arkanaru, w którym panuje ziemskie średniowiecze. Czy podołają trudnej roli miłosiernych i światłych bogów, czy mają prawo ingerować w obcy świat, choćby był nie do przyjęcia niesprawiedliwy i okrutny? I czy ktokolwiek ma prawo przyspieszać ewolucję jakiegokolwiek społeczeństwa?

Trudno być bogiem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trudno być bogiem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Upijał się powoli, a mimo to zamroczyło go nagle, po prostu piorunem, i kiedy w jakiejś trzeźwiejszej chwili ujrzał przed sobą rozrąbany dębowy stół w zupełnie obcym pokoju, a dokoła bijących brawa szlacheckich hołyszów, pomyślał był, że najwyższy czas wracać do domu Było jednak za późno. Fala szaleństwa i wstrętnej, nieprzyzwoitej radości wyzwolenia z wszystkiego, co ludzkie, już go porwała. Pozostawał jeszcze Ziemianinem, zwiadowcą, spadkobiercą ludzi ognia i żelaza, nie szczędzących zarówno siebie jak i innych ,w imię wielkiego celu. Nie mógł stać się Rumatą Estorskim, krwią z krwi dwudziestu pokoleń wojowniczych przodków wsławionych grabieżami i pijaństwem. Ale też nie był już komunardem. Nie miał zobowiązań wobec Eksperymentu. Myślał tylko o zobowiązaniach wobec samego siebie. Przestały go trapić wątpliwości. Wszystko było jasne, absolutnie wszystko. Doskonale zdawał sobie sprawę, kto tu ponosi winę i doskonale wiedział, czego chce — rąbać na odlew, wydawać na pastwę ognia, zrzucać z pałacowych schodów wprost na kopie i widły wyjącego tłumu…

Wstrząsnął się i wyciągnął z pochwy miecze. Ostrza były wyszczerbione, lecz czyste. Pamiętał, że bił się z kimś ale z kim? i jak się to skończyło?

Przepili swoje konie. Szlacheccy hołysze gdzieś się ulotnili. Rumata — to również dobrze pamiętał — zataszczył barona do swego domu. Pampa don Bau był pełen animuszu, trzeźwiutki i gotów szaleć w najlepsze dalej, tylko ani rusz nie mógł utrzymać się na nogach. Poza tym był święcie przekonany, że dopiero co pożegnał się z ukochaną baronową i znajduje się w trakcie zbrojnej wyprawy przeciwko swemu odwiecznemu wrogowi, baronowi Casco, którego bezczelność nie miała sobie równej. („Pomyśl tylko, przyjacielu, ten łajdak wydał na świat ze swego biodra dziecię płci męskiej o sześciu palcach i nazwał je Pampą…”) — „Słońce zachodzi — oświadczył patrząc na gobelin przedstawiający wschód słońca. — Moglibyśmy przehulać całą noc, moi panowie, ale czyny wojenne wymagają snu. Ani kropli wina w czasie wyprawy. Poza tym baronowa byłaby niezadowolona…”

„Co to? Posłanie? W szczerym polu? Naszym posłaniem czaprak bojowego konia!” Po tych słowach zerwał ze ściany nieszczęsny gobelin, owinął się nim z głową i rymnął w kąt pod kagankiem. Rumata kazał Unowi postawić obok barona wiadro kwasu i faskę marynat. Chłopiec miał twarz zaspaną i gniewną. „Widzicie, jak to się napompowali — mruczał. — Aż im oczy świdrowato patrzą…” — „Cicho bądź, głupcze” — skarcił go Rumata, a potem… Potem coś się stało. Coś ohydnego, co go pognało przez całe miasto aż na pustkowie. Potwornie, potwornie ohydnego, niewybaczalnego, haniebnego…

Przypomniał to sobie podchodząc już do domu i zatrzymał się nagle jak wryty.

Odepchnął wtedy Una, wbiegł po schodach na górę, otworzył szeroko drzwi i wpakował się do jej pokoju, niczym pan i władca. W świetle nocnej lampki ujrzał białą jak papier twarz, ogromne oczy pełne przerażenia i wstrętu, a w tych oczach siebie — chwiejącego się na nogach, z obwisłą zaślinioną wargą, podrapanymi rękami, w ubraniu zachlapanym jakimś świństwem, bezczelnego i podłego chama o błękitnej krwi. Ten wzrok wypchnął go z powrotem na schody, na dół, do hallu, za drzwi, na ciemną ulicę, byle dalej, jak najdalej od tego miejsca…

Ścisnął zęby, czując, że wszystko w nim lodowacieje, cichutko otworzył drzwi i na palcach wszedł do hallu. W kącie niby olbrzymi ssak morski, sapał baron pogrążony w spokojnym śnie. „Kto tu?” — wykrzyknął Uno drzemiący na ławie z kuszą na kolanach… „Ci-i — szepnął Rumata. — Chodźmy do kuchni. Beczkę wody, octu, świeże ubranie. Migiem!”

Długo, zachłannie, z najwyższą rozkoszą oblewał się wodą, nacierał octem zmywając z siebie brud tej nocy. Uno, milczący wbrew swemu zwyczajowi, krzątał się koło niego. Dopiero później, pomagając panu zapinać idiotyczne liliowe spodnie ze sprzączkami z tyłu, oznajmił ponuro:

— W nocy, jak pan wyleciał, Kira zeszła na dół i pytała, czy pan naprawdę był, myślała widać, że jej się śniło… Powiedziałem, że jak pan wczoraj poszedł na wartę, tak jeszcze nie wrócił…

Rumata westchnął głęboko. Nie zrobiło mu się lepiej. Gorzej.

— A ja całą noc przesiedziałem z kuszą nad baronem, balem się, żeby na górę nie polazł po pijanemu.

— Dziękuję ci, mój chłopcze — wymówił z trudem Rumata.

Włożył trzewiki, wyszedł do przedpokoju i stał chwilę przed ciemnym metalowym zwierciadłem. Kasparamid działał niezawodnie. Z lustra spoglądał na niego wytworny pan z twarzą nieco mizerną po wyczerpującym nocnym dyżurze, ale poza tym zupełnie bez zarzutu. Wilgotne włosy, przytrzymane złotą obręczą, miękko i estetycznie spływały po obu stronach” twarzy. Rumata machinalnie poprawił obiektyw pomiędzy brwiami. Śliczne sceny oglądano dziś na Ziemi, pomyślał z chmurą w duszy.

Tymczasem rozwidniło się na dobre. Przez zakurzone szyby zajrzało słońce. Trzaskały okiennice. Z ulicy dolatywały zaspane głosy: „Jak się spało, bracie Kirisie?” — „Chwalić Boga, spokojnie, bracie Tika. Noc minęła, to i dobrze”. — „A u nas ktoś walił do okien. Ponoć szlachetny don Rumata hulał dziś w nocy”. — „Gościa ma, powiadają”. — „Co tam dziś za hulanki! Za młodych lat króla to tak się bawili, że nawet nie spostrzegli, jak po! miasta puścili z dymem”. — „Wiesz, co ci powiem, bracie Tika? Dzięki Bogu, że mamy w sąsiedztwie takiego pana. Jak raz w roku się zabawi, to dużo…”

Rumata udał się na górę, zapukał i wszedł do gabinetu. Kira siedziała w fotelu, tak jak wczoraj. Podniosła głowę i ze strachem spojrzała mu w twarz.

— Dzień dobry, maleńka — podszedł, ucałował jej ręce i siadł w fotelu naprzeciwko.

Wciąż patrzyła na niego badawczo, wreszcie zapytała:

— Zmęczony jesteś?

— Tak, trochę, i znów trzeba iść.

— Coś ci przygotować?

— Nie, dziękuję. Uno to zrobi. Może tylko poperfumuj mi kołnierz…

Czuł, jak wyrasta między nimi mur nieszczerości. Początkowo cienki, potem coraz grubszy, mocniejszy. Na całe życie! — pomyślał z goryczą. Siedział z przymkniętymi oczami, gdy delikatnie skraplała perfumami jego koronkowy kołnierz, policzki, czoło, włosy. Wreszcie odezwała się:

— Nawet nie zapytasz, jak mi się spało.

— No jak, maleńka?

— Miałam sen. Okropny, straszny sen.

Mur stał się już tak gruby jak w warowni.

— Na nowym miejscu zawsze tak bywa — powiedział nieszczerze. — Zresztą baron na dole z pewnością bardzo hałasowa!.

— Kazać podać śniadanie?

— Dobrze.

— A jakie wino lubisz z rana? Rumata otworzył oczy.

— Każ podać wodę. Z rana nie pijam wina.

Wyszła. Słyszał, jak spokojnie, dźwięcznym głosem rozmawia z Unem. Potem wróciła, siadła na poręczy jego fotela i zaczęła opowiadać swój sen, on zaś słuchał wyginając brew i czując, jak z każdą chwilą mur staje się grubszy, nie do przebycia i jak oddziela go na zawsze od jedynej, naprawdę bliskiej mu istoty w tym koszmarnym świecie, i wtedy zebrał siły i uderzył w ten mur całym ciałem.

— Kiro — przemówił. — To nie był sen.

Nie stało się nic szczególnego.

— Biedny mój — powiedziała. — Poczekaj, zaraz przyniosę ci kwaśnicy…

ROZDZIAŁ V

Nie tak dawno jeszcze dwór królów Arkanaru był jednym z najbardziej oświeconych w Imperium. Przebywali na nim uczeni, w większości, co prawda, szarlatani, ale i tacy, jak Bagir Kisseński, odkrywca kulistości planety; nadworny znachor Tata, który wpadł na genialną myśl, iż sprawcami epidemii sq drobniutkie niewidzialne gołym okiem robaczki, roznoszone przez wiatr i wodę; alchemik Sinda, który jak wszyscy alchemicy szukał sposobu otrzymywania złota z gliny, a odkrył prawo zachowania materii. Byli na dworze arkanarskim poeci, przeważnie darmozjady i pochlebcy, ale również tacy, jak Pepin Sławny, autor tragedii historycznej „Wyprawa na Północ”, Zuren Prawdomówny, mający w swym dorobku ponad pięćset ballad i sonetów, do których później napisano muzykę, jak Gur Improwizator, twórca pierwszego w historii Imperium romansu świeckiego, smutnej historii księcia zakochanego w pięknej barbarzyńcę. Byli też świetni artyści, tancerze, śpiewacy. Znakomici malarze pokrywali ściany nie blaknącymi freskami, słynni rzeźbiarze zdobili tworami swego dłuta pałacowe parki. Trudno powiedzieć, by królowie arkanarscy byli rzecznikami oświaty czy też znawcami sztuk pięknych. Uważano to po prostu za część rytuału dworskiego na podobieństwo porannej toalety króla lub wspaniałej warty gwardyjskiej przed głównym wejściem do pałacu. Tolerancja arystokratów sięgała w pewnych okresach tak daleko, że niektórzy uczeni i poeci stawali się ważnymi śrubkami aparatu państwowego. Pół wieku temu, na przykład, wielce uczony alchemik Botsa zajmował dziś uznane za zbędne stanowisko ministra Bogactw Kopalnych, założył kilka rudni i rozsławił Arkanar jako wytwórcę niezwykłych stopów, których sekret zaginął po śmierci uczonego. A Pepin Sławny jeszcze do niedawna sprawował pieczę nad oświatą w państwie, zanim podległe mu Ministerstwo Historii, i Piśmiennictwa zostało uznane za szkodliwe i rozmiękczające umysły.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trudno być bogiem»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trudno być bogiem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkadij Strugacki - Piknik pored puta
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Biały stożek Ałaidu
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Pora deszczów
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Piknik na skraju drogi
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Alfa Eridana
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Fale tłumią wiatr
Arkadij Strugacki
Arkadij Strugacki - Poludnie, XXII wiek
Arkadij Strugacki
libcat.ru: книга без обложки
Arkadij Strugacki
Отзывы о книге «Trudno być bogiem»

Обсуждение, отзывы о книге «Trudno być bogiem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x